- No to nieźle. Gratuluje JB! Może brata będziesz miał albo co!
- Zamknij dup! Nie zamierzam! zaśmiałem się, tłukąc go w ramię.
Zaczęliśmy się przepychać u niego na łóżku. Niechcący, podczas tej szamotaniny, spadłem na podłogę. Gdy śmialiśmy się z tego, do pokoju weszła wezwana hałasem mama Jamiego.
- Wy coś braliście że tak wariujecie? - Zapytała z uśmiechem, czekając w progu na odpowiedź.
- Nie, nie Pani Mathias. Ja jestem trzeźwy, jak Jamie to nie wiem... - z sugestywnym uśmieszkiem spojrzałem na kumpla. Jego grzywka była powywijana we wszystkie strony a usta śmiały się w głos.
- Weź sie zamknij... - wychrypiał, tłumiąc śmiech.
- Jamie! - wtrąciła się jego mama.
- On zaczął!
- To ty przestań! Poszlibyście na spacer, zanim was całkiem pogrzeje - Zirytowana zachowaniem syna kobieta, wyszła z pokoju.
- Kłopoty? - zaśmiałem się.
- Jeśli ciebie lubi bardziej niż mnie to gwarantuje że pewnego dnia własnoręcznie cie zabije - Śmiał się, chodząc po pokoju. Przystanął przy oknie, zwracając uwagę na słoneczny dzień.
- Idziemy sie przejść? - spytał.
- Dawaj - wstałem i wyszedłem z pokoju. Jamie podążał za mną.
Nie ustaliliśmy gdzie, po prostu szliśmy chodnikiem mijając po drodze różne sklepy.
- Wiesz jaką miałem wczoraj akcje? - zacząłem rozmowę.
- Mów - Jamie odpalił papierosa, przykuwając tym moje spojrzenie - Ty jarasz?
- Ty jarasz? - zakpił, naśladując mnie - Daj spokój, człowieku. Nie mam 12 lat.
- Mniejsza - W myślach powiedziałem "Czasem sie tak zachowujesz". - Ryan sie wplątał w jakieś gangsterskie gówno. Wczoraj omal przez to nie zginął. I jeszcze ja w tym uczestniczyłem.
- Narkotyki?
- Nie, przemyt broni czy coś takiego.
- Oo, nieciekawie. Uważaj na siebie i na niego, bo wiem jak to sie kończy.
- Jak?- spytałem zdziwiony.
- Zabiją cie albo gdzieś wywiozą i będą torturować. Na filmach widziałem takie akcje. Ludzie sie wykrwawiają albo kończą z betonowymi butami w jeziorze.
- Aha, na filmach widziałeś - Pod nosem sie zaśmiałem, kończąc tą bezsensowną pogawędke.
Zmieniliśmy temat na przyjemniejszy i bardziej przyziemny.
- A jak tam to twoje wypracowanie? Podobno miałeś nas zachwycić.
- Napisałem, w piątek w parku.
- I jak? Będzie kolejna 5 do kolekcji? - Jamie śmiał się. Nie lubił we mnie tej postawy "dobrego ucznia". Ale co zrobisz, takim mnie matka stworzyła.
- Będzie. Nie kolejna kosa, jak u ciebie - dowaliłem mu, czekając na jego głupią minę.
Jamie zacisnął usta w linię, patrząc na mnie dziwnie. Pokręcił tylko głową.
Skończyliśmy gadać i kontynuowaliśmy spacer. Wędrówka skończyła się pod domem naszego kumpla. Znaczy, kumpla Jamiego. Ja znam tego chłopaka tylko z widzenia.
Wiem tylko że nazywa sie Jacob i znam jego adres, po tym jak Mathias kiedyś mnie tu przyprowadził.
Chłopak stał przed domem, bawiąc sie telefonem. Kamienica w której mieszkał, nie wyglądała na zbyt urodziwą. A ten typ nie zdobywał mojego zaufania. Wyglądał na jednego z ludzi z którymi zadarł Butsy, miał to wypisane na twarzy.
