Od dwóch dni jestem w szpitalu i od dwóch dni nie widziałam Louis'a. Nawet nie wiem co sobie myślałam, chcąc pożyczyć od niego te pieniądze. Jestem skończoną idiotką. Straciłam dziecko i najważniejszą osobę w moim życiu. To trudniejsze niż myślałam.
Tata, Joe i Karen odwiedzają mnie codziennie. Było mi strasznie wstyd za to wszystko. Gdybym tylko im powiedziała wszystko potoczyłoby się inaczej.
- Jak się czujesz Diana? - lekarz wszedł do mojej sali i sprawdził wyniki oraz inne takie.
- Boli mnie głowa.
- Niedługo powinno przestać. Dosyć mocno uderzyłaś. - powiedział. Mówił coś jeszcze ale skupiłam się tylko na tym, że wychodzę za trzy dni. - Widziałem kogoś przed twoją salą. Mam go wpuścić?
- Louis? - podniosłam się lekko i oparłam na łokciach.
- Nie wiem jak się nazywa, ale przyszedł tu wczoraj i przedwczoraj, tylko że spałaś. - otworzyłam szeroko oczy. On tu był. - Wpuszczę go. - pokiwałam głową i westchnęłam. Wyglądam jak gówno, żeby tylko się nie przestraszył.
- Cześć. - wszedł niepewnym krokiem do środka. To nie pasowało do mojego Lou.
- Hej, Lou. - szepnęłam drżącym głosem.
- Mała, jak się czujesz? - usiadł na skraju łóżka.
- Już lepiej. - pokiwał głową i zapanowała cisza.
- Dlaczego powiedziałaś, że nasze dziecko nie jest już ważne? Nie pozwolę ci na aborcję. Zajmę się przecież wami. Kocham was. - uścisnął moją dłoń, a potem ja ucałował.
- Louis.. ja poroniłam. Dziecka już nie ma. - powiedziałam z łzami w oczach. Czułam się tak strasznie, że chciałam się go pozbyć, a teraz mam za swoje.
- Ale jak? To przeze mnie? Wtedy jak cię popchnąłem?
- Źle upadłam..
- Tak bardzo cię przepraszam.. - przyłożył moje dłonie do swoich ust i ucałował ich wierzch.- Przepraszam...
- Mówiłeś, że nie chcesz dzieci. Że ich nie lubisz. Że nie chcesz mieć nigdy swoich. Wystraszyłam się, a nie chciałam cię stracić. Wolałam to zrobić po cichu.
- Ale jeśli by się zdarzyło, że wpadniemy jak teraz to przecież bym się wami zajął. Mała kocham cię i chcę, żebyś była szczęśliwa. Jeśli chcesz bachora to sobie zrobimy. - powiedział, a ja zachichotałam pod nosem. - I żebyś więcej mi nie wpadła na taki pomysł jak teraz, zrozumiano?
- Tak, rozumiem.
- Mam coś dla ciebie. Nie możesz jeść kebabów, więc mam dla ciebie mrożony jogurt.
- Jesteś kochany. - przytuliłam go i pocałowałam w policzek.
- Nasze dziecko też będzie takie kochane.
- Nie mów tak, bo chce tego dziecka jeszcze bardziej i zaraz się rozpłaczę, bo je straciłam. To wszystko moja wina.. - zaszlochałam.
- To nie twoja wina. Tak najwidoczniej musiało być. Ale za jakiś czas pewnie zrobimy sobie takiego małego smarka i będę go uczył gra w piłkę, no bo tak robią ojcowie nie?
________________
Następny rozdział pojawi się za tydzień, ponieważ właśnie skończyłam 2 część Sassy i muszę ogarnąć 3, która chcecie :)
#54 miejsce w Losowych! <3
DZIĘKUJĘ!
Do następnego! xx