Rozdział XXVIII

1.4K 66 11
                                    

Długo czekała, zanim odważyła się włożyć rękę pod materac. Jej serce zabiło szybciej, kiedy poczuła pod palcami chłód stali. Fabian zostawił jej broń.

Źle czuła się sama, chciała, żeby pojawił się chociaż Tedi. Bała się, że Saraj wróci i dokończy to, co przerwał jej Fabian. Była dla niej śmieciem, dlaczego miałaby zawahać się i nie pociąć jej na kawałki? Albo oszpecić?

Zastanawiała się, czy jest już po północy. Czekała ją Wigilia. Czy możliwe, żeby właśnie tego dnia odzyskała wolność? Wszystko stawało się dla niej nierealne. Tak bardzo przyzwyczaiła się już do tej rzeczywistości, jakby nigdy nie znała innej. Jej mysia przyjaciółka położyła się na kocu. Uśmiechnęła się na myśl, że nie jest sama i zasnęła.

*

FABIAN

Nie uległ Saraj i nie spędził z nią nocy. Rankiem jeszcze spała, kiedy wychodził. Tak mu się przynajmniej wydawało.

Tak naprawdę dziewczyna czuwała. Sięgnęła po schowane pod łóżkiem wcześniej rzeczy, zbiegła czym prędzej do samochodu i podążyła za nim. Krótko po tym, jak wyjechał, zatrzymał auto na najbliższym zjeździe, by porozmawiać z kimś przez telefon. Wybrała numer Tediego i usłyszała sygnał. Rozłączyła się, wiedząc, że to nie z nim rozmawia Damian. Damian – jeśli tak ma na imię. Przejrzała już wcześniej wszystkie jego rzeczy i portfel, ale nie znalazła śladu żadnych danych. Żałowała, że tak późno się za to zabrała.

Potem pojechał do centrum handlowego. Poszła za nim do sieciówek. Kupił białą zimową czapkę, buty i białą zimową kurtkę – niezbyt grubą, idealną, żeby przenieść ją do bunkra w plecaku. Podejrzewała, że kolor, który wybrał, jest nieprzypadkowy, pieprzona milionerka nie będzie się za bardzo rzucała w oczy podczas ucieczki.

Nagle zadzwonił jej telefon. Robert.

– O co chodzi?

– Może tak milej? Załatwisz coś dzisiaj dla mnie za miastem.

– W Wigilię?

– Wybierasz się do kogoś?

Saraj milczała. Pieprzony Robert.

– Tak myślałem – zadrwił. – Wyślę ci zaraz namiary. I jeszcze jedno.

‒ No?

– Udało ci się ustalić, gdzie się podział Olaf?

– Czy ja jestem jego niańką? Może cep zasuszył się ze starości!

– Weź się do roboty.

– Kurwa... – zaklęła, kiedy się rozłączyli. Zgubiła Fabiana. Kiedy zbiegła na parking, jego auta również już nie było. Wsiadła do samochodu i uderzyła wściekła w kierownicę. Wiedziała, że prędzej czy później pojedzie do bunkra, ale czy zaczepi wcześniej o jakieś miejsce? I jeszcze zasrany Robert, miała w dupie jego zadania. Ruszyła z parkingu, prawie rozjeżdżając wesołą rodzinkę idącą z choinką. Pokazała im środkowy palec i odjechała.

*

Otaczające go zewsząd kolorowe lampki i świąteczne drzewka irytowały go. Jadł w aucie kupioną na stacji kanapkę. Obok sprzedawano jeszcze choinki. Wigilia zazwyczaj była dla niego smutnym dniem, a mimo to obchodził Święta. Miał przy sobie Olę i to chyba dla niej starał się, żeby Gwiazdka w ich domu miała ręce i nogi. Chciałby pójść na jej grób, ale niosło to ze sobą za duże ryzyko.

Tak czy siak, dzisiaj wszystko miało się zmienić. Czuł stres, ale ten raczej motywował go do działania. Ktoś, kto nie ma nic do stracenia, nie boi się niczego. Jeśli uda mu się wyprowadzić Marisę, nie będzie bał się już niczego, naprawdę. Szkoda mu było, że już się nie zobaczą. Był wczoraj wściekły na Tediego. Kiedy zadzwonił do Wojciechowskiego, a ten powiedział, że Saraj u niego nie było i stąd wiedział, że ta uderzy w Marisę. Tedi jej nie pilnował, tylko wolał zabalować. Co by się stało, gdyby się spóźnił? Saraj była nieobliczalna, a uczucie do niego tylko potęgowało jej wściekłość. Dobrze, że Marisa go nie wydała, człowiek w panice jest w stanie powiedzieć wszystko.

MilionerkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz