Nieporozumienie Cz. 3

849 95 115
                                    

*Lauren pov*

Dojechałam na miejsce, wysiadłam z auta i pobiegłam do starego domku Lucy. Wbiegłam do środka. Rozejrzałam się po pokojach, nikogo nie ma.
- Camila?! - krzyknęłam. Nikt się nie odzywa. Poszłam do głównego pomieszczenia w tym domu, czyli biura Lucy. Drzwi są lekko uchylone, a na podłodze jest coś czerwonego. Krew? Otworzyłam drzwi, a na samym środku stał wysoki i dziwnie znajomy mi chłopak. Popatrzył na mnie, uśmiechnął się lekko i upadł na kolana. Jest ranny, nie wiem co tu się stało, ale Camila jest w niebezpieczeństwie.
- Lauren... Starałem się, ale... - chłopak ledwo mówi. Jego głos jest bardzo znajomy. Boże! Już wiem, poznaje go. To Jesus.
- Ciii... Już dobrze, zadzwonię po karetkę. - przykucnełam obok mojego przyjaciela. Chłopaka dotknął mojej dłoni i spojrzał mi prosto w oczy.
- Lauren nie. Już nie warto... Znajdź Camile musisz ją uratować, ja nie dałem rady. Lucy miła rację jestem nikim, nie dałem rady jej ocalić. Przepraszam. - jego niegdyś piękne i błękitne oczy straciły jakikolwiek blask, usta ma blade i wyschnięte. Przełknełam ślinę, wyjełam telefon i zadzwoniłam na pomoc.
- Zaraz tu będą. Musisz walczyć, słyszysz?! - krzyknęłam. Chłopaka kiwnął głową.
- Spotkamy się w szpitalu. - pocałowałam go w czoło i wyszłam z pokoju ze łzami w oczach. Lucy tego pożałuje... Wyszłam z domu i pobiegłam do pobliskiej rzeki.
- Zamknij się! Powiedziałam morda! Jeszcze jedno słowo, a cie zabije rozumiesz?! - usłyszałam głos Lucy. Zacisnęłam pięść i ledwo się w powstrzymałam, żeby tam nie pobiec i nie rozbić jej głowy o jakiś kamień. Schowałam się za wielkim starym konarem. Na nie wielkiej skarpie stoi Lucy i Camila. Lu ma pistolet i celuje nim w Camz.
- Lucy to nie musi się tak skończyć. - powiedziała Camila. Lucy mocniej zacisnęła dłoń na broni.
- Co ty pierdolisz?! Najpierw skończę z tobą, a potem sama się zabije. Albo nie... Ja zabije ciebie i sama będę miała ubaw patrząc jak umieramsz. - zaśmiał się.
- Tylko szkoda, że nie ma tu Lauren. Miałbym podwójny ubaw, ona by płakała nad twoim martwym ciałem i błaga mnie o zabicie i jej. Kurwa świetna zabawa. - krzyknęła, a ja nie wytrzymałam i pobiegłam cicho do nich. Stanęłam za nią i pokazałam Camz, żeby była cicho.
- Ale jednak tu jestem! - warknełam. Dziewczyna szybko się do mnie odwróciła.
- Ooo czyli jednak będę miała większy ubaw. - znowu się zaśmiała i spojrzała na mnie. W jej oczach widać obsesję i niezrównowarzenie.
- Lucy Co się z tobą stało? - zapytałam. Dziewczyna zrobiła krok w moją stronę.
- Ze mną?! Ja jestem sobą. To ty udajesz, kogoś kim nie jesteś! Powiedz tej swojej Camili jak byłaś, no dalej. - wycelowała w moją stronę.
- Lolo o czym ona mówi? - usłyszałam zaniepokojony głos Camz. Spojrzałam na brunetke i uśmiechnęłam się smutno.
- Nic kochanie. Ona bredzi. - Lucy popchnęła mnie.
- Ja kurwa bredzę?! Lauren przestań pieprzyć i powiedz jak fajnie było. Lubiłaś to! No powiedz, że tak! - krzyknęła. Camila zmarszyczyła brwi.
- O czym ona do diabła mówi? Lauren powiedz! - krzyknęła. Poczułam jak tracę czucie w nogach. Przecież nie mogę jej tego powiedzieć.
- Ugh... Nasz Jauregui jest tchurzem! Ha wiedziałam, że nie dasz rady dziwko. Wiesz co? Ułatwie ci to, sama powiem twojej dziewczynie jaka byłaś dobra! - stanęła teraz tak, żeby widzieć mnie i Camile.
- Więc twoja Lauren. Uwielbiała robić to co ja. - zaczęła.
- Zamknij się! Ja tego nie lubiłam, ja to nienawidziłam. - krzyknęłam i podeszłam do Lucy. Dziewczyna szybko przeładowała pistolet i wycelowała w głowę Camili.
- Powiedz jeszcze słowo, a strzele. Rusz się jeszcze o krok, a strzele. - powiedziała. Spojrzałam na Camile z jej pięknych czekoladowych oczu spływają łzy. Cała się trzęsie. Mam ochotę teraz ją przytulić i powiedzieć, że to już koniec.
