Czuję czyjąś dłoń na policzku. Otwieram powoli oczy. Mija chwila mój wzrok się wyostrzy. Alex, który pełnił wartę nad ranem jest w pełni wypoczęty. Cieszę się, że w końcu mógł się wyspać. Jego policzki zaczęły nabierać koloru. Worki pod oczami również powoli znikają.
— Jak się spało? — pyta.
— Dobrze — kłamię i przygryzam dolną wargę.
Cały czas śniła mi się Willow. Cały czas do mnie mówiła. Powtarzała to samo.... że to powinnam być ja, że to mnie powinni opłakiwać, że to moja rodzina miała urządzać pogrzeb, a nie jej, że to MOJA WINA. Przed oczami na okrągło przewijają mi się urywki jej śmierci. Kudłatego zmiecha, który uciekł zaraz jak odgryzł jej gardło, jej twarz, usta, które wypowiedziały imię chłopaka z Jedenastki, lecącego na niebie kosogłosa, krew, błysk noża... to była okropna noc.
— Bee? W porządku? — pyta — jesteś głodna?
— Nie — odpowiadam. Ciekawe, czy zorientuje się na które pytanie odpowiedzialam.
— Ehm... ja... odnośnie wczorajszej nocy to...
— Nie chcę wam przerywać tej pięknej i romantycznej chwili, ale... — odwracam głowę w kierunku głosu. To Hidden, który właśnie wszedł na drzewo i uśmiecha się głupkowato w naszą stronę.
— Co chcesz? — pyta Alex. Brzmi to bardziej jak ostrzegawczy warkot.
— Po pierwsze zwiększcie czujność, gdybym chciał mógłbym was zabić, a nawet nie zorientowalibyście się kiedy...
— To czemu tego nie zrobiłeś? — przerywa mu mój przyjaciel.
Hidden zaciska mocno szczękę. On w przeciwieństwe do Alexa nie wydaje się być wyspanym. Jego włosy są w nieładzie, usta ma suche, a oczy lekko przekrwione.
— Co to? — pytam, aby rozładować napięcie między tym dwojgiem.
Hidden ściąga coś z pleców i mi to podaje. To łuk! Jest zrobiony niemal idealnie. Sama zrobiłabym go podobnie.
— Sam go zrobiłeś?
— Nie, pomagała mi wróżka zębuszka — widząc moją minę dodaje — nie mogłem zasnąć...
Nie dziwię mu się. Znał Willow i z tego co wiem dość długo. Chodzili pewnie do tej samej szkoły, pracowali razem, mieszkali na tej samej ulicy... Podobnie jak ja i Alex.
— Co powiecie na jakieś smaczne królikopodobne coś? — pytam i wychodzę ze śpiwora.
— Nie pójdziesz sama na polowanie! — protestuje Alexander.
— Spokojnie, dam sobie radę...
— A ty? Nic nie powiesz? Zgadzasz się z tym? — Nie daje za wygraną i w ostateczności zwraca się do Hiddena.
— Jak chce to niech idzie — Chłopak wzrusza ramionami.
— Świetnie! — marudzi — tylko uważaj na siebie
— Jak zawsze — Zeskakuję z niższej gałęzi.
Czas na polowanie. Po każdych przebytych paru metrach rozglądam się, aby nie stracić orientacji i się nie zgubić. Zapuszczam się głębiej w ciemny las. Z wszystkich stron otaczają mnie wysokie drzewa. Sięgają one wysoko aż do niebieskiego nieba. Przez ułamek sekundy, tycią, maciupcią chwilkę czuję się jak w domu. W Dwunastce. Z Hunterem, z Prim, z Rose, z tatą, ze Starą Ismą, z koleżankami ze szkoły, z piekarzem, z Głównym Strażnikiem Pokoju, Gray'em, z wszystkimi ludźmi, których znałam i których nie dane mi było poznać. Jendak szybko otrząsam się. Jesteś na Arenie. Tutaj ludzie chcą cię zabić.
![](https://img.wattpad.com/cover/63290552-288-k511982.jpg)
YOU ARE READING
97 Głodowe Igrzyska
FanfictionW czasie corocznych Głodowych Igrzysk ginie dwójka nastolatków z Dwunastego Dystryktu, Katniss Everdeen i Peeta Mellark. Ich rodziny i przyjaciele muszą się pozbierać i ponownie zacząć żyć. Co zrobią, jeśli koszmar z przeszłości powtórzy się ponowni...