18- Wszystko się kiedyś uda...

Zacznij od początku
                                    

- Oczywiście!- Sarkazm w jej głosie był, aż zanadto słyszalny. Upiłam łyk herbaty i dopiero jej odpowiedziałam.

- Chcę zapomnieć, że coś nas mogło połączyć. Udawajmy, że nic nie było. Tak będzie prościej.

-, Ale czy lepiej?- Popatrzyłam na nią i wzruszyłam ramionami. Ślizgoni znowu zaczęli grać.- Kiedy ja marzyłam o Harrym byłaś dla mnie jedyną ostoją. Kazałaś mi walczyć, ale też nie ograniczać się do niego i umawiać się z innymi. Cieszyć się życiem, bo jest za krótkie. Myślę, że sześćdziesiąt procent powodzenia, tego, że nam się udało, należy do ciebie. Więc pamiętaj, że nazywasz się Hermiona Granger i żaden chłopak nie będzie tobą pomiatał. Powtórz.

- Nazywam się Hermiona Granger i żaden chłopak nie będzie mną pomiatał- wymamrotałam.

- Nie słyszę- zaszczebiotała słodko.

- Nazywam się Hermiona Granger i żaden chłopak nie będzie mną pomiatał- powiedział pewniej i poczuła się jakoś lepiej...

- I tak ma być. Założę się, o co chcesz, że i tak skończycie z gromadką dzieci.

Uderzyłam ją w ramię. Roześmiała się i pocałowała mnie w policzek. Zawsze dawałyśmy sobie motywujące kopniaki. Tylko przyjaciel może cię obrazić w słusznej sprawie, jeżeli robi to dla twojego dobra.

Widocznie Draco stosował tą taktykę dla swoich przyjaciół, bo uderzył w ramię Goyle'a*, który zaczął je masować, zaraz pod uderzeniu. Usłyszałam tylko, że Malfoy krzyczy, że jak zwykle, nie umieją grać.


Zauważyłam Gryfonów wychodzących na boisko. Harry uśmiechnął się do nas i nam pomachał. George zaczepiał Angelinę, gdy ta próbowała im coś wyjaśnić. Nie wiem skąd, ale nagle koło nas znalazł się Ron. Dąsał się ostatnio trochę. Uważał, że też powinien tam grać i co z tego, że może nie był najlepszy. Powiedziałam mu, że gdyby na pozycji obrońcy nie stanął Oliver Wood, to byłby absurd. W końcu dał sobie spokój i stwierdził, że za to ma więcej czasu dla Lavender.

-, Kogo moje piękne oczy widzą!- Wykrzyknęła Ginny na widok brata. Usiadł koło niej i udawał, że nie jej nie słyszy.- Przyszedłeś ocenić taktykę walki, panie trenerze?

- Daruj sobie. Ale masz rację. To jest dobry pomysł. Z boku lepiej widać.

- Raz się w czymś zgadzamy, braciszku. Z boku lepiej widać.- Jej wzrok powędrował do mnie, a ja skierowałam swój na boisko.

Upłynęło jakieś piętnaście minut gry, gdy zauważyłam Malfoya, który zmierzał do nas. Dobrze Hermiono, tylko spokojnie. Zabiniego i Parkinson już nie było. Nie wiedziałam, czego on chce, ale nie miałam zamiaru popadać w panikę.

- Hej- przywitał się i uśmiechnął do nas. Ron popatrzył na niego jak na wariata, a Ginny omal nie zakrztusiła się herbatą. Tylko mu pomachała i starała się przestać kaszleć. Ron dalej patrząc na Malfoya poklepał ją po plecach.

- Hej... Coś się stało, Malfoy, że zasłaniasz mi słońcę?- Którego wcale nie ma- dodałam w myślach.

- Słońce mówisz.- Usiadł koło mnie, z głupawym uśmiechem.- Może poopalamy się razem? Nie jest ci za gorąco? Taki dzisiaj upał...

- Nie masz nic innego do roboty, niż zatruwanie mi życia? Wystarczy, że widzimy się cały czas na lekcjach, spotkaniach GKMP i w dormitorium.- Ginny uszczypnęła mnie w łydkę. Podskoczyłam na siedzeniu.

- Wiesz mam takie hobby. Utrudnianie przemądrzałymi Gryfonkom życia. Idzie mi całkiem nieźle, jak uważasz?

- Chyba, aż za dobrze. A gdzie twoja dziewczyna?

EnemiesOfLove[Dramione]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz