0. Magda, jakich pełno

4.9K 564 390
                                    

Przypominając sobie nasze zachowanie, które dziś u młodszych znajomych podnosiłoby mi ciśnienie, zaczynam rozumieć, jak musieli czuć się dorośli, widząc, co wyprawiają gówniarze w okresie dojrzewania, żeby tylko się popisać, jakby byli panami świata, władcami wszystkiego w promieniu kilometra od ich ówczesnego położenia. Nikt nie mógł im podskoczyć.
   Czasem jednak to nie były popisy, tylko beztroskie zabawy i kroczenie z uśmiechem, nie przejmując się konsekwencjami. Życie chwilą, które tak bardzo by mi się teraz przydało. Zazdrościłam sobie samej sprzed lat.
   Dalej tęskniłam za gimnazjum, chociaż nie zawsze było kolorowo.

Wrzesień, rok 2016

   — No, dziewczęta, zakryć goliznę! — krzyknęła WF-istka, uchylając drzwi damskiej szatni. — Nie przebierajcie się, dziś macie zajęcia ze studentami na małej sali gimnastycznej. Będzie wykład o zdrowym odżywianiu.
   Jak cudnie — pomyślałam, co wcale nie było sarkazmem. Nienawidziłam WF-u i nienawidzę do dziś.
   — Kurde — warknęła Kaśka, rzucając białą koszulką o ścianę. — Już wolę siatkówkę.
   Jak mam być szczera, siatkówka i ja nie lubiłyśmy się zbytnio. Może piłka faktycznie kochała lecieć w moją stronę, jednak odpieranie jej zalotów kończyło się na piekących od odbić rękach bądź nieudanych próbach kopnięcia jej chociaż trochę celnie. Nie zawsze stałam jak świeczka w torcie, czekając, aż ktoś mnie wyręczy — czasami ruszenie się z miejsca było dobrą opcją, szczególnie pod okiem czujnej trenerki. Raz nawet dostałam w nos. Takiego pocałunku z piłką nie każdy miał okazję doświadczyć.

   Kiedy wszyscy już się rozsiedli na materacach w salce gimnastycznej, większość postanowiła działać. Ale jak, zapytacie? Moi rówieśnicy wyznawali zasadę, iż wszyscy powinni poznać naszą klasę od tej najgłupszej strony, zwłaszcza pod względem zachowania. Emil, długowłosy i beztroski blondyn, rozpoczął na oczach wszystkich walkę na rodzynki z Filipem, przy czym ten drugi starał się unikać ciosów w brzuch starszego chłopaka. Wiktor kołysał swojego przyjaciela w ramionach, który zawsze miewał zmiany nastroju niczym dziewczyna przed okresem, szalona Julka z wiolonczelistką Moniką udawały parę lesbijek, natomiast do mnie przyleciała Ewelinka — drobna blondynka z delikatnymi lokami i prostą grzywką, opadającą trochę na oczy. Reszta od czasu do czasu swoim zachowaniem oraz mową starała się sugerować: "tak, ta klasa to typowa-nietypowa grupa atencjuszy". Wydawało się to dosyć dziecinne, zwłaszcza że był to nasz ostatni rok w tej szkole i powinniśmy dawać młodszym przykład... co prawie nigdy się nie zdarzało.
   Ostatnią osobą, jaka zajęła miejsce, była Fryteczka, czyli Ksawery — tłustowłosy nastolatek w farmerskiej koszuli i ze spodniami na szelkach. Usiadł obok Filipa oraz Emila.
   — Akurat tutaj musiałeś przyjść? —  zapytał szatyn ze śmiechem, powstrzymując jasnowłosego kolegę przed kolejnym atakiem rodzynek.
   — Odczep się — warknął Ksawery, nie kryjąc jednak najmniejszej urazy, gdyż był już przyzwyczajony do takich zaczepek. Filip, czując na sobie wzrok jednej ze studentek, postanowił obrócić wszystko w żart.
   — Och, ach, Ksawery, coś ty dzisiaj taki dziki?

   Zaśmiałam się pod nosem, zwracając tym samym na siebie uwagę Eweliny.
   — Jeju, rzadko kiedy się śmiejesz tak szczerze — westchnęła z udawanym zachwytem. Wywróciłam oczami i postanowiłam zostać obojętna na jej pochwały pod moim adresem. Lubiłam denerwować ludzi, wiedząc przy tym, że powinnam zmienić swoje zachowanie. Była to zacięta walka, ale mój charakter niestety wygrywał.

   Po piętnastu minutach, kiedy wykład zaczynał nudzić niektóre osoby, wypowiedź jednej ze studentek zainteresowała szaloną Julkę.

  — Po prawej stronie widzimy cukinię — powiedziała kobieta, wskazując przeciwny kierunek. Julka wcisnęła się między mnie oraz moją przyjaciółkę, trzymając kartkę, którą — zarówno ona, jak i pozostali — dostała na początku zajęć. Mieliśmy na nich napisać coś, co nam się nie podobało w czasie zajęć.
   — Ta babka ma ewidentny problem ze stronami — szepnęła, pstrykając długopisem i zapisując na swoim arkuszu: "mylenie prawej strony z lewą". Ewelina zapragnęła coś powiedzieć, jednak przysunęłam swoje trzy palce do jej ust, chcąc usłyszeć wypowiedź wysokiego studenta w okularach. Dziewczyna nie miała najwyraźniej pomysłu na przeżycie pozostałych trzydziestu minut, toteż postanowiła oślinić moją dłoń.
   — Ej! — warknęłam oraz odepchnęłam ją energicznie. — Czy ty trochę nie przesadzasz?
   Blondynka poczuła się urażona, więc odsunęła się pół metra ode mnie, a następnie podkuliła kolana. Na jej nieszczęście każdy doskonale wiedział, że te teatralne "fochy" mogły trwać do piętnastu minut, ale to tylko w ekstremalnych przypadkach.
   — No, chodź tu — mruknęłam, nie chcąc mieć z nią na pieńku przez ten cholerny kwadrans. Musiałam przyznać, że jej głowa służyła mi czasem za idealną podpórkę na łokieć, co trzeba było w pewnym stopniu wykorzystać, nawet gdy koleżanka udawała wielkie oburzenie. Dziewczyna wróciła na swoje miejsce z napuszonymi policzkami, a kiedy wspomniany wcześniej łokieć ulokował się na środku jej włosów, wyglądała jak obrażony grzyb.

   Nic nowego — zwykły dzień, bez fajerwerków, bez wartkiej akcji, pościgów i wybuchów, typowi gówniarze, mający wywalone na otaczający ich świat, niezdający sobie jeszcze sprawy z tego, jak głupio będą się czuli za parę lat. Spokojne życie trzeciej klasy gimnazjum, a w niej ja, znudzona oraz łatwo denerwująca się nastolatka. Magda, jakich pełno na tym świecie, ale za to Magda, starająca się załagodzić swój charakter i zdobyć prawdziwych przyjaciół. Nie mogłam narzekać.

   Ostatni rok w tej szkole zaczynał się naprawdę interesująco... zwłaszcza że problemy miały dopiero nadejść.

✔Syndrom EwelinyWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu