Zapukałem do drzwi dormitorium mojego przyjaciela. Kiedyś i ja tu mieszkałem. Tyle wspomnień z tym miejscem, a jedyne, co to pamiętałem, jak w tamtym okresie nienawidziliśmy się z Granger... W mojej głowie była tylko ona- jej uśmiech, oczy, to jak śmieje się z moich głupich żartów, z jakim zapałem opowiada, co jej się przydarzyło, to jak jej usta dotykają moich... Byłem kimś innym i to dzięki niej się nim stałem. Ona mnie stworzyła.
Drzwi otworzył mi Theodor Nott, który gdzieś bardzo się spieszył. Rzucił mi przelotne cześć i już go nie było. Woń perfum unosiła się za nim. Blaise na mój widok rozpromienił się. Zniknął w dormitorium i po chwili wyszedł z niego, ubrany w ciemny kardigan. Trzymał ręce w kieszeniach i tylko na moment jedną z nich uniósł, ukazując mi tym samym butelkę ognistej. Jak ten chłopak dobrze mnie rozumiał.
W Hogwarcie było wiele miejsc, gdzie nikt nie zaglądał. Jeden z nich była ciemna sala niedaleko dormitorium Blaise'a. W lochach zawsze kręci się mało ludzi, ale tam już w ogóle nikt nie zaglądał. Często się tam zaszywaliśmy. Tak było i tym razem. Usiedliśmy za jednym z regałów z książkami, obok wielkiej gabloty. W pomieszczeniu było dość ciemno, ale siedzieliśmy blisko okna, a tego dnia była pełnia. Taki nastrój pasował do moich uczuć, nie potrzebowaliśmy świateł. Chłopak wyjął ognistą z jednej kieszeni, a dwie szklanki z drugiej. Rozlał trunek i podał mi moją część. Wpatrywałem się w brązową ciecz i myślałem, o tym, ile już w życiu straciłem.
- Gadaj bracie, bo nie mogę patrzeć, jak krzywisz tą swoją ładną buzię- odezwał się w końcu Blaise, przerywając ciszę.
- Nie ma o czym- szepnąłem.- Moje życie to pasmo beznadziejnych wydarzeń, ale teraz już w ogóle jest do dupy.
- Znowu Powell?
- Żeby tylko...- westchnąłem.
- Dobra stary! Nie mam zamiaru wyciągać z ciebie informacji jak ta różowa krowa Umbridge. Albo mi powiesz, o, co chodzi, albo zabieram moją niunię(tu pogłaskał butelkę whisky) i idziemy spać.
- Hermiona stwierdziła, że z nami koniec.
-, Co?!- Prawie zadławił się trunkiem.- Coś ty znowu jej zrobił? Chyba nie nazwałeś jej szlamą, albo pączusiem? Wiesz laski się o to denerwują, myślą, że są grube czy coś...
- Blaise... Ona wie coś o Powell. Znaczy... Wie coś o moim układzie z nią, ale nie wiem, co.
- Cholera jasna. To nie dobrze.
Wyglądał na autentycznie zmartwionego.
- Nawet gorzej. Stwierdziła, że cały czas ją oszukiwałem i wykorzystywałem. Według niej ciągle jestem taki jak byłem, a z Powell spiskuję...
- Stary, nie żeby coś, ale czemu ty jej, na Salazara, nie powiedziałeś, że musisz być z nią w komitywie? No wiesz, że nawet McGonagall o tym wie, że musisz to robić, bo cię do tego wyznaczyli?
- Voldemort też mnie wyznaczył do zabicia Dumbledora. To jest według ciebie dobre wytłumaczenie?
Wstałem z podłogi i zacząłem chodzić po ciemnym pomieszczeniu. Wszystko się we mnie gotowało, emocje buzowały, byłem zły jak nie wiem, co! I to wszystko, dlatego, że popadałem ze skrajności w skrajność- raz słuchając Czarnego Pana, a potem tej grupy przeciwko Wrogom Miłości...
- To nie to samo. Wytłumacz jej to...
- Ojciec zakazał mi cokolwiek, komukolwiek mówić- odparłem wyglądając przez okno. Księżyc był niezwykle jasny, a ja chciałem wyć do niego z bólu w moim sercu.
Blaise wstał i stanął obok mnie. Ramię w ramię z moim najlepszym przyjacielem, napawaliśmy się ciszą. Bo tym kimś, z kim jesteś blisko i dobrze jest nawet milczeć.
![](https://img.wattpad.com/cover/51926070-288-k411077.jpg)
YOU ARE READING
EnemiesOfLove[Dramione]
FanfictionTo co nas nie zabije, to nas wzmocni... Wojna się skończyła. Voldemort nie żyje. Śmierciożercy już względnie nie szkodliwi. Czy teraz dobro ma szanse się odrodzić? Jesień. Czarodzieje wracają do magicznie odbudowanej szkoły. Nowy dyrektor, paru nowy...
25- Nic nie jest takie, jak się wydaje...
Start from the beginning