Nieporozumienie cz. 1

860 85 11
                                    

*Lauren pov*

    Przewracam się na bok, odleżyny są naprawdę bolesne i uciążliwe. Od tygodnia nie ma jakiegokolwiek kontaktu z Camilą, cholernie się o nią martwię. Może Shawn, albo Lucy coś jej zrobili? Może sama sobie coś zrobiła? Ale po co skoro mnie odzyskała, obudziłam się dla niej. Nie chcę żyć w świecie w którym jej nie będzie.
- Lauren? - usłyszałam cichy głos mojej przyjaciółki, odwróciłam wzrok w stronę głosu. Normani stoi w drzwiach, ubrana w szare dresy i zadużą koszulkę Dinah. Obok stoją Ally i DJ wszystkie nie są sobą, tak jak i ja. Bez Camili nie wiemy co mamy ze sobą zrobić, nie mamy z kim się droczyć, śmiać i płakać. To niby tylko tydzień, ale bez niej wydaje się to wiecznością.
- Tak? - zapytałam niepewnie. Najgorsze przyszło mi do głowy.
- Camila... - szepnęła. Przerwałam jej w pół zdania, nie chcę tego słyszeć. Nie mogę teraz usłyszeć, że Camili coś się stało. Że nie żyje... Wstałam gwałtownie z łóżka, wyrywając przy tym wszystkie kable poprzypinane do mojego ciała. Maszyna mierząca pracę mojego serca wydała długi pisk. Wybiegłam z pomieszczenia potykając się przy tym. Biegnę po korytarzu z oczami pełnymi łez. Wpadłam w jakąś szczęśliwą rodzinę i wybiegłam na parking. Jest noc, ciemność i mróz otacza moje ciało. Upadam na zimny asfalt, mój płacz zamienia się w szloch. Spoglądam w niebo i z drżącą wargą próbuje wykrzyczeć wszystkie moje emocje.
- Pierdol się! Jak mogłeś pozwolić na to, żeby odeszła?! Bez Camili jestem nikim, przecież dobrze o tym wiesz... Podobno jesteś wszechwiedzący. Mówią, że kochasz i nie ranisz, mówią też że jesteś dobry! Jak ktoś dobry może pozwalać na takie rzeczy? - spojrzałam na migoczące gwiazdy i oświetlający całe miasto księżyc. Poczułam gorące łzy spływające po moich policzkach, szyi i dekolcie. Ręce zaczęły mi drżeć, otuliłam się ramieniem. Pozwoliłam swobodnie spływać moim łzom.
- Lolo, ale jesteś pewna, że tak można?  - Camila zapytała łapiąc mnie za rękę. Zaśmiałam się lekko i ścisnełam mocno jej delikatną dłoń.
- Camz ufasz mi? - zapytałam. Dziewczyna stanęła przede mną i spojrzała na mnie tymi swoimi pięknymi czekoladowymi oczkami. Przybliżyła się do mnie i złożyła krótki pocałunek na moim policzku, blisko kącika ust. Uśmiechnęłam się szeroko i  pogłaskałam jej dłoń kciukiem.
- Oczywiście, że ci ufam! Ufam Ci bezgranicznie, skoczyła bym za twoją miłością w ogień. - powiedziała z przekonaniem w głosie. Znowu się uśmiechnęłam i ruszyłyśmy dalej.
- Nie musisz walczyć o moją miłość Camz. Chcę, żebyś wiedziała, że nie ważne co się stanie nic nie będzie w stanie nas poróżnić. Żadna kłótnia, czy osoba trzecia. Bądź też pewna, że będę cię kochać, aż po grub i jeszcze jeden dzień tak dla pewności. - powiedziałam. Zaśmiała się lekko i wtuliła w moje ramię. Światło latarni oświetla właśnie jej idealną promienną twarz. Lekki rumieniec oblewa jej porcelanowe policzki, czekoladowe oczka migoczą jak miliony gwiazd, a uśmiech mógłby stopić nawet najbardziej zgoszkaniałe serce.
Wspomnienie tamtej nocy odtwarzyło się w mojej głowie. Przypominało mi się wszytko, słyszę jej śmiech. Czuję ciepłe pocałunki składane na moich ustach i szyi. Czuję dotyk jej delikatnych dłoni na moim ciele. Tak jakby działo się to teraz. Zamykam oczy i zatracam się we wspomnieniu.
- Daleko jeszcze? - Camila przerwała przyjemną ciszę. Spojrzałam na dziewczynę z uśmiechem.
- A nie podoba Ci się moje towarzystwo?  - zapytałam złośliwie. Brunetka wyrwała dłoń z uścisku i odskoczyła ode mnie. Stanęła przed mną, rozejrzała się i nachyliła się do mnie. Spojrzałam w jej oczy, mówiły same za siebie. Złapałam jej twarz delikatnie w swoje dłonie i pocałowałam. Nasze usta wpasowały się, jakby były stworzone specjalnie dla siebie. Gdy zabrakło nam powietrza odsunełyśmy się od siebie, a Camila zaczęła uciekać śmiejąc się głośno.
- Biegnij za mną ty głupi bananie!
- Głupi bananie? Pff powiedział głupek w bananowych skarpetkach... - powiedziałam biegnąc za Camilą. Dziewczyna biegła podskakując z nogi na nogę. Pokręciłam głową i przyspieszyłam.
- Już cię mam! - złapałam brunetkę w pasie. Uniosłam i zaczęłam się z nią kręcić wokół własnej osi. Camila zaczęła się wyrwać i głośno śmiać. Upadłyśmy na miękką trawę. Ja wylądowałam pod dziewczyną, co sprawiło jej wielką satysfakcję, bo zaczęła się ze mnie śmiać.
- Camz nie ruszaj się! - powiedziałam głośno. Dziewczyna zesztywniała.
- O co chodzi? - zapytała ze strachem w głosie. Spojrzałam jej w oczy potem na czubek głowy i plecy.
- Wiem, że nie boisz się pająków, ale ten jest tak cholernie wielki. Kurwa to jest jakiś mutant! Japierdziele on z zoo uciekł? - powiedziałam ledwo powstrzymąc śmiech tak, żeby Camila nie zobaczyła. Dziewczyna spojrzała na mnie z wymalowanyn przerażeniem na twarzy.
- Weź, weź, weź to! Kurwa zabieraj go ze mnie! Lauren błagam weź tego pajęczakomutanta! - krzyknęła. Wybuchnełam śmiechem.
- Jaki znowu kurna pajęczakomutant? - zapytałam dławiąc się ze śmiechu. Camz udając wkurzoną zaczęła mi tłumaczyć.
- Pajęczakomutant to połączenie pajęczaka i mutanta, proste. Skoro już wiesz co to znaczy, to błagam kurwa zabierz go ze mnie! - nie mogę powstrzymać śmiechu. Camila robi minę jakby odkryła Amerykę i rzuca się na mnie łaskocząc. Wiję się pod nią ze śmiechu, a dziewczyna nie przestaje mnie łaskotać.
- Ccammz błagam przeeeestań. - szepnęłam bezsilnie. Brązowooka zaprzestała swoich diabelskich czynów, a ja wykorzystałam jej nieuwagę.
- No i teraz masz przerąbane, skarbie. - zaśmiałam się szyderczo. Przerzuciłam Camile tak, żebym znajdowała się nad nią i zaczęłam ją kilgotać. Zaczęła się śmiać i próbowała się wyrwać, ale złapałam ją za nadgarstki i przytrzymałam na trawie. Spojrzałam na jej w połowie oświetloną twarz przez blask księżyca i pocałowałam. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek i po chwili przyjechała językiem po mojej dolnej wardze prosząc o wejście, bez zastanowienia pozwoliłam na to. Za chwilę nasze języki walczył o dominację. Puściłam jej nadgarstku i zaczęłam błądzić dłońmi po jej ciele. Camila zrobiła to samo, prawą ręką jeździła po moich plecach, a lewą wsadził we włosy i przybliżyła mnie jeszcze bardziej do siebie.

*Camila pov*

    Spojrzałam na Jezusa i pistolet który nadal  trzyma w dłoni. Cały się trzęsie, a po jego czerwonych od emocji policzkach zaczęły spływać łzy. Chłopak spojrzał na mnie i dławiącym głosem powiedział.
- Uciekaj. Camila uciekaj! - wyciągną rękę z bronią w moją stronę i kiwnął głową. Spojrzałam w jego niegdyś błękitne oczy, widzę w nich teraz smutek i cierpienie.
- Jesus nie zostawię cie tu, rozumiesz? - powiedziałam kierując wzrok na jego brzuch. To co ujrzałam złamało mi serce. Lucy, gdy Jesus w nią celował wyjeła nóż pchneła go dwa razy w brzuch. Chłopak zdążył wystrzelić, ale nie trafił. Lucy uciekła.
- Ona może tu w każdej chwili wrócić, musisz uciekać. Camila to nie jest już tylko głupia gra, zemsta. Lucy cie zabije, rozumiesz?! - dotknął dłonią miejsc w które został wbity nóż. Jego ręką stała się cała czerwona, na podłodze jest pełno krwi. Jesus się wykrwawia, muszę mu pomóc nie mogę go tu zostawić.
- Jest tu gdzieś jakiś telefon? - zapytałam. Chłopak spojrzał na mnie i pokręcił przecząco głową.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Oto kolejny rozdział, mam nadzieję że się wam spodoba. Drugą część postaram się napisać jeszcze dzisiaj, biorąc pod uwagę to, że jest 0:30 to może dodam ok. 14 😘

UWAGA mała reklama!
Jeżeli jeszcze nie wiesz, lub nie miałaś/eś czasu. To chcę powiedzieć, że piszę nowe opowiadanie "Moonlight" są już dwa rozdziały, a trzeciego można się spodziewać na dniach. Mam nadzieję, że ci się spodoba 💖

Gwiazdki i komentarze mile widziane 😍 strasznie mi miło, gdy mogę czytać wasze komentarze odnośnie mojego ff 😘

Bad Dream || Camren Where stories live. Discover now