Rozdział 2: Rodzinny obiad

4K 305 16
                                    

Minęły dwa dni od pamiętnego spotkania z Augustusem, a Clarke siedziała przy suto zastawionym ogrodowym stole. Trzeba zaznaczyć, że pojęcie "obiad rodzinny" w przypadku Griffinów nie oznaczało spożywania posiłku w ściśle określonym gronie, gdzie każdy jest ze sobą połączony w jakiś biologiczny czy prawny sposób. Oprócz Abby Griffin i jej męża Marcusa Kane'a, będącego ojczymem Clarke przy stole zasiadały także Raven Reyes i Octavia Blake. Pomimo tego, że w żyłach żadnej z nich nie płynęła ta sama krew co gospodarzy były one zawsze mile widziane. Oprócz tego zwykle obecny był także brat Octavii oraz jej chłopak. Niestety Bellamy wyjechał na dawno planowaną wycieczkę w rejony śródziemnomorskie ze swoją żoną, a Lincoln musiał operować jakiegoś mopsa ze skrętem kiszek. O ile małżonkowie mieli zagwarantowane miłe spędzanie czasu to weterynarz na pewno wolałby teraz siedzieć w ogrodzie Griffinów i polować na porcję soczystej karkówki, idealnie wysmażonej na grillu przez Marcusa.