Miał fryzurę typu undercut, dosyć niemiłą twarz i tatuaże na rękach. Robione amatorsko, pewnie w poprawczaku.
Nosił powyciągany podkoszulek, czarne krótkie spodnie i brudne tenisówki.
- Jacob, bracie. Jak tam sprawy? - Jamie przywitał się z nim.
- O, cześć Jamie - Podali sobie ręke i Jacob spojrzał na mnie - Justin, cześć.
- Cześć - Z niechęcią sie przywitałem.
- Słuchaj, Mathias... Nie wiem jak ci to powiedzieć. Nawaliłem, strasznie nawaliłem.
- Jak? Co sie stało?! - Jamie lekko sie zdenerwował, podnosząc głos.
- Nie dogadałem się z nim. Powiedział inną cene, ja próbowałem zbić i na tym skończyła się rozmowa. Przepraszam cię.
- Aha... czyli nici z zespołu? - Jamie założył ręce na piersi.
- Niestety - westchnął Jacob.
Jamie posmutniał.
- No nic, będą jeszcze okazje. Idziemy z Justinem sie powłóczyć po mieście, chcesz dołączyć?
- Nie, mam spotkanie w centrum. Właściwie, powinienem sie zbierać.
Jamie pożegnał kumpla, który za chwilę zniknął za rogiem kamienicy. My, poszliśmy inną trasą. Prowadziła do baru, gdzie pracuje ojciec Jamiego.
- O co chodziło z Jacobem? - spytałem, będąc naprawde ciekawym.
- Miał mi załatwić nową gitare. Mieliśmy z kumplami zespół zakładać, miało być fajnie...
- Przesrane...
- Nie, jeszcze będą okazje. Kiedyś zobaczysz mnie na scenie, człowieku! - Jamie opowiadał, jednak po jego tonie wiedziałem że sam już w to nie wierzy. Zawsze dążył do osiągnięcia celu, jednak to był już kolejny raz kiedy ktoś rzuca mu kłody pod nogi.
Nie zorientowałem się, kiedy weszliśmy do pełnego zapachu tłuszczu i hamburgerów lokalu. Było tam kilka stolików i loży z kanapami z czerwonej pseudo-skóry. Na stolikach stały serwetki, podłoga była jasna a ściany wyłożone plakatami i jakimiś badziewnymi dekoracjami.
Za barem stał ojciec Jamiego. Dość puszysty mężczyzna, zajmował się akurat smażeniem czegoś.
- Pachnie rajem - zachwycał sie Jamie. Podszedł do swojego taty, żeby wziąść nam coś na śniadanie. Ja, oparłem się o ścianę przy jednym ze stolików.
Zajęty niczym, od razu zwróciłem uwagę na otwierane drzwi do knajpy.
Tak, pachnie rajem.
Nie uwierzyłem. Razem z dwoma koleżankami, weszła tu dziewczyna z Hummera.
Zawiesiłem na niej wzrok. Nie widziała mnie, jednak ja jej sie przyglądałem. Siadła w jednej z loży, śmiejąc się i żartując z towarzyszkami.
Istny anioł, czysta perfekcja - siedzi kilka metrów ode mnie.
Cześć. Mam nadzieję że podoba wam sie opowiadanie. Piszcie w komentarzach co myślicie :)
ESTÀS LLEGINT
When i see your face... JB Fan Fiction
Fanfiction- Wiesz co? - powiedziałem, posyłając jej sympatyczny uśmiech. - Będziesz sie ze mną droczył? - zaśmiała się. - Gdy na ciebie patrze, moje serce staje w ogniu. Miało być na zawsze, jednak zabiłaś mnie i wyśmiałaś mi sie prosto w twarz. Tak, p...
4. Real angel, pure perfection
Start from the beginning