Rozdział XXII

Zacznij od początku
                                    

– Kilka? Wiecie, ilu ludzi przewinęło się przez willę Roberta, odkąd tam jestem? I co, chcesz sam tam wpaść i wystrzelać wszystkich przestępców?

– A ty sam co niby zamierzasz zrobić?!

– A co, jeśli siedzi w tym jeszcze ktoś z policji?

– Mam zaufanych ludzi.

– Skąd wiesz? Z Adamem mieszkałem pod jednym dachem.

Zapadła cisza. Po chwili do stołu podszedł Wojciechowski.

– Musisz pozwolić nam działać.

– Mamy dla ciebie coś jeszcze. – Policjant sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął z niej kopertę. – Adam zostawił to w swoich rzeczach w szpitalu.

Fabian sięgnął po kopertę i wyciągnął z niej wymiętą kartkę. Zaczął czytać, zdając sobie sprawę z tego, że wcześniej zrobili to obecni z nim mężczyźni.

Skoro to czytasz, to pewnie już wiesz. Nie będę składać wyjaśnień, bo chyba nie da się z tego wytłumaczyć. Nigdy nie chciałem źle dla Ciebie ani Oli, byłeś dla mnie jak syn i zazdrościłem mojemu bratu takiego dzieciaka. Ale ta machina ruszyła, zanim do mnie trafiliście, a z tej drogi nie ma odwrotu. Błędy mojej młodości ciągnęły się za mną całe życie, chciałem was chronić i to też mi nie wyszło. Nie wiedziałem, że oni stoją za śmiercią Oli. To kurewski zbieg okoliczności, że trafiła akurat na takie bestie. Kiedy nabrałem podejrzeń, że to Robert, było już za późno, wtopiłeś się już w ich struktury i wiedziałem, że nie odpuścisz. Bałem się, że mnie znienawidzisz, jeśli powiem Ci prawdę. Zresztą i tak pewnie masz o mnie jak najgorsze zdanie, i słusznie. Jestem tchórzem. Nie mogę jednak odejść, nie ujawniając przed Tobą całej prawdy. Nie zaznałbym spokoju na tamtym świecie, jeśli w ogóle istnieje tamten świat. Zasłużyłem na najgorsze piekło. Nie mogłem pogodzić się z tym, że zniszczyłem życie Tobie i Oli i skazałem Was na stratę rodziców.

Fabian zmarszczył czoło.

Twój ojciec był policjantem jakich mało. Miał solidny kręgosłup moralny, odwagę i nosa do ciemnych typów. To on pierwszy trafił na gang Majora jeszcze zanim Robert wyrobił sobie w jego strukturach wysoką pozycję. Zdobył o nim sporo informacji, którymi się ze mną podzielił. Zrobił to, bo mi ufał. A ja to spieprzyłem. W dniu jego śmierci byłem tam. Ostrzegłem ich, że gliny zastawiły na nich pułapkę podczas przerzutu towaru. Zdradziłem własnego brata i pozwoliłem na to, żeby go zamordowano. Bo byłem tchórzem. Fabian, uwierz mi, że ten obraz dręczył mnie co noc, ale nie mogłem cofnąć czasu. Nie zaopiekowałem się Wami z poczucia winy. Może na początku tak, ale potem Was pokochałem. Rzeczywistość i to, co zrobiłem, zaczęła zacierać się z miłością, jaką z czasem Was obdarzyłem. To brzmi okrutnie, Fabian, ale tak właśnie było. Nikt nie był w moim życiu tak ważny, jak Ty i Ola.

Kiedy dostałem od Roberta wiadomość, że kogoś do mnie przyśle, wiedziałem, że to będziesz Ty. Zawsze do glin wysyłają świeżaków, bo tacy mało jeszcze wiedzą i są dla gangu niewielką stratą, jeśli się ich przymknie. Nie potrafiłbym Ci spojrzeć w oczy, Fabian. Nie zniósłbym tego, bo jestem tchórzem. Komisarz Bejga Ci pomoże. Podejrzewam, że miał już od jakiegoś czasu na mnie oko i nie wiem, dlaczego jeszcze we mnie nie uderzył. Może spowodowała to moja choroba? Kto wie. Był zawsze blisko Twojego ojca i długo drążył temat jego śmierci. Myślę, że do dzisiaj nie wybaczył sobie tego, że nie było go na tamtej akcji. Nie wiedział, że mordercę miał tuż obok siebie. Moje słowa pewnie już nic dla Ciebie nie znaczą. Chcę jednak, żebyś wiedział, że jestem z Ciebie dumny. Zazdroszczę Ci Twojego charakteru i siły. Jesteś jak Twój ojciec – trzymasz się swoich zasad i uparcie dążysz do celu. Szkoda, że nie zobaczę, jak świetnie poradzisz sobie w przyszłości. Przepraszam za wszystko.

MilionerkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz