Rozdział 1

22.3K 527 34
                                    

Malfoy Manor wspaniały wiejski dwór nic się nie zmienił po wojnie może dlatego, że nikt z jego mieszkańców nie lubił zmian, jakie przyszły po niej. Nikt nie mógł się pogodzić z obecnymi regułami panującymi w świecie czarodziejów. Arystokracja miała mniejsze wpływy teraz  nie liczyła się czysta krew, nie liczyły się dawne poglądy wyznawane przez czarodziej czystej krwi. Mimo to pozostała wciąż gdzieś głęboko zakorzeniona myśl w icharystokrackich sercach o dawnej chwale czystości, z którą ukrywali się w swoich rezydencjach. Blaise Zabini, jak co wieczór odwiedzał swojego przyjaciela z butelką najlepszej ognistej, jaką posiadł swoim domu. Czasami dołączał do nich Nott, bądź sam Lucjusz, ale robił to już, co raz rzadziej, co nawet nie poruszyło blondyna. Tego wieczoru Zabini całkowicie zamyślony stał naprzeciw kominka wpatrywał się w pomarańczowe płomienie bawiąc się kryształową szklanką wypełnioną po brzegi jego ulubionym alkoholem. Powoli odwrócił się w stronę swojego przyjaciela, wkładając dłoń do kieszeni drugą opierając się o kolumnę kominka. Skrzyżowała ze sobą nogi patrząc z pewnością siebie na zadowolonego z siebie blondyna popijającego ognistą. Draco siedział w swoim ulubionym fotelu rozpiętej w połowie białej koszuli wpuszczonej w czarne eleganckie spodnie z czarnym błyszczącym paskiem.
-Jesteś stary tego pewien?- Spytał niepewnie Zabini chwytając za szklankę stojącą na komiku opróżniając ją całkowicie jednym chlustem – Odwrotu już nie będzie to jest naprawdę poważna decyzja -Draco machnął swoją różdżką na butelkę stojącą na komodzie w jego salonie. Po chwili szklanka jego przyjaciela była pełna po brzegi.
-Tak – opowiedział ochryple nie kryjąc swojego cwanego uśmiechu bawiąc się kryształową szklanką w swojej dłoni. Zadowoleniem smakował kolejne kieliszki trunku świętując swój mały sukces wlewając w siebie kolejne porcje alkoholu od którego po woli zaczynało się mu kręcić w głowie.
-Wiesz, w co się pakujesz?– Młody dziedzic fortuny Malfoyów spojrzał na swojego przyjaciela pewnym wzrokiem uśmiechając się jeszcze szerzej, co upewniło Blaise w tym, że doskonale wie, co robi. Przystawił szklankę do ust wcześniej znosząc niemy toast wypijając wszystko za jednym chlustem, odwracając wzrok od zagubionego Blaise. Bawiła go ta sytuacja zwłaszcza zagubienie Blaise, co był nowym widokiem od zakończenia wojny.
-Blaise czy cokolwiek kiedyś mi się nie udało? – Spytał poważnie, unosząc brew ku górze dolewając sobie kolejną porcję alkoholu na co czarnoskóry pokręcił głową.
-Serio ma ci odpowiedzieć?– Odpowiedział pytaniem na pytanie, przez, co Draco posłał mu groźne spojrzenie.
-Uda się inaczej nie nazywam się Malfoy – burknął – Diable nie podoba mi się to, że we mnie wątpisz a po za tym mój przyjacielu. Ja nie mam nic do stracenia, absolutnie nic.
-Zawsze można iść inną drogą stary. Razem z resztą wymyślilibyśmy coś, abyś tylko nie żenił się z Granger.
-Cykasz się Zabini?- Zapytał z nutą wesołości, ale jego twarz nie wyrażała nic po za chłodem. Blaise spojrzał prosto w oczy Draco wyraźnie rozmyślając nad swoją odpowiedzią. Wyraźnie wahał się nad odpowiedzią, co nie zdziwiło wcale blondyna od dawna nachodziły go wątpliwości, co, do całej sytuacji.
-Po prostu znam Granger i wiem, jaki może spowodować kłopot. W końcu to Granger, a nie jakaś lala, która nie posiada mózgu.
-Jest nie szkodliwa moi ludzie ją sprawdzili bardzo uważnie. A po za tym ze mną się nie zadziera i mam na nią pewien sposób. Nie podskoczy mi, nie tym razem przyjacielu – zapewnił – Mam jeszcze Pansy oraz Astorię nie zapominaj o tym.
-Pansy jest w Ameryce – przypomniał mu z pewną rezerwą – Zresztą sam sobie spaprzesz życie nie ja.
-Nie zapominaj, kto mi pomógł opracować ten plan i wcielić go w życie Zabini –mruknął unosząc brew wstając z swojego fotela.
-Za nas i obyśmy tego nie spieprzyli – odpowiedział Blaise wznosząc szklankę ku górze.

Nie duży dom znajdujący się na przedmieściach magicznego Londynu tego wieczoru gościł więcej osób niż zazwyczaj. Małe światełko biło z jednego pokoju znajdującego się na górze domu. Hermiona Granger, chodziła w kółko po swojej sypialni, co chwila nerwowo zerkając na swoich przyjaciół ślęczących nad jej ciemnym biurkiem. Ron siedział koło swojej siostry Ginny natomiast Harry siedział przy biurku czytając w kółko jeden i ten sam dokument.
-Co teraz? – Spytała po raz setny tego wieczoru podchodząc do okna krzyżując ręce na piersiach wpatrując się w krajobraz za szybą. Słońce już dawno zaszło za horyzontem pogrążając miasto w ciemności mimo to mieszkańcy Londynu dopiero wracali do domu, albo wychodzili w gronie znajomych. Odwróciła odruchowo, zerkając na złoty pierścień z ogromnym brylantem leżący na jej biurku na kopercie, w której go dostała tego popołudnia. Z gniewu zacisnęła dłonie wbijając paznokcie w skórę zostawiając na niej ślady odbitych paznokci.
-Nic nie da się zrobić – nie chciała tego usłyszeć chciała, aby powiedzieli, że to tylko małe nieporozumienie. Pokręciła głową zamykając oczy ręką opierając się o zimną szybę. To, nie może się tak skończyć to się nie dzieje na prawdę.
-Harry, aby na pewno? Może da się coś z tym zrobić? Trzeba iść z tym do ministerstwa naprawdę nie da się nic z tym zrobić?- Zapytała Ginny wyrywając dokument z jego ręki wzrokiem przeglądając każdą linijkę.
- Nic się nie da zrobić. Dokument został podpisany dobrowolnie to jest prawo – Hermiona znała zasady, znała treść tego dokumentu wiedziała, że przesądziła swój własny los podpisując ten skrawek papieru. Obwiniała się za to, że nie zauważyła, co podpisuję była na siebie wściekła.
-Co teraz?- Zapytał Ron odzywając się po raz pierwszy odkąd weszli na górę - Co teraz zrobimy?
-Jak to, co? Idziemy zabijemy tego gada i siłą zmusimy do odkręcenia tego – krzyknął Harry zrywając się na równe nogi przyjmując bojową pozycję. Ron zrobił to samo, idąc w ślady przyjaciela. Nie mógł straci Hermiony, która była dla niego cały światem, tak wiele razem przeżyli nie mógł wyobrazić sobie życia bez niej. Spojrzał prosto w jej czekoladowe oczy pełne bólu bez wahania wyciągnął w jej stronę swoje ramiona. Hermiona od razu wtuliła się w jego ciało, nieświadomie zaciągając się jego perfumami, które przypominały jej dom, bezpieczną przystań, na której mogła się zatrzymać.
-Będziemy Cię wspierać – odparła Ginny lekko uśmiechając się do panny Granger.
-Kocham was, ale jedyny sposób to dogadać się z nim – Ron skrzywił się na słowa Hermiony spojrzał w stronę Harry'ego, który tylko pokręcił głową na boki w akcie bezradności.
-Malfoy to uparty idiota nie tak łatwo będzie z nim pójść na kompromis a co dopiero odwieść go od tego pomysłu- odparł Harry z smutkiem.
-Muszę z nim pogadać nie mogę przed tym uciekać - powiedziała stanowczo, wciąż tuląc się do swojego chłopaka.
-My już pójdziemy pamiętaj, że możesz na nas liczyć – dziewczyna kiwnęła głową siląc się na delikatny uśmiech, mocniej wtulając się w ciepły tors Rona. Gdy para zniknęła za drzwiami Ron dwoma palcami uniósł podbródek dziewczyny. Hermiona spojrzała wprost na jego smutną twarz, na, której widniał delikatny uśmiech przepełniony smutkiem.
-Coś wymyślimy nie martw się - szepnął kciukiem głaszcząc jej policzek.
-Dobrze, że jesteś - mruknęła kładąc głowę na jego klace piersiowej wsłuchując się w bicie jego serca.

-Ma chłopaka Rona Wesleya , pracuje w kancelarii prawnej jako adwokatka. Przyjaźni się z siostrą rudego, oraz Harrym Potterem. Prawdopodobnie pracowała w Australii przez dwa lata dalej nic nie wiemy o jej życiu – mruknął Nott krążąc po gabinecie z jej życiorysem w dłoniach znudzonym  wzrokiem zerkając, co jakiś czas na blondyna pogrążonego w myślach.
-To bezużyteczne informację, same suche fakty. Nie o to mi chodziło przekaż mu, że ma się bardziej postarać. Ma znaleźć na nią haczyk tak żeby się już nie wykręciła z moich rąk. Czy to jest jasne?- Powiedział chłodno wyrażając tym swoje niezadowolenie wpatrując się w duplikat dokumentu, na którym widniał jej podpis. Nott cicho westchnął siadając na skórzanym fotelu odkładając kartkę na drewniane biurko. Przez otwarte okno gabinetu wleciała sowa siadając na skraju biurka kładąc list koło dłoni blondyna.
-Chyba przyszła odpowiedź – bąknął patrząc, jak Draco sięga po białą kopertę. Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, gdy sięgał palcami po śnieżną białą kartkę, ale razem z kartką wyciągnął złoty pierścionek z zielonym drobnym diamentem. Ten sam rodowy zaręczynowy pierścionek, który został wysłany do Granger. Na kartce jej schludnym pismem było napisane jedno zdanie. Draco prychnął gniewnie pod nosem zgniatając kartkę w dłoni.
-Przeklęta dumna szlama–syknął rzucając kartkę w ogień – Czy są jakieś, wieści od Pansy?- Zapytał głaszcząc zbliżającą się do niego sowę.
-Nie wiem, nie jestem twoim służącym Draco. Poślij list do niej, a może się dowiesz co u niej słychać – odparł arogancko nie kryjąc swojego niezadowolenia z postawy blondyna. Wiedział, że Draco ma za złe Pansy, że go opuściła wybierając misję w Ameryce, ale nie wiedział, że blondyn będzie tyle czasu to przeżywał.
-Nie denerwuj się tak i nie zapominaj, dzięki komu, twoja dziewczyna żyję – odparł chłodno zaciskając dłoń na biurku.
-Przyjaciele nie są od wysławiania się nimi – odciął się wstając z fotela mierząc blondyna wściekłym spojrzeniem – A po za tym i tak to nie twoja zasługa. Pogawędziłbym z tobą, ale muszę już iść.
-Pozdrów swoją ukochaną, mam nadzieję, że uda wam się ten wyjazd do jej rodziny – odparł bez żadnych emocji, nawet nie patrząc na zaskoczonego Notta. Theodor dobrze wiedział, że teraz nic się nie ukryję przed blondynem. Nie ważne jaka sprawa była czy zadanie do wykonania on zawsze wiedział wszystko.
-Na pewno będzie udany – odrzekł znikając w ciemnej mgle.





Dramione Together IWhere stories live. Discover now