Rozdział 30

6K 304 25
                                    

Wyszłam z samochodu i stanęłam obok Charliego przytrzymując kartony i torby, które następnie podawałam jakiemuś facetowi. Zarzuciłam na siebie czarną bluzę Nike w której zazwyczaj chodził Dylan. Tak, to była jego bluza i wciąż nim pachniała. Sięgała mi prawie do kolan. Miałam ubrane swoje czarne legginsy i białe reeboky. Rozpuściłam włosy i wstrząsnęłam głową tak by moje loki nabrały jakiegoś kształtu.


Ponownie spojrzałam się w stronę głównego wejścia. Próbowałam wyliczyć ilu ludzi przyszło się ze mną pożegnać. Wszyscy oprócz jednej. Zamknęłam oczy i wzięłam dwa głęboki wdechy. Odetchnęłam. Moje nogi uginały się a oczy szkliły. To nie możliwe! –Wciąż powtarzałam to sobie. Wiedziałam że zobaczę się z nimi ale czy to tak naprawdę musiało wyglądać?


Ruszyłam w stronę głównego wejścia. Tata stał z Billym i jego dziewczyną rozmawiając i śmiejąc się. Powiedział że dojdzie do mnie za piętnaście minut. A więc miałam tylko tak naprawdę kilka sekund na pożegnanie się z przyjaciółmi.


Crystal zauważyła mnie w oddali i przybiegła do mnie tak szybko jak to było możliwe rzucając się na szyję. Wtuliłam głowę w jej szyję a ona zrobiła to samo. Obie płakałyśmy. Odsunęłam się od niej i wymusiłam lekki uśmiech. Ona zrobiła to samo i razem ruszyłyśmy w stronę lotniska gdzie czekali już prawie wszyscy.


-Aubrey! –Cody podszedł do mnie i objął mnie tak mocno że nie mogłam złapać oddechu.


-Proszę dbaj o siebie jak wyjadę... -powiedziałam odsuwając się od niego i klepiąc go po twarzy gdzie widoczny był już lekki zarost. –Miałeś się ogolić!


-Przez ciebie dostałem depresji! Nie zrobię tego –prychnął a ja tym razem uśmiechnęłam się i znów go przytuliłam.

Zaraz obok mnie stanął Tyler. Objął mnie tymi swoimi ogromnymi „łapskami" i przysunął do siebie szepcząc mi do ucha że wszystko będzie dobrze. Uroniłam łzę bo tylko ja wiedziałam że tak nie będzie.


Odsunęłam się od Poseya i wpadłam prosto w ręce Holland i Maxa. Dziewczyna się rozpłakała rozmazując przy tym swój dokładnie zrobiony makijaż. Carver podał jej chusteczkę by płakała w nią a nie w bluzę bo będzie zaraz „jeszcze bardziej czarna". Co za ironia. Charlie i Danny stali obok siebie a ich dłonie były złączone. Pożegnałam się z nimi tak samo jak z całą resztą.


Każdy wręczył mi jakiś upominek i list. Kazali przeczytać mi go dopiero jak dojadę do swojego nowego domu. Przewróciłam oczami ale uśmiechnęłam się. Wiedziałam że zrobię z nich swoją ulubioną, codzienną lekturę. Będzie mi przypominała dom. Ten PRAWDZIWY dom.


-Nie wierzę że to już koniec. -powiedziałam cicho pod nosem ale widząc jak Cody przewraca oczami wiedziałam że to usłyszał. To była dosłownie telepatia. Mogłam mówić bardzo cicho, albo wcale a on i tak wiedział co mam na myśli. Mój brat bliźniak.


-Oh! Zamknij się bo naprawdę się zaraz rozpłacze! –powiedział podchodząc do mnie i przyciągając mnie znów do siebie. Pocałował mnie w policzek a kiedy to zrobił oddałam mu całusa w to samo miejsce. Bawiliśmy się tym bo on ponownie mi go oddawał tak samo jak ja.


-Proszę bo Liam będzie zazdrosny! –zaśmiała się Arden a ja spojrzałam na biednego Liama z przepraszającym wzrokiem. On tylko uśmiechnął się do mnie i puścił mi buziaka. Był najniższy z nas wszystkich i do tego bardzo uroczy. Dopiero teraz zrozumiałam że tylko z nim się nie zobaczę za rok ponieważ musi być młodszy od nas wszystkich o rok.


-Obiecaj że będziesz studiować w Nowym Jorku! –podeszłam do niego i wtuliłam się w jego umięśnione ciało. Byłam wyższa od niego co najmniej o pół głowy. To raczej on wtulał się we mnie. Musiało to wyglądać komicznie, ale na szczęście jego niski wzrost mi nie przeszkadzał.

Rozsiedliśmy się na środku lotniska. Siedziałam teraz na podłodze opierając się głową o ramię Ryana, który też przyszedł się ze mną pożegnać.


