Rozdział 21

149 11 2
                                    


Po około 30 minutach jazdy razem z mamą i tatą w jednym samochodzie, dotarliśmy na miejsce. Zaraz za nami jechał Szczepan z Alą, Nick'iem i Aaron'em. Zwyczajnie nie zmieściliśmy się w jednym pojeździe. Po chwili poszukiwań znaleźliśmy miejsca parkingowe przed bramą główną cmentarza, po czym ruszyliśmy na groby naszej rodziny.

***

-Teraz idziemy do mojej babci-powiedziałam ściszonym głosem do Andy'ego.

Za każdym razem szliśmy na samym końcu naszej "grupki" osób, które postanowiły iść z tradycją i w zaduszki odwiedzić zmarłych. Cały czas trzymaliśmy się za ręce i byliśmy bardzo blisko siebie. Może dlatego było mi chociaż troszeczkę cieplej. Jednak same kości Andy'ego potrafią minimalnie ogrzewać. Cieszyłam się, że idziemy już na ostatni nagrobek, bo byłam doszczętnie przemarznięta. Po około 2 minutach spokojnego spaceru zatrzymaliśmy się przed grobem mamy mojego taty. Andy chyba zauważył, że nie jest mi za ciepło, ponieważ usiadł obok mnie na ławeczce i mocno do siebie przytulił.  Rodzice sprawnie obmietli pomnik z kurzu i zapalili znicze. Pomimo tego, że zarówno Andy jak i ja jesteśmy ateistami, to na koniec kiedy mieliśmy już odchodzić, tak jak wszyscy wykonywaliśmy znak krzyża. Ateiści od siedmiu boleści się na cmentarzu zebrali.

-Zimno ci?-zapytał dorównując mi kroku.

-Jakby to powiedzieć....Bywało i gorzej i lepiej.

-Jeszcze gdzieś idziemy?

-Nie, to było ostatnie miejsce.

-Okey, co robimy później?

-Jest 16:20. Może tata jakiś film puści. Za późno już chyba na spacer. Jutro pójdziemy.

-Okey.

Dalej szliśmy w zupełnej ciszy. Dało się usłyszeć nawet stukot butów. Kiedy byliśmy blisko samochodu rodziców, tata rzucił się do otwarcia drzwi mamie, a Andy mnie. To wyglądało komicznie.

**godzina 18:02; dom rodziców**

-No to teraz tak. Andy?-powiedział tata dziwnie się na nas patrząc

-Tak?-odparł zestresowany.

-Pokaże ci, chłopie jak wyglądała Regina, kiedy była młoda.

-Tato, nie!-popatrzyłam na niego z politowaniem.

-Oh, nie przesadzaj, skarbie. I tak cię kocham. Niech pan puszcza, z chęcią zobaczę moją małą królewnę.

-Okey, to puszczam-zabrał z regału kasetę i włożył do odtwarzacza.

-Dlaczego ty mi to robisz?-zapytałam

-Bo cię kocham-odpowiedział tata.

-Pfff. Możesz to okazywać w inny sposób.

-Nie marudź, nie jest tak źle-wcisnął przycisk play i usiadł obok Andy'ego.

**wieczór; pokój Andy'ego i Reginy**

-Powiem ci, Regina, że wyglądałaś uroczo, jak byłaś malutka.

-A teraz?

-Teraz to jesteś i urocza, słodka, miła, opiekuńcza, kochana, najdroższa i w ogóle najlepsza.

-Jakiś ty kochany.

-No ale wiesz......no....jak jest się małym......to......no wiesz........kocham cię.......no......no wiesz...

-Dobra, nie plątaj się już. Też cię kocham ty mój duży pajacu.

-Pajacu?

-No tak. Jesteś tak uroczy jak pajac.

-Hahahahah, okey. Ty moja urocza debilko-zaśmiał się.

-Debilko?

-Ty mnie od pajaców, to ja ciebie od debilek. Proste.

-Rozwalasz mnie czasem, Andy.

-Wiem. Co jutro robimy?

-Pałac Kultury i Nauki, Łazienki Królewskie, Pałac na wodzie i Złote Tarasy.

-Ambitny plan.

-Wiem, mówiłeś wtedy jak sprzątaliśmy dom, że chciałeś te medale zobaczyć. Titaj są-wskazałam ręką półkę przy oknie.

-Dzisiaj rano je oglądałem. Przyznam, że musiałaś się nieźle starać.

-Widzisz? Jednak coś potrafię.

-Czy ja kiedyś mówiłem, że czegoś nie potrafisz?

-Musiałabym się zastanowić.

-No właśnie.

-Która godzina?

-22:15. Trzeba iść powoli spać-powiedział zerkając na zegarek.

-No fakt. Pierwszy raz jesteś w Polsce?

-W Warszawie trzeci raz. Mieliśmy tutaj dwa koncerty. Ale tak ogólnie to czasem tu bywałem jak byłem mały. Mam polskie korzenie. Polskie i niemieckie.

-Nie wiedziałam.

-To już wiesz. Często też do Krakowa jeździłem.

-Kocham to miasto!

-Możemy kiedyś tam razem pojechać.

-Jezu! Kocham cię!-rzuciłam się mu na szyję.

-To......to już wiem. Zaraz się wywalimy.

-To się podniesiemy.

-A jak się nie podniesiemy?

-To sobie poleżymy.

-Nie mogę z tobą-uśmiechnął się tym swoim "charakterystycznym" uśmiechem. Nie umiem go opisać. On był po prostu jego indywidualnym grymasem.

-I tak cię kocham.

-Ja ciebie też. No i.....wiem już to. Cały czas o tym trajkotasz-nadal staliśmy przytuleni do siebie.

-Trudno by było nie zapamiętać-zaśmiałam się.

-No fakt, może pójdziemy już spać? Zmęczony jestem.

-No okey-odkleiliśmy się od siebie i położyliśmy się na łóżku. Przytuliłam się do chłopaka.

-Dobranoc ty mój mały debilu.

-Dobranoc ty mój wielki pajacu.





Co? Tylko 685 słów? To jest niemożliwe! Może dlatego, że nie byłam za radosna i jakoś mi ten rozdział krzywo wyszedł. Słyszeliście o tym co Juliet zrobiła w samolocie? Ja osobiście się tego o po niej nie spodziewałam. Kiedy przetłumaczyłam sobie te słowa, którymi rzucała do Andy'ego to aż mnie serce zabolało. Ale teraz przeczytałam gdzieś takie jedno zdanie...Zacytuję. "Juliet przeprosiła publicznie na swoim instagramie. Podobno naoczny świadek zdarzenia mówi, że krzyczała coś o poronieniu". Ja po prostu nie wiem co mam o tym myśleć. Może lepiej będzie jak zostawię ten temat bez komentarza. Do jutra, kochani. Cześć!

When I was in heaven / Andy Biersack ✔Where stories live. Discover now