Rozdział 7: Powrót do domu

3.4K 277 5
                                    

Clarke przeciągnęła się leniwie na kanapie, powoli otwierając oczy, by przywykły do dziennego światła. W pierwszych chwilach po przebudzeniu musiała jeszcze poczekać, aż jej mózg w pełni się załaduje i powie jej, gdzie się znajduje. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niej, że znajduje się w mieszkaniu Lexy. Wszystko przez to, że poprzedni wieczór przybrał nagle nieoczekiwany obrót.

Wstała i uporządkowała swoje niedawne posłanie po czym skierowała się do kuchni. Co prawda dziwnie było się tak rządzić w czyimś mieszkaniu, ale wczoraj chyba Woods jej powiedziała, że ma się czuć jak u siebie w domu. Nie dodała przy tym jak długo będzie mogła to robić. Dlatego Griffin postanowiła przyrządzić sobie kubek kawy, by rozbudzić się już do końca. Bez dawki kofeiny było to prawie niemożliwe. Przy okazji mogłaby jeszcze coś zjeść, a zrobienie kanapki nie należało do najtrudniejszych czynności.

Po szybkim śniadaniu i porcji aromatycznej kawy Clarke skierowała się do łazienki, by się odświeżyć i wrócić do własnych ubrań. Chociaż naprawdę niechętnie zdjęła z siebie koszulkę Lexy i włożyła do kosza z rzeczami do wyprania. Zbyt dobrze jej się w tym spało...

Po wykonaniu porannej toalety Griffin skierowała swoje kroki w kierunku sypialni szatynki. Cichutko uchyliła drzwi i zerknęła przez szparę czy Woods jest w środku. Tak jak się spodziewała, pani weterynarz leżała na łóżku, smacznie śpiąc. Clarke nie potrafiła powstrzymać uśmiechu na widok, który zastała. Lexa wyglądała tak słodko i niewinnie, tuląc się do jednej z poduszek i z Augustusem zwiniętym przy jej stopach w kłębek. Musiała przez chwilę nacieszyć swoje oczy tym widokiem po czym wycofała się z zajmowanej pozycji, na powrót przymykając drzwi.
Przed wyjściem postanowiła przygotować jeszcze śniadanie dla Woods w podziękowaniu za gościnę. Zresztą kto wie co pani weterynarz mogłaby sama sobie przyrządzić, o ile by jej się chciało. Talerzyk z kanapkami oraz miseczkę z naprędce przygotowaną sałatką, Griffin przykryła folią spożywczą i zostawiła w salonie razem z odręcznie napisaną notką. Miała nadzieję, że Lexa wkrótce się obudzi. Zresztą nie było wcale tak wcześnie.
Jeszcze raz spojrzawszy na swoje skromne dzieło kulinarne, Clarke opuściła mieszkanie szatynki.

Starając się przekręcić klucz w zamku, blondynka dokonała szokującego odkrycia. Drzwi jej domu były otwarte. Przełknęła ciężko ślinę, spodziewając się najgorszego i nacisnęła klamkę.
Brak oznak włamania. Wyglądało na to, że wszystko było na swoim miejscu. Może po prostu zapomniała zamknąć drzwi. Przynajmniej tak sądziła zanim weszła do salonu, gdzie natknęła się na dwie dobrze jej znane postaci, siedzące na kanapie z rękami skrzyżowanymi na piersiach
- Gdzie byłaś całą noc? - zapytała gniewnym tonem Raven, wbijając wzrok w blondynkę.
- Wytłumacz się, młoda damo - dołączyła do niej Octavia.
Cudownie. Te dwa głupki po prostu uwielbiały wpadać z wizytą akurat wtedy, gdy nie było to wskazane, a wszystko przez to, że miały własne komplety kluczy do mieszkania blondynki.
- Chyba dobrze wiecie, gdzie byłam - odpowiedziała niechętnie Griffin, siadając w fotelu stojącym obok kanapy.
- U Lexy, prawda? Skoro jesteście ze sobą tak blisko to chyba pora byśmy ją też poznały - rzuciła Reyes, lustrując koleżankę wzrokiem. - Abby mówiła, że wpadłyście do niej po swojej randce.
Jak zwykle Latynoska potrafiła uderzyć z zaskoczenia, pokazując jak dobrze poinformowana potrafiła być. Clarke jedynie wpatrywała się w nią ze zdziwieniem. Wiedziała, że jej matka była blisko z Raven, ale żeby już zdążyła powiedzieć jej o nocnej wizycie na ostrym dyżurze? Czasami czuła się jakby to Reyes była jej ojczymem, a nie ten łagodny Marcus, który trzymał się na ogół z dala od jej życia prywatnego.
- To nie była żadna randka. Tylko przyjacielska kolacja. Zresztą kiedy ty zdążyłaś o tym rozmawiać z mamą? - niemal warknęła, spoglądając na dziewczynę spod gniewnie zmarszczonych brwi.
- Dzisiaj rano, ale to nieważne... Ciekawi mnie tylko jaki to przyjacielski obiad mogłaś zaserwować takiej stuprocentowej wagitariance - prychnęła ze złością Reyes.
- Mówi się "wegetarianka", Raven - poprawiła ją automatycznie Blake, która jak zwykle nie zrozumiała kontekstu.

Lexacoon ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz