25- Nic nie jest takie, jak się wydaje...

Start from the beginning
                                    

Zapukałem do drzwi dormitorium mojego przyjaciela. Kiedyś i ja tu mieszkałem. Tyle wspomnień z tym miejscem, a jedyne, co to pamiętałem, jak w tamtym okresie nienawidziliśmy się z Granger... W mojej głowie była tylko ona- jej uśmiech, oczy, to jak śmieje się z moich głupich żartów, z jakim zapałem opowiada, co jej się przydarzyło, to jak jej usta dotykają moich... Byłem kimś innym i to dzięki niej się nim stałem. Ona mnie stworzyła.

Drzwi otworzył mi Theodor Nott, który gdzieś bardzo się spieszył. Rzucił mi przelotne cześć i już go nie było. Woń perfum unosiła się za nim. Blaise na mój widok rozpromienił się. Zniknął w dormitorium i po chwili wyszedł z niego, ubrany w ciemny kardigan. Trzymał ręce w kieszeniach i tylko na moment jedną z nich uniósł, ukazując mi tym samym butelkę ognistej. Jak ten chłopak dobrze mnie rozumiał.

W Hogwarcie było wiele miejsc, gdzie nikt nie zaglądał. Jeden z nich była ciemna sala niedaleko dormitorium Blaise'a. W lochach zawsze kręci się mało ludzi, ale tam już w ogóle nikt nie zaglądał. Często się tam zaszywaliśmy. Tak było i tym razem. Usiedliśmy za jednym z regałów z książkami, obok wielkiej gabloty. W pomieszczeniu było dość ciemno, ale siedzieliśmy blisko okna, a tego dnia była pełnia. Taki nastrój pasował do moich uczuć, nie potrzebowaliśmy świateł. Chłopak wyjął ognistą z jednej kieszeni, a dwie szklanki z drugiej. Rozlał trunek i podał mi moją część. Wpatrywałem się w brązową ciecz i myślałem, o tym, ile już w życiu straciłem.

- Gadaj bracie, bo nie mogę patrzeć, jak krzywisz tą swoją ładną buzię- odezwał się w końcu Blaise, przerywając ciszę.

- Nie ma o czym- szepnąłem.- Moje życie to pasmo beznadziejnych wydarzeń, ale teraz już w ogóle jest do dupy.

- Znowu Powell?

- Żeby tylko...- westchnąłem.

- Dobra stary! Nie mam zamiaru wyciągać z ciebie informacji jak ta różowa krowa Umbridge. Albo mi powiesz, o, co chodzi, albo zabieram moją niunię(tu pogłaskał butelkę whisky) i idziemy spać.

- Hermiona stwierdziła, że z nami koniec.

-, Co?!- Prawie zadławił się trunkiem.- Coś ty znowu jej zrobił? Chyba nie nazwałeś jej szlamą, albo pączusiem? Wiesz laski się o to denerwują, myślą, że są grube czy coś...

- Blaise... Ona wie coś o Powell. Znaczy... Wie coś o moim układzie z nią, ale nie wiem, co.

- Cholera jasna. To nie dobrze.

Wyglądał na autentycznie zmartwionego.

- Nawet gorzej. Stwierdziła, że cały czas ją oszukiwałem i wykorzystywałem. Według niej ciągle jestem taki jak byłem, a z Powell spiskuję...

- Stary, nie żeby coś, ale czemu ty jej, na Salazara, nie powiedziałeś, że musisz być z nią w komitywie? No wiesz, że nawet McGonagall o tym wie, że musisz to robić, bo cię do tego wyznaczyli?

- Voldemort też mnie wyznaczył do zabicia Dumbledora. To jest według ciebie dobre wytłumaczenie?

Wstałem z podłogi i zacząłem chodzić po ciemnym pomieszczeniu. Wszystko się we mnie gotowało, emocje buzowały, byłem zły jak nie wiem, co! I to wszystko, dlatego, że popadałem ze skrajności w skrajność- raz słuchając Czarnego Pana, a potem tej grupy przeciwko Wrogom Miłości...

- To nie to samo. Wytłumacz jej to...

- Ojciec zakazał mi cokolwiek, komukolwiek mówić- odparłem wyglądając przez okno. Księżyc był niezwykle jasny, a ja chciałem wyć do niego z bólu w moim sercu.

Blaise wstał i stanął obok mnie. Ramię w ramię z moim najlepszym przyjacielem, napawaliśmy się ciszą. Bo tym kimś, z kim jesteś blisko i dobrze jest nawet milczeć.

EnemiesOfLove[Dramione]Where stories live. Discover now