- Dla ciebie mogłabym zrobić wyjątek...
Moje serce było jak kamień. Nic nie było w stanie mnie ruszyć. Niczym Niobe po stracie dzieci.
-, Ale to chyba nie ten dzień- nawet się zaśmiałem.- A więc..., O co chodzi?
- Bill Weasley.
Przełknąłem ślinę. Nie wiedziałem, co chce zrobić, ale miałem pewność, że nic, co mi się spodoba. Będzie mnie to dużo kosztować...
-, Co z nim nie tak? Poza tym, że jest z Weasleyów?
Wstała i skierowała się w stronę ogromnej komody. Otworzyła ją pokaźnym kluczem i wyjęła jakieś papiery. Podała mi je, a ja wziąłem je niepewnie. Jej wzrok cały czas próbował mnie hipnotyzować. Nawet udawanie, w takiej sytuacji, już nie było łatwe. Miałem jej serdecznie dość.
- Dzięki tej twojej słodkiej współlokatorce, szybko do niego dotrzesz. Parę sztuczek i po sprawie. Tym bardziej, że i tak masz ją już w garści.
Prychnęła pod nosem i uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo.
- Dalej nie rozumiem, o co chodzi?
- Chodzi o niego i tą francuską miss czarodziejów- odpowiedziała oschle.- Chcąc nie chcąc, on będzie mój. Nie z miłości- te brednie dawno już za mną, ale z czystej chęci zemsty i premedytacji. Teraz, gdy już tak ugruntowałam swoją pozycję, gdy wiem, na czym stoję, mogę działać. Tym listem wyprowadziłam tą blondynę z równowagi. Podobno się pogodzili, ale co z tego? Wystarczy mój kolejny ruch, a wszystko rozsypie się jak domek z kart.
Podeszła do mnie delikatnie przesunęła dłonią po papierach, które mi dała, zahaczając o moją dłoń, na co zadrżałem. Nie z przyjemności, a ze strachu. Obydzenia.
- Wszystko, co musisz wiedzieć masz tu. To jest cały mój plan działania. Nikt z Wrogów Miłości, nie zna do końca mojego pomysłu. Jesteś jedyną osobą, której to powierzam. Ufam ci.
Z jej ust to zabrzmiało jak obraza. Brzydziłem się sobą.
- Rozumiem, że nic więcej mi nie powiesz?
- Nie muszę. Jesteś inteligentny.
Przejechała ręką po mojej ręce. Potem zmierzwiła mi włosy i pochyliła się do mojego uch. Była na tyle wysoka, a do tego miała wyższe buty, więc byliśmy równego wzrostu. Mimo to sprawiała wrażenie filigranowej.
- Jesteś taki jak ja- masz w sobie chęć walki i udowodnienia światu, ile jesteś wart. Szanuję to. Cieszę się, że te dobre wartości, którymi cię szprycują, nie weszły ci w krew i stoisz po tej samej stronie, co ja. Dla mnie jest lepsza, ale bardziej mroczna dla innych. Mam to gdzieś. Oby tak dalej, Draco, a daleko zajdziesz...
Jej ciepły oddech łaskotał mnie w szyję. Pochyliła się delikatnie i cmoknęła mnie powoli w kącik ust, a potem w sam środek policzka, kończąc na czole. Stałem jak wryty i liczyłem własne oddechy. W głowie miałem kogoś innego.
- Teraz idź i czyń dobro.
Zaśmiała się głośno, a ja uśmiechnąłem się do niej delikatnie pod nosem. Ciągle stwarzałem pozory. Ukłoniłem się jej delikatnie, ciągle patrząc w oczy. Miałem ją. Teraz spokojnie mogłem opuścić to skażone miejsce. Dopiero, gdy opuściłem ten pokój, czułem, jak nerwy mi puszczają.
Musiałem udać się do Blaise'a. Skończyłem patrol, byłem wykończony zachowaniem Hermiony i chciałem się odprężyć. Ona w ogóle nie chciała mnie słuchać... Uważała to za jasne, że spiskowałem za jej plecami. Rano po naszej kłótni wyszła z dormitorium z zapuchniętymi oczami i nawet na mnie nie spojrzała, gdy szła do łazienki. Potem tak samo opuściła nasz pokój wspólny i nie widziałem jej cały dzień. Cztery dni. Liczyłem ten czas, gdy udawał, że nie istnieję. Rozumiałem ją i, co prawda, mogłem jej powiedzieć prawdę, ale nie chciałem jej w to mieszać. Kochałem ją i starałem się ją chronić. Miałem taki mętlik w głowie, że mroki mojego umysłu mogła rozjaśnić tylko rozmowa z przyjacielem i szklanka ognistej.
YOU ARE READING
EnemiesOfLove[Dramione]
FanfictionTo co nas nie zabije, to nas wzmocni... Wojna się skończyła. Voldemort nie żyje. Śmierciożercy już względnie nie szkodliwi. Czy teraz dobro ma szanse się odrodzić? Jesień. Czarodzieje wracają do magicznie odbudowanej szkoły. Nowy dyrektor, paru nowy...
25- Nic nie jest takie, jak się wydaje...
Start from the beginning