Clarke uśmiechnęła się, rozsiadając się wygodniej na wiklinowym krześle i spoglądając ponad wszelkimi miskami z sałatkami i półmiskami z grillowanym mięsem na swoich rodziców i znajdujący się za nimi ogród. Uwielbiała wprost widok nabrzmiałych kwiatów hortensji rosnących pod drewnianym płotem oddzielającym dom Griffinów od sąsiedniego. Były to chyba jej ulubione kwiaty ze wszystkich jakie kiedykolwiek Abby posadziła na swoim podwórku. Niestety jej rozmyślania na temat piękna przyrody zostały przerwane przez Raven, która szturchnęła ją łokciem.
- A co tam ostatnio działo się u ciebie, Clarke? - spytała Latynoska, wlepiając w nią świdrujące spojrzenie ciemnobrązowych oczu.
Blondynka uśmiechnęła się lekko, przeklinając w duchu Reyes za to, że skupiła na niej uwagę całego towarzystwa. Nienawidziła sytuacji, w których niemal czuła się zmuszona do tego, by opowiadać o sobie i o tym, co wydarzyło się w jej życiu. Zwłaszcza, że była zdania, że posiada bardzo nudny żywot.
- Właśnie, jesteśmy ciekawi, Clarke. Poznałaś kogoś? - wtrąciła się jeszcze Octavia, zakładając za ucho pasmo swoich ciemnych włosów.
W takiej sytuacji naprawdę nie mogła wymigać się od odpowiedzi. Westchnęła, bawiąc się widelcem, na który starała się nadziewać jak najwięcej kawałków warzyw z sałatki.
- Postanowiłam, że przygarnę szopa – odpowiedziała po chwili milczenia.
Tak jak się spodziewała w ogrodzie zapadła na moment krępująca cisza. Zupełnie jakby przed chwilą dziewczyna wyznała, że zamordowała człowieka, którego zwłoki zakopała pod rabatkami z pelargoniami. Przynajmniej takie odnosiła wrażenie dopóki nie usłyszała jak głos po uprzednim odchrząknięciu zabiera Blake.
- Przygarniasz... szopa? Nie lepiej jakbyś zaczęła od rybek, albo coś?
- Kochanie, zdajesz sobie sprawę z tego, że szopy są nosicielami paskudnych nicieni? - dorzuciła jeszcze Abby, w której jak zwykle odezwał się głos doświadczonego lekarza, który na wszystko patrzy z medycznego punktu widzenia. Zwłaszcza jeśli jego córka ma przygarnąć nietypowe zwierzę domowe. Zapewne pani doktor kontynuowałaby mowę demotywującą, gdyby nie dłoń Marcusa na jej ramieniu, który zawsze starał się jakoś ograniczyć zboczenie zawodowe żony za co Clarke była mu niezmiernie wdzięczna.
- Tak, zdaję sobie z tego sprawę mamo. Zresztą chwilowo mam jedynie pomagać nad jego opieką i potem będę mogła go tak naprawdę "przygarnąć" - wytłumaczyła, spoglądając na towarzystwo stolikowe.
Marcus pokiwał głową z uznaniem. Zawsze wierzył w to, że jego pasierbica ma zdolność podejmowania rozsądnych decyzji nawet jeśli innym wydają się one całkowicie irracjonalne. Tym razem również miał nadzieję, że dziewczyna nie wpakuje się w kłopoty.
- Będziesz pomagać w jakiejś... hodowli szopów? - spytał ostrożnie. Zawsze chciał mieć pełny obraz sytuacji, by móc ją jak najlepiej zrozumieć, a Clarke raczej stroniła teraz od udzielania informacji.
- Nie. Będę pomagać w domu dziewczyny, która jest jego obecną właścicielką – odpowiedziała młoda Griffin i niemal pożałowała tego, co przed chwilą powiedziała, czując na sobie przeszywający wzrok czterech par oczu.
- Chwila! Czy ja dobrze zrozumiałam? - spytała Raven, która usiadła bokiem na swoim fotelu, by mieć lepszy widok na blondynkę. - Jakaś laska wciska ci szopa i zaprasza do tego, żebyś się nim zajmowała w jej domu? To brzmi jak scenariusz jakiegoś pornosa!
- Raven! - upomniała ją gospodyni, która czasami naprawdę miała dosyć inteligentnych komentarzy Latynoski.
- Wybacz Abby, ale sama zobacz jak to wygląda. Jeszcze się okaże, że Clarke trafiła na jakąś gwałcicielkę, porywaczkę czy morderczynię. Skąd pewność, że nie jest psychopatką, która wabi dziewczęta na szopa? - kontynuowała Reyes, która jak zwykle zbytnio przejęła się tym, co działo się w życiu jej przyjaciółki.
- Nazywa się Lexa Woods i jest weterynarzem. Jak dla mnie wygląda na całkowicie normalną – stwierdziła Clarke, odkładając w końcu widelec, którym wcześniej dźgała składniki sałatki na swoim talerzu. - Nie musicie się tak o mnie martwić. Jestem dużą dziewczynką i daję sobie radę w życiu...
- To się jeszcze okaże moja droga – mruknęła cicho Raven po czym spojrzała na siedzącą po jej drugiej stronie Blake. - O, trzeba zweryfikować laskę. Instagram, Twitter, co tylko można znaleźć...
- Robi się, kapitanie Reyes. Skoro jest weterynarzem to spytam jeszcze Lincolna czy ją zna – odpowiedziała brunetka, automatycznie wyciągając telefon z kieszeni.
Clarke mogła jedynie wywrócić oczami na zachowanie swoich znajomych. Nawet Abby tak się o nią nie martwiła chociaż teraz również patrzyła na nią z troską, ale nie wtrącała się w jej postanowienia podobnie jak Marcus. Jednak z Raven i Octavią było inaczej... Znały się od dziecka i zawsze musiały się upewnić czy jednej z nich coś nie grozi. Kiedy O zaczęła się spotykać z Lincolnem, Griffin i Reyes urządziły mu takie przesłuchanie, którego nie powstydziliby się agenci CIA. W końcu ich najlepsza przyjaciółka musiała być w dobrych rękach! Teraz to blondynka dostarczała pozostałej dwójce materiału do inwestygacji.
- Ej, Rav... - Blake pociągnęła Latynoskę za rękaw bluzy, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. - Znalazłam ją na Insta. Zerknij na nią.
Clarke dostrzegła na ekranie smartfona Octavii zdjęcie Lexy, siedzącej na piaszczystej plaży. Miała na sobie hojnie wycięty tank top i krótkie jeansowe szorty, które ukazywały jej idealne nogi. Wokół bioder przewiązaną miała czerwoną flanelową koszulę w czarną kratę. Kiedy tylko Raven dostrzegła minę z jaką Griffin wpatrywała się w telefon, wiedziała, że miały na celowniku odpowiednią osobę.
- Dobra robota, O. Jezu... seksowna z niej bestia. Teraz rozumiem czemu uległaś jej przy tym szopie – mruknęła Reyes, przeglądając zdjęcia, które Woods zamieściła na portalu.
- Wygląda na hetero – skomentowała Blake, wiedząc do czego zmierza Latynoska.
- Sama jesteś hetero – odburknęła jej Raven, nie odrywając ani na chwilę wzroku od ekranu.
- Próbowałaś mi dogryźć? Bo chyba ci się nie udało – prychnęła w odpowiedzi.
Wydawało się, że Latynoska naprawdę czasami zapominała o tym, że tylko ona i Clarke były zadeklarowanymi biseksualistkami, a większość ludzi jednak jest heteroseksualna, co swoją drogą Reyes uważała za głupotę, twierdząc, że każdy odczuwa takie czy inne zainteresowanie obiema płciami.
- Dobra dziewczyny koniec zabawy. Pomóżcie mi posprzątać po obiedzie – powiedziała Abby, wstając od stołu, by znieść do kuchni brudne naczynia.
Clarke niemal natychmiast podążyła śladami rodzicielki, niosąc w dłoniach miski z resztkami sałatek. Kiedy tylko przekroczyła próg domu, matka odwróciła się do niej, obdarzając spojrzeniem pełnym troski.
- Clarke dobrze wiesz, że ci ufam... Tylko proszę nie pakuj się w nic dziwnego – wyrzuciła z siebie, wzdychając ciężko.
- Dobrze, mamo. Nie zamierzam w nic się pakować – odpowiedziała, a lekarka objęła ją ramieniem i ucałowała w skroń, szepcząc coś, co brzmiało jak "mam nadzieję".

Lexacoon ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz