Zaczęli atakować spokojnie spacerujących uczniów i już po chwili można było usłyszeć straszne krzyki. Smoki sprzeciwiały się swoim panom i dołączały do wrogów, pytanie pozostaje, czemu?
Jednak bez problemu mogę stwierdzić, że rześ już się zaczęła.

Biegiem ruszyłem przed siebie a dokładniej w poszukiwaniu pana Andrewa. Po drodzę omijałem już niektóre martwe ciała jeźdźców, którzy stali się ich ofiarami. Spojrzałem na nich ze współczuciem, jednak nie mogłem zostać w miejscu, więc po chwili ruszyłem dalej.

- Essie! - krzyknąłem do większej grupy wystraszonych uczniów, z nadzieją, że wyskoczy z niej dziewczyna, tak się jednak nie stało, natomiast zamiast niej, przede mną wylądował jeden z upadłych z chytrym uśmieszkiem. Wyjąłem miecz, byłem gotów walczyć ze swoimi.

- Kogo my tu mamy...? No proszę, Aiden! Nasz zdrajca i przestępca, trzyma z aniołami! Kto by pomyślał! - zaśmiał się.

- Czego chcesz. - warknąłem, chociaż dobrze wiedziałem. Obejrzałem się wokół w wypadku, gdybym potrzebował planu B, czyli ucieczki. Jednak jedyne co teraz widziałem, to zaciekle ze sobą walczących aniołów jeźdźców i upadłych. Wszyscy byli teraz obecni na polu bitwy, wykorzystując te wszystkie lata nauki i sprawdzając swoje umiejętności w nierównej walce na śmierć i życie. A to wszystko przeze mnie i Karen...

- Nie udawaj głupiego, bo nim nie jesteś. - sposępniał. - Ty i ta twoja dziewczyna złamaliście prawo, powinniście zostać zabici, ale sprawa trochę się skomplikowała... - westchnął i zaatakował mnie, co bez żadnego problemu zablokowałem. Tym razem ja wykonałem pierwszy ruch. - Nie wiesz nawet co robisz! Nie jesteś sobą!

- Zamknij się! Mam gdzieś to, że chcecie mnie zabić, ale to nie jest to zło, z jakim musimy się zmierzyć!

Prowadziliśmy całkiem dobrą walkę, on atakował, ja odbierałem i na odwrót, mieliśmy po równo szans, jednak widocznie mu ta gra się nudziła, bo podchaczył mnie, czego się nie spodziewałem, po czym z łoskotem wylądowałem na ziemi. Upadły trzymał swój miecz przyciśniety do mojego gardła, z twarzą nie wyrażającą niczego.

- Posłuchaj mnie - wychrypiałem - to nie z nami powinniście walczyć, prawdziwy problem jest tysiąc razy groźniejszy.

Patrzyłem w jego oczy, mając nadzieję, że zrozumie, jednak chwilę potem uderzyła w niego ogromna kula ognia i opadł bezwładnie koło mnie.

- Essie!

- Prawie cię zabił, powinieneś być mi wdzięczny.

- Już go prawie miałem... - wstałem naburmuszony i skierowałem się z Essie do środka akademii.
O dziwo było tutaj cicho jak nigdy, zazwyczaj od kąd pamiętam, te korytaże były pełne uczniów a teraz...

Nagle dobiegł nas zbiegany głos Scotta.

- Tu jesteście! Andrew kazał nam natychmiast lecieć do pałacu, między innymi po pomoc do tej bitwy. - nie było teraz czasu na kłótnie i wypominanie sobie, trzeba szybko działać.

- Polecimy na Aroghu, chodźcie! - krzyknąłen i zaprowadziłem ich na tyły akademii, gdzie była niewielka polana.

- Ciągle mnie zastanawia, czemu twój smok jest tobie tak wierny? Nie dał się nawet omamić przez atakujących upadłych. - spytała po chwili Essie. Nie dziwiłem jej się, że się spytała, sam chciałbym to wiedzieć.

- On jest inny.

Z tymi słowami rzuconymi w powietrze, wybiegliśmy na łąkę, gdzie stał mój smok, jakby spodziewał się, że będzie nam potrzebny. Wokół niego zauważyłem kilku martwych upadłych, starałem się nie zwracać na nich uwagi, w końcu to moja rodzina i nie mogę tak po prostu stwierdzić, że już mnie nie obchodzą, bo bym skłamał, ja po prostu wybrałem słuszniejszą opcję.

- Ja tym nie lecę! - zaprotestował Scott a Essie wybuchła śmiechem i usiadła tuż za mną na Aroghu.

- Tchórz! - pokazała mu środkowy palec i ponownie się zaśmiała. Ja sam nie mogłem powstrzymać uśmiechu wkradającego się na moje usta.
W końcu wystraszony chłopak usiadł na samym tyle i kurczowo złapał się brzucha Essie co wyglądało dosyć śmiesznie.

- Gotowi?! - krzyknąłem a w odpowiedzi usłyszałem "Nie!" i "Tak!", po czym wznieśliśmy się w niebo, przepełnione krzykami rozpaczy i odgłosami walki. Nikt jednak nie zwrócił uwagi na pewien kształt poruszający się za nami między drzewami.

-----------------------
Heloł xD
Więc jest rozdział, mam nadzieję, że mi wyszedł... ;P
Czy ktoś domyśla się, kto za nimi może lecieć? :) Śmiało! Lubie czytać wasze spostrzeżenia z rozdziałów :3

Do next.

Jeźdźcy Smoków (trwa korekta)Where stories live. Discover now