Rozdział III

3.7K 210 3
                                    

Zaczęła się zastanawiać, czy dziewczyna ma aby na pewno równo pod sufitem.

W klubie panowała cisza i dopiero, kiedy przeszła korytarz prowadzący na parkiet, usłyszała, że w głośnikach gra jakiś utwór. Lokal wydawał się upiorny bez bawiących się ludzi, głośnej muzyki i charakterystycznego zapachu papierosów i perfum. Na podłodze nadal walały się śmieci i potłuczone szkło.

Poczuła się nieswojo. Obejrzała się za siebie, ale nie było już śladu po dziewczynie, która ją zaczepiła.

Nagle usłyszała męski głos. Podążyła za nim i po chwili znalazła się przy barze.

– Co to miało, kurwa, być?! – grzmiał mężczyzna.

Marisa w pierwszej chwili przystanęła zlękniona i nasłuchiwała.

– Pojebało cię?!

Przygryzła wargę. Postanowiła, że się wycofa i poczeka na kogoś przy wejściu do klubu albo skorzysta z wizytówki, którą dostała. Skierowała się w stronę szatni i już miała ruszyć przed siebie, kiedy usłyszała damski drżący głos.

– Przepraszam! Dobierał się do mnie!

– Trzeba było mu dać, czego chciał i wysłać go w cholerę!

– Ale...

– Zajebię cię, jeśli facet ściągnie tutaj psy! Nie myśl sobie, że zapłacę ci za cały miesiąc!

– Nie! Proszę!

Nagle rozległ się dźwięk uderzenia ręką w policzek, a potem płacz. Marisa ostrożnie weszła za kontuar. Drzwi na zaplecze za barem były lekko uchylone. Zobaczyła za nimi klęczącą na podłodze brunetkę. Dziewczyna wycierała rękawem krew z wargi.

Marisa zrobiła krok w tył i prawie przewróciła stojące pod blatem puste butelki po wódce. Brunetka usłyszała ją i odruchowo zerknęła w kierunku dźwięku, co musiało zwrócić uwagę jej rozmówcy. Mężczyzna natychmiast wybiegł z pomieszczenia. Marisa od razu rozpoznała w nim Roberta. Jego głos nie był dla niej żadną wskazówką, podczas wczorajszej imprezy ich rozmowa polegała na przekrzykiwaniu się, więc nie miała pewności, że to właśnie on.

Teraz stała przerażona.

– Hej, Marisa! – Mężczyzna przywitał się. Wyglądał na niezadowolonego i nieco zmieszanego.

– Hej... – Jej pierwszą myślą było, żeby zrobić dobrą minę do złej gry i powoli się wycofać. Zmieniła jednak zdanie, widząc zmierzających w jej stronę dwóch osiłków. Nie mieli ani trochę przyjaznych min.

Zrobiła znów dwa kroki w tył, a potem odwróciła się na pięcie i ruszyła biegiem w stronę wyjścia.

– Łapcie ją! – krzyknął Robert.

Marisa zdążyła usłyszeć jego polecenie, przemierzając korytarz. Prawie poślizgnęła się na rozlanym na podłodze alkoholu. Serce biło jej jak oszalałe, kiedy dobiegła do drzwi wyjściowych. W głowie miała najczarniejsze scenariusze. Również ten, że drzwi okażą się zamknięte. Odetchnęła, kiedy wydostała się na zewnątrz, a zimowe powietrze zmroziło jej nozdrza. Kilkanaście metrów od klubu był przystanek autobusowy. Zdążyła zatrzymać uprzejmego kierowcę, który na nią poczekał. Wbiegła na schodki, z trudem łapiąc wdech. Trzymając się kurczowo poręczy, wbiła wzrok przed siebie.

Ani razu nie zerknęła w tył.

*

Dotarła do domu z łomoczącym w piersiach sercem.

Na podjeździe stał samochód. Czarne audi wyglądało na auto, które dopiero co opuściło salon. Była zaskoczona, tym bardziej że ciotka rzadko kogoś zapraszała. Ich częste przeprowadzki odbijały się na życiu towarzyskim domowników.

MilionerkaTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon