Odetchnęłam głęboko, przekraczając metalową bramę, będącą czymś w rodzaju bariery, którą przeszłam na własne życzenie by częściowo przełamać swój strach przed tamtym miejscem i nie kojarzyć go jedynie z ciemną nocą, imprezą, pijanymi ludźmi oraz jeziorem... Kroczyłam spokojnie znajomą już ścieżką, która była częściowo oświetlona przez promienie słońca, przedostające się między koronami drzew.

Butami co jakiś czas łamałam jakąś niewielką gałązkę lub kopnęłam przypadkowy kamyk, leżący na mojej drodze dopóki nie pojawiłam się na polanie otoczonej krzakami i drzewami, gdzie czasem udało mi się zarejestrować niewielką ilość śmieci, lecz nie było ich tak wiele czego się nie spodziewałam, ale i tak najbardziej moją uwagę przykuło jezioro. Nie było ono teraz tak bardzo przerażające i ogromne jak przedtem, a stało się mniejsze oraz takie jakby piękne... na swój sposób, nawet pomimo mojego lęku.

Naciągnęłam rękawy swojej bluzy niżej na nadgarstki i powoli zaczęłam się zbliżać się do dużego drzewa nieopodal brzegu, po czym usiadłam na ziemi oparta plecami o jego gruby pień. Przyciągnęłam swoje nogi do klatki piersiowej i oplotłam je rękami, opierając podbródek o kolana.

Przymrużyłam oczy gdy wiatr zawiał nieco mocniej, wprawiając w ruch gałęzie, których cień osłaniał mnie przed słońcem.

Patrzyłam teraz prosto na wodę, czyli coś co jest piękne i jednocześnie niebezpieczne oraz zdradliwe, dlatego między innymi się jej boję, choć czasem szum wywołany jej obecnością jest bardzo relaksujący, więc słysząc go poczułam się spokojniejsza, ponieważ wiem, że teraz nie stanie mi się krzywda, a jezioro samo z siebie nic mi nie zrobi...byłam bezpieczna.

Chwilowy spokój i samotność zostały zaburzone przez zbliżające się w moją stronę dźwięki, przypominające czyjeś kroki, dlatego otworzyłam szerzej oczy, nasłuchując uważnie by dowiedzieć się kim jest przybyła osoba co wyjaśniło się po krótkiej chwili gdy pojawił się on przy drzewie.

Spojrzałam w bok na blondyna, którego tęczówki miały kolor najczystszego nieba, zdecydowanie nie współgrającego z ciemnym i ponurym kolorem czerni jego koszulki z logiem Nirvany oraz rurek. Zastanawiałam się czasem, czy on i jego koledzy mają kilka identycznych par spodni w swojej szafie, czy raczej przez cały czas noszą te same, choć jest to raczej niemożliwe, ponieważ nawet ja, czyli osoba, która powinna być ostatnią, dyskutującą na temat ubrań nie wyobrażałam sobie tej drugiej opcji w realu.

-Myślałem, że skoro boisz się wody, to będziesz się trzymać z dala od tego miejsca.- odezwał się Luke, przysiadając obok, lecz z pewnym dystansem do mojej osoby.

-A ja byłam pewna, że po wczorajszym będziesz leżał w łóżku przez cały dzień.- mówiłam z wyraźnie słyszalną nieśmiałością, wywołaną jego obecnością przy mnie.

Chłopak wywrócił oczami gdy usłyszał mój przyciszony głos.

-Nie należę do osób, które jakoś szczególnie cierpią po imprezach i ewidentnym kacu.-wyjaśnił, wpatrując się w taflę wody.

Oparł się tyłem głowy o pień drzewa, pozostając w chwilowej ciszy, którą spędziliśmy na patrzeniu przed siebie, no przynajmniej on bo ja czasem spoglądałam dyskretnie w bok aby ujrzeć jego profil.

-Nadal nie dostałem odpowiedzi.- powiedział nagle, zaskakując mnie tym.

Odwrócił lekko głowę w moją stronę dzięki czemu przez chwilę patrzyłam teraz na jego twarz, ale oczywiście speszyłam się o gwałtownie odwróciłam wzrok.

-To, że się boję nie oznacza, że nie chcę na to patrzeć.- odparłam cicho.

Luke patrzył na mnie uważnie, zagryzając wnętrze policzka jakby się zamyślił.

His fault L. Hemmings Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz