Rozdział 11: Zakupy

3K 280 14
                                    

Kolejny dzień Clarke zaczęła jak zwykle od przeciągnięcia się w łóżku, starając się uciec od łaskoczącego dotyku futerka Augustusa. Zresztą miała dosyć ambitne plany, które postanowiła wprawić w życie po szeregu codziennych czynności, do których ostatnio dołączyło także karmienie szopa i sprawdzanie czy na pewno zrobiła wszystko, by zminimalizować ewentualne szkody jakie jej pupil mógł wyrządzić.
Potem odwiedziła Monty'ego, by podrzucić mu kolejnego pendrive'a. Jakiś czas posiedziała z chłopakiem, testując jedną z nowszych gier komputerowych. Całe szczęście jej przyjaciel był na tyle uprzejmy, że postanowił podwieźć ją do sklepu, by mogła zawczasu kupić coś na nadchodzącą rocznicę ślubu Abby i Marcusa.
Planowała namalować dla nich specjalny obraz, dla którego potrzebowałaby odpowiedniej ramy. Zresztą w przybytku pełnym wszelakiego wyposażenia i akcesoriów domowych mogła zawsze znaleźć coś dla siebie.
Najgorsze było tylko to, że nigdy nie potrafiła się odnaleźć w ogromnych marketach i najzwyczajniej w świecie potrzebowałaby mapy albo przewodnika, by znaleźć określony produkt lub w ogóle trafić do wyjścia. Na otwartej przestrzeni nie miała podobnych problemów.
Tym razem po raz kolejny zgubiła się przy ekspozycji przedstawiającej układ przykładowego mieszkania. Przez te inspiracje dla wnętrz całkowicie się pogubiła. Zresztą sama była sobie winna, bo gdyby nie zamierzała skrócić sobie drogi do odpowiedniego działu to by nie zabłądziła. Zrezygnowana była gotowa na dosyć długą tułaczkę po sklepie, gdy za rogiem natknęła się na znajomą postać.
- Lexa? - wykrztusiła, niemal zderzając się z szatynką.
- Hej Clarke - przywitała się z lekkim uśmiechem.
Griffin przez chwilę spoglądała na wargi Lexy, ale po chwili skarciła się w myślach.
- Co tutaj robisz? - spytała, co było chyba najidiotyczniejszym pytaniem, ale jedynym które przyszło jej do głowy.
- Zakupy - odpowiedziała pani weterynarz o dziwo bez śladu jakiejkolwiek drwiny w głosie. - Znajoma robi remont więc pomyślałam czy samej by czegoś nie zmienić. A ty, Clarke?
- Cóż, ja... - blondynka potrzebowała kilku sekund na zastanowienie się nad własną odpowiedzią, czego bynajmniej nie ułatwiało jej spojrzenie zielonych oczu. - Moja mama i ojczym mają rocznicę ślubu... Szukam ramy do obrazu, który chcę dla nich namalować. Może przy okazji znajdę coś jeszcze.
Woods skinęła głową w zamyśleniu. Wzmianka o obrazie przypomniała jej widok nagich płócien, które były zawieszone w salonie niebieskookiej.
- Te obrazy w twoim domu... Wszystkie są twojego autorstwa? - zapytała po chwili czym całkowicie zaskoczyła Clarke.
- Tak... Sama je zrobiłam - przyznała, a Lexa spojrzała na nią z pewnym uznaniem.
- Nie miałam okazji im się bliżej przyjrzeć, ale są piękne - powiedziała wprost.
Faktycznie, kiedy Woods ją odwiedziła to jedynie zostawiła na jej dywanie klatkę z rozszalałym szopem. Aż dziw, że w ogóle zapamiętała jakiekolwiek obrazy wiszące na ścianach. Tym bardziej, że Griffin mogłaby przysiąc, że czuła wtedy przez cały czas skupione na sobie spojrzenie pani weterynarz, a może tak tylko jej się zdawało...
- Może pomożesz mi wybrać ramę? W tym akurat jestem kiepska, a chcę żeby to dzieło jakoś się prezentowało - zagadnęła, licząc na to, że szatynka się zgodzi. Zresztą to nie tak, że szukała jakiegoś pretekstu, by spędzić z nią nieco czasu. Naprawdę nie radziła sobie z oprawianiem prac. Dlatego właśnie w domu miała zawieszone nagie płótna.
- Jeśli tylko chcesz - odparła, a blondynka uśmiechnęła się delikatnie na jej słowa.
Przy okazji udało jej się także znaleźć przewodnika, który potrafił wskazać jej odpowiedni kierunek zgodny z planowanym zakupem. Chociaż i tak Clarke zatrzymywała się co kilka metrów, by podziwiać niemalże wszystko, co znajdowało się w sklepie. Lexa przez większość czasu trzymała się bardziej z boku i zerkała na wskazywane przez nią przedmioty ponad jej ramieniem, mrucząc krótkie uwagi na temat ich wyglądu. Jak w ogóle z takim nastawieniem planowała cokolwiek kupić?
W końcu jednak udało im się dotrzeć do odpowiedniego działu, gdzie znajdowały się wszelkiego rodzaju ramy i oprawki. Teraz wystarczyło tylko wybrać odpowiednią.
- Co sądzisz o tej? - spytała Griffin, spoglądając na swoją towarzyszkę i stukając palcem w misternie rzeźbione pozłacane drewno.
- Za ciężkie... - odpowiedziała niemal od razu Woods. - Co chcesz w ogóle namalować, Clarke?
Blondynka zamyśliła się chwilę. Może jednak powinna decyzję o oprawie swojego dzieła zostawić na później? Jednak miała wrażenie, że jeśli odłoży ją na inny dzień to kompletnie o tym zapomni lub straci chęć. Poza tym jej artystyczny umysł nieraz działał w nieokreślony sposób skupiając się na szczegółach zamiast kreślić istotne konkrety.
- Chciałam ich uchwycić jako szczęśliwą parę. Jakieś jasne, ciepłe barwy... - zaczęła, a w jej myślach niemal od razu pojawił się dokładny zamysł.
- Widzisz, a taka oprawa tylko zabije cały nastrój - powiedziała, sięgając po inną z ram. - Najlepsze chyba byłoby coś prostego i eleganckiego...
Griffin z fascynacją obserwowała jak długie i smukłe palce Lexy przesuwają się po ciemnym, drewnie.
- Ta powinna być w porządku.
Szatynka przeniosła spojrzenie ze swojego znaleziska na Clarke, nawiązując z nią kontakt wzrokowy. Blondynka po raz kolejny nie wiedząc czemu, poczuła się nieco nieswojo.
- Tak. Będzie idealna - odpowiedziała, przyglądając się wybranej ramie.
- W takim razie postanowione i możemy iść dalej - zakomenderowała Woods, chwytając pewniej drewniany prostokąt.
- Daj mi to ponieść - zwróciła się do niej Griffin.
- Nie ma mowy, Clarke - usłyszała w odpowiedzi.
Oczywiście nie było mowy o jakiejkolwiek formie sprzeciwu. Blondynkę, aż dreszcze przeszły, gdy jej towarzyszka użyła swojego władczego głosu. Jednak w ciągu kilku minut wizerunek Lexy przeszedł małą metamorfozę, gdy w drodze do kasy natknęły się na dział z świeczkami wszystkich możliwych kształtów i zapachów.
- Lexa, twoje mieszkanie jest już pełne świeczek - zauważyła Clarke, przyglądając się jak szatynka przejawiła nagłe zainteresowanie asortymentem sklepu.
- To wcale nie znaczy, że nie mogę kupić kolejnych - oświadczyła Woods, podnosząc opakowanie małych świeczulek w aluminiowych podstawkach. - Zresztą to nie świeczki tylko tealights, a te są o zapachu truskawkowo-malinowym. Sama zobacz.
Blondynka wcale nie musiała się zbytnio zbliżać, by poczuć aromatyczną woń owoców. Wciąż jednak nie potrafiła zrozumieć jakim cudem Lexa może kupować wciąż nowe świece, gdy cały jej dom przepełniony był już nimi i ich bardziej lub mniej egzotycznymi zapachami.
- Całkiem niezłe - przyznała, przyglądając się pozostałym pozycjom na półkach.
Entuzjazm najwyraźniej jej się udzielił i sama proponowała szatynce kolejne warianty świeczek. W końcu taka mała rzecz, a tak potrafiła ucieszyć panią weterynarz, że uśmiech sam cisnął się na usta, gdy tylko się na nią spojrzało. Clarke dodatkowo postanowiła się odwdzięczyć Woods za dźwiganie ramy i niosła kilka opakowań tealights jak je nazwała wcześniej Lexa. Zresztą właściwie miały już opuścić dział i udać się do kasy, kiedy Griffin dostrzegła po drugiej stronie alejki znajomą męską postać. Ta sama znoszona bluza z kapturem, ciemne włosy sięgające ramion... Nie było mowy o pomyłce.

Lexacoon ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz