eighty nine

2.3K 216 64
                                    

@HappyLama: gotowa na podróż swojego życia :D to będą najlepsze wakacje ever! x

@HappyLama: gotowa na podróż swojego życia :D to będą najlepsze wakacje ever! x

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- Natalie, masz gościa!

Wychodzę z salonu na korytarz, uprzednio wylogowując się z Twittera i podnoszę głowę w górę. Z zaskoczeniem patrzę na szeroko uśmiechniętego bruneta, który właśnie teraz wyciąga ręce w moją stronę. Podchodzę bliżej i wtulam się w jego ciało, nadal nie wiedząc, co on tak wcześnie tutaj robi.

- Hej, księżniczko. - Dreszcze przechodzą przez moje ciało, kiedy kolejny raz zwraca się do mnie tym uroczym przezwiskiem.

- Co ty tutaj robisz, Cally? Mamy jeszcze ponad dwie godziny do odlotu. - Mamroczę cicho i odsuwam się od bruneta. On natomiast przesuwa swoje dłonie na moje biodra i z powrotem przyciąga bliżej siebie.

- I właśnie dlatego tu jestem! Mamy dwie godziny, więc pomyślałem, że moglibyśmy jeszcze gdzieś pójść. Co ty na to? Luke znalazł wczoraj takie fajne miejsce, koniecznie musisz je zobaczyć. - W jego oczach widzę niemą prośbę i nadzieję na to, że się zgodzę, więc kiwam ledwo zauważalnie głową i wyplątuję się z jego objęć.

- Mam nadzieję, że to miejsce jest naprawdę cudowne. Inaczej będę musiała cię udusić, Hood. - Chłopak prycha i wsuwa dłonie w kieszenie czarnych, obcisłych spodni. Wkładam na nogi czarne vansy, wyprostowuję się i razem z Calumem opuszczam dom. - Prowadź, królu.

~•~•~•

- Hej, tutaj jest naprawdę pięknie! - Otwieram usta z wrażenia, na co chłopak reaguje parsknięciem. Obejmuje mnie od tyłu i kładzie głowę na ramieniu.

- Mówiłem ci to przecież, ale ty nigdy mnie nie słuchasz. - Wzdycha.

Nie odpowiadam, zamiast tego z zachwytem wpatruję się w porośniętą trawą i kwiatami polanę. Dookoła jest las, który tworzy tak jakby barierę ochronną tego miejsca, ochrania je przed ludźmi i ich nowoczesną technologią. Odgradza je od świata, który wszyscy doskonale znamy. Jest po prostu pięknie. Powietrze jest tutaj świeże, czyste, nieprzepełnione spalinami i dymem z fabryk. Gdzieś w oddali słychać świergot ptaków, a dodatkowym plusem jest to, że pogoda również jest dziś wspaniała. Słońce wreszcie wyszło zza chmur i idealnie oświetla polanę. Mam nadzieję, że to nie jest tylko chwilowe.

- Poczekasz tutaj na mnie chwilę? Muszę po coś się wrócić, będę za pięć minut, dobrze? - Kiwam głową, a w chwili w której wypuszcza mnie ze swoich objęć, robi mi się chłodniej mimo ciepła bojącego od słońca.

Rzeczywiście Calum wraca jakieś pięć minut później, ale tym razem ma ze sobą piknikowy koszyk.

- Czy to oficjalnie randka, Hood? - Uśmiecham się drwiąco i czekam, aż chłopak podejdzie bliżej. - Mamy niecałą godzinę, wiesz o tym, prawda?

- Tak i tak, wiem o tym. - Przewraca oczami i wyjmuje z koszyka zwykły koc, po czym podaje go mi, a ja rozkładam go na soczyście zielonej trawie. Chłopak po kolei wyciąga z kosza różne przysmaki i kładzie je na białym kocyku w czerwoną kratkę. Następnie oboje siadamy.

- To był twój pomysł czy Luke'a?

- No oczywiście, że mój, księżniczko. Hemmings tylko znalazł nam idealne miejsce na ten piknik. - Wyszczerza zęby i tym razem to ja przewracam oczami. - Mam nadzieję, że zgłodniałaś, bo trochę czasu zajęło mi przygotowanie tego wszystkiego.

- Jeśli ty to zrobiłeś, jestem w stanie to zjeść. Co z tego, że przytyję, będę gruba i ze mną zerwiesz, bo stwierdzisz, że jestem brzydka. - Wzruszam niedbale ramionami i sięgam po jedną z wielu kanapek leżących na plastikowym talerzyku.

~•~•~•

- Pasażerowie lotu dwieście pięćdziesiąt siedem proszeni są o udanie się na odprawę. - Słyszę głos młodej kobiety wydobywający się z głośników.

Żegnam się z rodzicami, Jeydonem i pozostałą trójką idiotów, to samo robi Calum. Następnie udajemy się na odprawę tak, jak prosiła kobieta.

Oboje zajmujemy odpowiednie miejsca w samolocie, a ja z poddenerwowanym uśmiechem błąkającym się na mych ustach splatam swoje palce z jego.

- Stresujesz się, Natalie? - Odwzajemnia uścisk i posyła mi uspokajające spojrzenie.

- A co jeśli coś się stanie? Boję się, Cally. - Szepczę.

- Nic się nie stanie, księżniczko. - Uśmiecha się lekko, co po chwili odwzajemniam. - Jestem przy tobie, ok? Wszystko będzie ok, a już za kilka godzin wylądujemy w Sydney.

Kiwam niepewnie głową i przez kilka następnych minut panuje między nami spokojna cisza.

- Calum? - Przygryzam dolną wargę i skupiam swój wzrok na naszych splecionych dłoniach.

- Tak, Nat?

- Mogę ci coś wyznać? No wiesz, tak na wszelki wypadek.

- Jasne, mów. Coś się stało? Coś zrobiłaś? - Wolną dłonią ujmuje mój podbródek i unosi moją głowę do góry tak, żebym patrzyła prosto w jego ciemne, przepełnione radością i szczęściem, oczy.

- Nie, nie o to chodzi. - Przełykam gulę w gardle, po czym kontynuuję: - Chciałam ci tylko powiedzieć, że cię kocham.

Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerza, a w oczach pojawiają się tańczące iskierki.

- Ja ciebie też kocham, lamo. - Chichoczę cicho. Brunet przyciąga moją twarz do swojej i składa na moich ustach krótki, ale przepełniony miłością pocałunek.

Wszystko zapowiada się tak dobrze, tak idealnie. Tylko dlaczego przeczucie podpowiada mi, że wydarzy się coś złego? Dlaczego coś dziwnego ściska mnie w dole brzucha?

✈️✈️✈️✈️

jeszcze tylko epilog i coś czuję, że skażecie mnie na śmierć x

ʟᴇᴛ's ɢᴇᴛ ᴀ ᴘᴜᴘᴘʏ // ᴄᴀʟᴜᴍ ʜᴏᴏᴅWhere stories live. Discover now