-Ładnie pachniesz. –powiedziałam w jego stronę i schowałam głowę jego tors przytulając się do niego.


-Dziękuje gwiazdko. –zawsze mnie tak nazywał. Byłam jego „gwiazdką" co było przeurocze. A kiedy wychodziło to z jego ust podobało mi się jeszcze bardziej. Ryan to dobry przyjaciel. Ale zdecydowanie musi przestać tyle pić. Przez niego pierwszy raz w życiu nic nie pamiętałam. Wtedy to była przysługa. Wtedy akurat nie chciałam nic pamiętać.


-Na mnie chyba już pora. –zerwałam się na nogi kiedy zobaczyłam jak mój ojciec właśnie idzie w moją stronę.

Wszyscy zrobili to samo i podeszli bliżej by mogli przytulić mnie ostatni raz. Zrobiliśmy grupowy uścisk. Charlie stał i przyglądał się nam jednym kątem oka. Miałam wrażenie że rozmyślił się i zaraz powie mi że jednak zostaniemy. Że nigdzie nie wyjedziemy, ale tak się nie stało.


Pięć minut później wszyscy płakaliśmy. Ludzie wokół nas stali robili nam zdjęcia tym samym wzruszając się. Jakaś starsza pani podeszła do nas i przyłączyła się do uścisku. Nie uwierzycie gdzie właśnie leciała –do Londynu. Uśmiechnęła się kiedy powiedziałam jej że ja też niestety się tam wybieram.


-Proszę przymocujcie mnie czymś! Nie wiem przyklejcie mnie do podłogi. -zaczęłam a oni roześmiali się i znów przytulili mnie do siebie. Zrobiliśmy sobie grupowe selfie moim telefon które od razu wstawiłam na naszej grupie by każdy z nas mógł ustawić sobie nas na tapetę.


-Pora na ciebie –powiedział Cody ze łzami w oczach.

Złapałam za torebkę która robiła za mój bagaż podręczny i odeszłam wciąż machając do nich.
Stanęłam przy barierkach i podałam pani swój bilet i paszport. Sprawdziła czy wszystko się zgadza i zdjęła z bramki czerwony sznurek by mnie wpuścić. A więc to koniec.

Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Wzdrygnęłam się i powoli odwróciłam swój wzrok.


-Przepraszam, ale pan nie może tu przebywać. Proszę pokazać mi bilet albo zawołam ochronę.


-Proszę dać im chwilę. Obiecuję że zraz się stąd zmyje. –odezwał się tata a kobieta przytaknęła wpuszczając innych. Chłopak pociągnął mnie na bok i przytulił do siebie. Byłam oszołomiona. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie odwzajemniłam nawet uścisku. Zanim zdążyłam się od niego oderwać po moich policzkach znów spłynęły łzy.


-C-co ty tu robisz? –wydusiłam z siebie. –D-Dylan. -odsunęłam się od jego uścisku i popatrzyłam w górę w jego głębokie oczy. Były smutne.


-Przepraszam cię Aubrey! Byłem totalnym d-dupkiem. –zająknął się i przełknął głośno ślinę. -Jestem palantem! Tylko nie zapominaj, że to nie tylko moja wina. –uniosłam brwi i chciałam już coś powiedzieć, a raczej odpyskować kiedy on przytknął mi palec do ust i kazał się jak na razie nie odzywać. –Nie rozumiesz? Pozwoliłaś mi się w tobie zakochać. Tak Aubrey. Szaleje za tobą i nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę ale chce czekać. Poczekam na ciebie i pojadę na te pokurwione studia w Nowym Jorku. Tam się wszystko zaczęło. Przysięgam ci, rozumiesz?


Zatkało mnie. Kiwnęłam głową przełykając ślinę i ocierając łzy z policzków. Dylan przyłożył swoje dłonie do mojej twarzy i nachylił się tym samym składając pocałunek na moich ustach. Był delikatny, pełen namiętności i miłości. Jego miękkie wargi muskały moje.


-To prezent ode mnie. –powiedział i wręczył mi dość spore pudełeczko. –Proszę otwórz to w samolocie jak już się uspokoisz. –kiwnęłam głową. Chłopak uśmiechnął się do mnie i ostatni raz złożył pocałunek na moich ustach.

Zajęłam miejsce przy oknie. Rozsiadłam się wygodnie na fotelu i przykryłam swoje nogi kocem tak bym nie zmarzła. Założyłam słuchawki i puściłam piosenkę „Beside You" 5 second of summer. Samolot wzbił się w powietrze a ja oparłam głowę o okno żegnając się z Beacon Hill. To było magiczne miejsce. Zaznałam tu prawdziwą przyjaźń a przede wszystkim miałam tu rodzinę której nigdy nie miałam okazji mieć.

***

Deep In Love » Dylan O'Brien [ukończone]Onde histórias criam vida. Descubra agora