003

12.6K 511 210
                                    

-Be skarbie co u ciebie? Jak studia, jak praca? - odezwał się mój ojciec po drugiej stronie.

-W porządku. Jest dużo nauki, ale daję radę. W pracy tak jak wcześniej nadal nic się nie zmieniło, a u ciebie? Złapałeś ostatnio jakiegoś złodzieja ciasteczek jak ostatnio? - zaśmiałam się. 

-Bennie dobrze ci płaci? Młoda damo to było poważne przestępstwo! Nie ma się tutaj z czego śmiać i jeśli chodzi o to czy kogoś złapałem to nie. Ta część świata jest cicha. Mam nadzieję, że za niedługo mnie odwiedzisz. Stęskniłem się za moją córeczką.. - westchnął, ale czułam, że się uśmiecha.

-Tak tato wszystko jest dobrze. Nie wiem czy dostanę wolne wiesz jaka jest Dakota.

-Zapytaj Benniego, a nie tej rudej jędzy. - zaśmiałam się na jego słowa. 

Dakota to na prawdę wstrętna ruda jędza. Ma metr siedemdziesiąt, figurę gruszki, skośne oczy, wąskie usta i totalny brak poczucia stylu. Jest kierowniczką i gdy nie ma szefa to ona tutaj rządzi. Nie lubię jej, ale jedno jest pewne - potrafi świetnie zarządzać i jest konsekwentna nawet w stosunku do siebie. Sprawia wrażenie sukowatej i może to odciąga od niej facetów. Mam około trzydziestki i nadal jest sama. 

-Bennie jest na zwolnieniu lekarskim jeszcze trzy tygodnie. 

-Jak to? Co się stało?

-Złamał nogę w dwóch miejscach, gdy schodził ze schodów. Nie włączył światła twierdząc, że to kawałek i zna ilość stopni na pamięć. - wywróciłam oczami.

-Co za durny stary wapniak. 

Jeśli chodzi o mężów mamy ta dwójka dogaduje się najlepiej. Bennie nie raz bywał u taty i razem wypływali na jezioro łowić ryby. Jeden jedyny raz byłam z nimi i nigdy więcej za żadne skarby świata tego nie powtórzę. To czekanie, aż ryba skusi się na przynętę jest strasznie nudne. Jeszcze gorsze od czekania jest ich wzajemne przegadywanie, który złowił lepszy okaz. Chociaż moim zdaniem wszystkie są takie same.

-Możesz go odwiedzić. Całe dnie spędza w domu przed telewizorem oglądając Przyjaciół albo wiadomości. - zaśmiałam się opierając o szafkę. 

-Chyba nie mam innego wyboru, ale dam ci znać wcześniej. 

-Dobrze tato. Muszę już lecieć bo Dakota zaraz mnie zje. Kocham cię i dbaj o siebie!

-Be nie jestem dzieckiem..ja ciebie też kochanie. 

Rozłączyłam się pierwsza i schowałam telefon do szafki. Zamknęłam ją na specjalny kod i skorzystałam jeszcze z toalety. Wychodząc poprawiłam włosy i ruszyłam w stronę lady. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom widząc osobę, która stoi i czeka, aż ktoś ją obsłuży. 

-Panie Malik? 

Mężczyzna był oparty lewym łokciem o ladę, a palcami drugiej ręki stukał o blat. Gdy mnie usłyszał spojrzał na mnie i zmierzył swoim onieśmielającym spojrzeniem. Oblizał powoli swoją dolną wargę i przysięgam dobrze wiedział jak to na mnie zadziała. W momencie zrobiło mi się duszno pomimo tego, że klimatyzacja była włączona. 

-Panno Montez. 

-W czym mogę pomóc? - zapytałam podchodząc bliżej. 

-Poproszę kawę latte macchiato z podwójnym mlekiem i łyżeczką cukru na wynos. 

Kiwnęłam tylko głową i zabrałam się za robienie zamówienia. Cały czas czułam na sobie jego palące spojrzenie i jestem w niemałym szoku wiedząc, że sam pofatygował się do kawiarni po kawę. Zamykając wieczko położyłam kawę na ladę. W tym czasie Pan Malik wyciągnął dłoń z banknotami w moją stronę. Odbierając go mężczyzna specjalnie przejechał powoli kciukiem po moich chudych palcach. Wstrzymałam powietrze i spojrzałam w oczu, które ciągle patrzyły na mnie. Nie uśmiechał się, ale w jego oczach widziałam dziwne iskierki. 

AsleepWhere stories live. Discover now