25- Nic nie jest takie, jak się wydaje...

Start from the beginning
                                    

- Dla ciebie mogłabym zrobić wyjątek...

Moje serce było jak kamień. Nic nie było w stanie mnie ruszyć. Niczym Niobe po stracie dzieci.

-, Ale to chyba nie ten dzień- nawet się zaśmiałem.- A więc..., O co chodzi?

- Bill Weasley.

Przełknąłem ślinę. Nie wiedziałem, co chce zrobić, ale miałem pewność, że nic, co mi się spodoba. Będzie mnie to dużo kosztować...

-, Co z nim nie tak? Poza tym, że jest z Weasleyów?

Wstała i skierowała się w stronę ogromnej komody. Otworzyła ją pokaźnym kluczem i wyjęła jakieś papiery. Podała mi je, a ja wziąłem je niepewnie. Jej wzrok cały czas próbował mnie hipnotyzować. Nawet udawanie, w takiej sytuacji, już nie było łatwe. Miałem jej serdecznie dość.

- Dzięki tej twojej słodkiej współlokatorce, szybko do niego dotrzesz. Parę sztuczek i po sprawie. Tym bardziej, że i tak masz ją już w garści.

Prychnęła pod nosem i uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo.

- Dalej nie rozumiem, o co chodzi?

- Chodzi o niego i tą francuską miss czarodziejów- odpowiedziała oschle.- Chcąc nie chcąc, on będzie mój. Nie z miłości- te brednie dawno już za mną, ale z czystej chęci zemsty i premedytacji. Teraz, gdy już tak ugruntowałam swoją pozycję, gdy wiem, na czym stoję, mogę działać. Tym listem wyprowadziłam tą blondynę z równowagi. Podobno się pogodzili, ale co z tego? Wystarczy mój kolejny ruch, a wszystko rozsypie się jak domek z kart.

Podeszła do mnie delikatnie przesunęła dłonią po papierach, które mi dała, zahaczając o moją dłoń, na co zadrżałem. Nie z przyjemności, a ze strachu. Obydzenia.

- Wszystko, co musisz wiedzieć masz tu. To jest cały mój plan działania. Nikt z Wrogów Miłości, nie zna do końca mojego pomysłu. Jesteś jedyną osobą, której to powierzam. Ufam ci.

Z jej ust to zabrzmiało jak obraza. Brzydziłem się sobą.

- Rozumiem, że nic więcej mi nie powiesz?

- Nie muszę. Jesteś inteligentny.

Przejechała ręką po mojej ręce. Potem zmierzwiła mi włosy i pochyliła się do mojego uch. Była na tyle wysoka, a do tego miała wyższe buty, więc byliśmy równego wzrostu. Mimo to sprawiała wrażenie filigranowej.

- Jesteś taki jak ja- masz w sobie chęć walki i udowodnienia światu, ile jesteś wart. Szanuję to. Cieszę się, że te dobre wartości, którymi cię szprycują, nie weszły ci w krew i stoisz po tej samej stronie, co ja. Dla mnie jest lepsza, ale bardziej mroczna dla innych. Mam to gdzieś. Oby tak dalej, Draco, a daleko zajdziesz...

Jej ciepły oddech łaskotał mnie w szyję. Pochyliła się delikatnie i cmoknęła mnie powoli w kącik ust, a potem w sam środek policzka, kończąc na czole. Stałem jak wryty i liczyłem własne oddechy. W głowie miałem kogoś innego.

- Teraz idź i czyń dobro.

Zaśmiała się głośno, a ja uśmiechnąłem się do niej delikatnie pod nosem. Ciągle stwarzałem pozory. Ukłoniłem się jej delikatnie, ciągle patrząc w oczy. Miałem ją. Teraz spokojnie mogłem opuścić to skażone miejsce. Dopiero, gdy opuściłem ten pokój, czułem, jak nerwy mi puszczają.


    Musiałem udać się do Blaise'a. Skończyłem patrol, byłem wykończony zachowaniem Hermiony i chciałem się odprężyć. Ona w ogóle nie chciała mnie słuchać... Uważała to za jasne, że spiskowałem za jej plecami. Rano po naszej kłótni wyszła z dormitorium z zapuchniętymi oczami i nawet na mnie nie spojrzała, gdy szła do łazienki. Potem tak samo opuściła nasz pokój wspólny i nie widziałem jej cały dzień. Cztery dni. Liczyłem ten czas, gdy udawał, że nie istnieję. Rozumiałem ją i, co prawda, mogłem jej powiedzieć prawdę, ale nie chciałem jej w to mieszać. Kochałem ją i starałem się ją chronić. Miałem taki mętlik w głowie, że mroki mojego umysłu mogła rozjaśnić tylko rozmowa z przyjacielem i szklanka ognistej.

EnemiesOfLove[Dramione]Where stories live. Discover now