Rozdział XXXI

53 6 0
                                    

Kiedy wyszli na zewnątrz, Marisa w pierwszej chwili zachłysnęła się jasnym niebem i bezkresną przestrzenią wokół. Wszystko to miała nagle na wyciągnięcie ręki. Widok rozpościerającego się przed nią lasu sprawił, że oniemiała. Wdzierający się w nozdrza mróz był namiastką tego, czego pragnęła. Wolności. Towarzysząca im dziewczyna otuliła się kurtką Fabiana, on sam został w bluzie z kapturem.

– Mariso?

Fabian ściągnął ją za ziemię. Wyciągnął w jej stronę dłoń, którą od razu chwyciła. Zaczęli biec.

– Musimy zadzwonić do Karola.

– Jeszcze nie – powiedział. – Musimy się oddalić.

Biegli przez las. Błoga cisza scenerii zapadłej w sen zimowy zaczęła jej się jawić jako coś złowrogiego. Przykryte grubą warstwą śniegu drzewa iglaste przypomniały jej, że jest Wigilia. Ściskała mocno dłoń Fabiana, który nadawał im tempa i czuła coraz większe zmęczenie.

– Mariso? Wszystko OK?

– Nie mam siły – powiedziała bezradnie. Miała wrażenie, że serce wyskakuje jej z piersi.

– Spowalniasz nas! – skarciła ją dziewczyna, którą uratowała kilkanaście minut temu.

– Daj jej spokój.

– Kurwa, nie możemy dać się złapać!

– Siedź cicho.

– Pierdolę to! Idę sama!

Fabian wyciągnął broń i wymierzył z niej do dziewczyny.

– Nigdzie nie idziesz. Trzymamy się razem, jasne?! Gdyby nie ona, to nadal byś tam siedziała!

Kiwnęła głową, rzucając równocześnie Marisie pełne pretensji spojrzenie.

– Możemy biec dalej.

Dotarli na rozwidlenie dróg. Nagle mężczyzna zatrzymał się. Nastolatka spojrzała na niego pytająco.

– Musimy się tutaj rozdzielić.

– Co?!

– Widzisz tę ścieżkę? – Wskazał na pokrytą białym puchem dróżkę między drzewami. – Idź tak, jak ustawiłem ci w nawigacji. Po drugiej stronie las...

– O czym ty mówisz?! Nie zostawię cię!

– Po drugiej stronie lasu będą na ciebie czekać.

– Fabian, ja nigdzie bez ciebie nie idę!

– Musisz przejść mostem przez zwężenie na jeziorze.

– Nie chcę... – W jej oczach pojawiły się łzy.

– Muszę coś jeszcze załatwić. Potem was dogonię.

– Obiecałeś...

Pochylił głowę. Po chwili przyciągnął ją do siebie.

– Jeśli będziesz czuła się zagrożona, odbezpiecz broń i nie wahaj się, jeśli ktoś cię zaatakuje. Po prostu strzelaj. – Wcisnął jej w dłonie pistolet, który wcześniej zabrał spod materaca. – I pod żadnym pozorem nie wracajcie do bunkra. Jeśli się zgubicie, biegnijcie przed siebie.

– A ty?

– Spotkamy się potem.

– Kłamiesz.

Podał jej telefon Saraj, na którym przed chwilą zapisał numer Wojciechowskiego.

– Ustawiłem ci nawigację, dasz sobie radę.

– Fabian, oni cię zabiją.

– Musisz być twarda, Mariso. Nie daj się nikomu stłamsić i zacznij o siebie walczyć. Pierdol wszystkich, którzy ci źle życzą.

MilionerkaWhere stories live. Discover now