- Kontynuując twoja kochana dziewczyna. Torturowała, poniżała i nawet zabijał naszych wspólnych wrogów. Sprzedawała narkotyki i wiesz co jeszcze?! Uprawiała ze mną seks! - krzyknęła uradowana. Camila spojrzała na mnie zaskoczona, a ja spuściłam głowę. Nie mogę spojrzeć jej w oczy. Wstydzę się tego co robiłam, ale już z tym skączyłam.
- Oł jea! Pamiętasz Lauren jak było w jeziorze? Ahh pamiętam, że właśnie tam najbardziej to lubiłaś. - spojrzała teraz na mnie i uśmiechnęła się szyderczo.
- Ooo nie pamiętasz? Jak chcesz to mogę Ci to przypomnieć! - zaśmiała się.
- Nie chcę! - warknełam.
- A czy ja, aby czegoś nie powiedziałam?! Jedno słowo równa się strzał, jeden krok też. Biedna Camila, ty wcale jej nie kochasz... - zrobiła sztuczne smutną minę. I patrząc mi w oczy pociągneła za spust. Mój wzrok momentalnie powędrował na Camile. Dziewczyna upadła na kolana, rzuciłam się pędem w jej stronę. Nie zważając na krzyki Lucy, że mnie zabije. Uklęknełam przed ukochaną i złapałam ją za rękę. Drugą ręką otarłam jej zły, Camila spojrzała na mnie.
- Nie trafiła. - szepnęła tak cicho, że ledwo usłyszałam. Ale jak już do mnie dotarło uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w usta, dziewczyna odwzajemniła. Ten pocałunek jest przepełniony smutkiem, żalem, tęsknotą i miłością.
- Lauren długo się nią nie nacieszysz! - krzyknęła śmiejąc się szyderczo Lucy. Odwróciła się w jej stronę, tak żeby w razie czego obronić Camile.
- Jesteś na tyle głupia, że nawet nie trafiłaś. Trzeba było tak na mnie nie patrzeć... Nigdy nie wychodziło ci to na dobre. Pamiętasz? - zapytałam.
- Zamknij pysk! - krzyknęła i przeładowała pistolet. Przełknełam głośno ślinę i kontynuowałam.
- A czyli pamiętasz. To dobrze, bo ja też to pamiętam. Jechałaś na swoim motorze, a ja na swoim. Zapatrzyłaś się we mnie i zabiłaś swojego braciszka. Ehhh biedactwo, taki młody... A pamiętasz co na to twoi rodzice?! Uwaga cytuję. Nie jesteś już naszą córką, nigdy nią nie byłaś! Jesteś nikim! Nie chcemy cie znać. I zapamiętaj sobie jedną rzecz JESTEŚ NIKIM! Eh wiesz co? Nawet im się nie dziwię... - zaśmiałam się szyderczo, ale nie jestem zadowolona że to powiedziałam. Zmieniłam się nie jestem już kimś takim jak ona...
- Pożałujesz tego Lauren! - razem z Camilą wstałyśmy, a Lucy wyciągnęła trzęsącą się rękę w naszą stronę. Zrobiłam krok w jej stronę.
- Nie sądzę... - rzuciłam się na dziewczynę, pistolet wystrzelił. Poczułam jakby świat na chwilę zwolnił Lucy upadła, kula przeleciała obok mnie ze świstem. Lucy wypuściła broń z ręki. Odwróciłam się z szybko bijącym mi sercem, Camila spojrzała na mnie i upadła. Pobiegłam do dziewczyny i spojrzałam na nią, z prawego boku brzucha leci jej krew. Brunetka przyciska ranę z całej siły. Słyszę odgłosy syren i jakieś krzyki, a to wszystko jak przez mgłę.
- Walcz. - szepnęłam i wstałam odwracając się w stronę Lucy, dziewczyna stoi i się śmieje. Nie wytrzymuje, chwytam pistolet z ziemi i strzelam. Dziewczyna upada na ziemię, a ja nadal strzelam. Dopiero cichy głos Camili mnie powstrzymuje.
- Lolo przestań! Ty taka nie jesteś... - szepnęła cicho. Usiadłam obok mojego anioła.
- Ciii już dobrze, nie płacz. Przepraszam... Już nic ci nie grozi. - mówię normując oddech. Chwytam jej zimną dłoń i pocieram kciukiem.
- Kocham cię! Nie wolno ci mnie teraz zostawić, słyszysz? Camz nie zasypiaj, proszę... - pocałowałam ją w czoło. Kilku pielęgniarzy próbuje mnie odciągnąć, ale ja stawiam opór.
- Nie zostawię jej! Nie tym razem! Nie mogę jej znowu zostawić, nie nie nie... - płaczę.
- Lauren daj im pracować. - powiedziała i zamknęła oczy. Moje serce pękło na milion kawałków. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Łzy spływają po mojej twarzy, szyi i dekolcie. Jak ja mogłam na to pozwolić?!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej 💖
Kurcze sama nie wiem co tu się wydarzyło, wydaje mi się że rozdział do kitu. Ale może się mylę...
Nie sprawdzane.

Tradycyjnie zostaw po sobie gwiazdkę i komentarz 😘

Bad Dream || Camren Where stories live. Discover now