Rozdział 33

282 20 0
                                    

*Perspektywa Karoliny*

Nie spałam całą noc. Przez te kilkanaście godzin spędziłam przy łóżeczku Danny'ego. Nie chciałam spuszczać go z oka. Wiedziałam, że jest bezpieczny w szpitalu, ale ja jednak wolałam go mieć obok siebie, w końcu jestem jego mamą i bardzo się o niego martwię. Ash po paru godzinach siedzenia ze mną zasnął z głową na moich kolanach. Niech śpi, musi wypocząć. Rano, czyli o około godzinie dziewiątej, zauważyłam, że maluszek otwiera oczka. Uśmiechnęłam się lekko i pogładziłam palcem jego policzek.

- Cześć, kochanie - otarłam szybko łzy szczęścia, a on wyszczerzył się słodko w moją stronę - Tak, skarbie. To mamusia twoja - musnęłam ustami jego czółko - Już nikt więcej cię nie skrzywdzi - pogłaskałam go po główce i zaczęłam budzić Ash'a.

- Co się dzieje? - ziewnął i usiadł na swoje krzesło - Hej młody - uśmiechnął się szeroko do synka, a on odwzajemnij to i do tego się zaśmiał - Tęskniliśmy strasznie za tobą, wiesz? - połaskotał go po brzuszku.

- Widzę, że nasz mały pacjent ma się już nieco lepiej - powiedział radośnie lekarz wkładając słuchawki do uszu i jeżdżąc końcówką po klatce piersiowej maluszka - Oddech jest równomierny i spokojny. Sprawdzimy jeszcze jak rana i prawdopodobnie dzisiaj po południu Danny wróci do domu - lekarz uśmiechnął się w naszą stronę.

- Słyszysz słońce? - pocałowałam malca w nosek i do środka weszła reszta zespołu razem z ich dziewczynami oraz Ricky i Ann.

- Jak się czuje? Wszystko dobrze? Nic mu nie jest? - dostawaliśmy mnóstwo pytań od nich. Na spokojnie i powoli opowiedzieliśmy im o całej akcji, którą Chris zaplanował.

- Właśnie, gdzie on jest? - spytała zdziwiona Juliet.

- Nie wiem, był tutaj jeszcze w nocy - stwierdziłam zaskoczona - Może wyszedł, kiedy nie patrzyłam, ale czemu to zrobił, tego nie wiem - wzruszyłam ramionami.

- Rana zaczyna się ładnie goić - powiedziała uśmiechnięta pielęgniarka zmieniając opatrunek mojemu synkowi.

- To dobrze - powiedziałam i wyszczerzyłam się.

*Kilka godzin później*

Cała nasza trójka, czyli Ash, ja i Danny wróciliśny szczęśliwie do domu. Położyłam się z Młodym na łóżku i zaczęłam się z nim bawić, lecz po pewnym czasie przyszedł mój narzeczony.

- Kotku, muszę ci coś pokazać - usiadł obok mnie i pogłaskał malucha po główce.

- Coś się stało? - uniosłam brew i przytuliłam maleństwo do siebie.

- Nie - uśmiechnął się lekko - Ucieszysz się - wziął ode mnie Danny'ego i odłożył go do kołyski - Chodź - pociągnął mnie za rękę za dół aż do samochodu.

- Gdzie jedziemy? - uniosłam brew i zapięłam pasy.

- Zaraz się dowiesz, a teraz już cisza - zaśmiał się, włączył radio i pojechaliśmy w stronę wzgórza Hollywood - Jesteśmy na miejscu - stwierdził parkując pod wielkim, pięknym domem.

- Ash, dalej nic nie rozumiem. Piękny dom i w ogóle, ale po co nas tu zawiozłeś? - uniosłam brew do góry.

- Po to, żeby ci pokazać nasze nowe gniazdko - obął mnie od tyłu w pasie i ucałował policzek.

- Ty chyba nie mówisz poważnie - patrzę na niego z niedowierzeniem i spojrzałam znowu na budynek.

- Jestem jak najbardziej poważny. To wczesny prezent ślubny dla ciebie - uśmiechnął się szeroko do mnie i musnął usta.

Who can save me now? || A. Purdy/C. CerulliWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu