Rozdział XXXVI

51 6 0
                                    

Usłyszała za sobą kroki i gwałtownie się odwróciła.

– To ona! Musi mi pan uwierzyć!

– Spokojnie, Mariso. – Mężczyzna położył jej rękę na ramieniu. – To Elwira. Bardzo nam pomogła w śledztwie, jest ofiarą, tak samo jak ty.

– Co?

– Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć.

Marisa spojrzała na nią, na jej podbite oko i spuchniętą wargę. Przypomniała sobie, że przecież to właśnie ta dziewczyna ostrzegała ją przed Robertem, zanim trafiła do bunkra. Dlaczego jej wtedy nie posłuchała?

– Może pogadamy, jak poczujesz się lepiej. – brunetka posłała jej słaby uśmiech.

– Nie, zaczekaj! – Marisa chwyciła ją za rękę. – To ja powinnam cię przeprosić.

*

Marisa i Elwira siedziały na łóżku i rozmawiały.

– Byłam łatwym łupem, dziewczyna z domu dziecka. Nikt mnie nie szukał, nikt nie tęsknił... I te groźby Roberta. Mam młodszego brata, wiedział o tym. Boże, ile czasu go nie widziałam!

– Teraz będziesz mogła to nadrobić. – Marisa chwyciła jej dłoń.

– Jutro jadę do domu dziecka. Jeśli mnie nie wpuszczą, to będę tam koczowała tyle dni, ile potrzeba! Muszę zobaczyć mojego brata.

Dziewczyny zamyśliły się. Marisa duchem była wciąż z Fabianem.

– Mam nadzieję, że on z tego wyjdzie. Modlę się za niego. – Zobaczyła na jej palcu różaniec.

– Dobrze go znasz?

– Uratował mi życie. Kilka dni temu miałam załamanie po tym, jak po raz kolejny maltretował mnie klient i ludzie Roberta. Miałam próbę samobójczą. Chciałam skoczyć z okna i to wszystko skończyć.

Marisa wbiła w nią pełen współczucia wzrok.

– Fabian chwycił mnie w ostatniej chwili. Od początku czułam, że jest inny i do nich nie pasuje. Widziałam to chociażby w tym, jak nas traktował w klubie, ale nie wierzyłam nikomu, tak samo zresztą jak on. Podsłuchałam, że miałaś paść ich łupem.

– Próbowałaś mnie ostrzec, a ja...

– Nie ty jedna. Najważniejsze, że teraz jesteśmy wolne. Fabian nazbierał sporo materiału o gangu, powiedział mi, gdzie je schował i przekazałam już wszystko policji.

Marisa spuściła wzrok.

– Boję się o niego... Praktycznie go nie znam, uprowadził mnie, a mimo to...

– Jego stan podobno jest ciężki.

– Ktoś go postrzelił, a potem oberwał od Roberta. Najgorsze jest to, że jest tak blisko, a ja nie mogę do niego pójść.

– Może da się coś zrobić. – Dziewczyna wyciągnęła telefon.

Marisa spojrzała na nią zaskoczona.

– Po tej całej akcji zaopiekował się mną jeden z policjantów. Jest spoko. Dzisiaj ma wartę przy Fabianie.

– A lekarze?

– Są Święta i jest już późno, pewnie tam prawie nikogo nie ma.

Marisa poczuła ekscytację na myśl, że być może za chwilę znów zobaczy Fabiana. Elwira stukała w telefon.

– Pożyczył mi go ten policjant – wyjaśniła.

Dziewczyna mogła jej się teraz przyjrzeć. Całkiem inaczej wyglądała bez makijażu i wyzywającego stroju. Jak bardzo źle ją oceniła, nic o niej nie wiedząc. Musiała przechodzić przez piekło pod skrzydłami Roberta i jego ludzi.

MilionerkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz