𝐗𝐕. OCALAŁY

Start from the beginning
                                    

Fu bał się wrócić do swojego domu w razie, gdyby któryś z wrogów lub stworzony przez nich emopotwór czyhali tam na niego. Planował wysyłać raz na jakiś czas Wayzza na zwiady, to wszystko.

Marinette popatrzyła wyczekująco na Mistrza. Krępowała się samodzielnie zaczynać temat, ale czekała na obiecane wyjaśnienia. Historia pozwoliłaby jej skupić myśli na czymś innym.

— Wiem, wiem. — Mistrz przymknął oczy. — Nie będę dłużej trzymać cię w niepewności. Wiedz, że nie jestem dumny z rzeczy, o których zaraz usłyszysz. Gdybym mógł cofnąć czas...

Westchnął. Marinette doskonale go rozumiała. Była od niego o cały wiek młodsza, a już żałowała wielu uczynków i chciałaby wrócić do przeszłości, by wszystko naprawić. Oczywiście miraculum królika istniało, ale próba wykorzystania magii do własnego celu nigdy nie popłacała.

— Nie wiem nic o moim pochodzeniu jak każdy członek Zakonu — podjął Mistrz, wbijając wzrok w podłogę. — Na Świętej Wyspie nie rozmawiamy o naszej przeszłości, a moje najwcześniejsze wspomnienia są związane właśnie z nią. Od kiedy pamiętam, byłem szkolony do przejęcia roli Strażnika. Uczono mnie języka, którego starałem nauczyć się także ciebie. Objawiano mi bogów i ich moce. Zgłębiałem historie dawnych bohaterów, w tym takie, o których reszta świata nie ma pojęcia, bo są niechlubne dla Zakonu. Gdy podrosłem, nauka stała się wyczerpująca fizycznie. Doszły tajemne techniki walki, medytacji, długie posty. Wciąż byłem tylko dzieckiem, miałem dziesięć, może jedenaście lat, kiedy popełniłem niewybaczalny błąd.

Marinette pochyliła się do przodu. Więc Święta Wyspa była jak najbardziej prawdziwa. Próbowała sobie wyobrazić małego Fu, ale nie potrafiła.

— Tamtego dnia medytowałem przy szkatule. — Mistrz mówił z niemałym trudem. — Nie jadłem nic od dawna, a przede mną była perspektywa jeszcze wielu godzin o pustym żołądku. W miarę narastania głodu narastał także mój gniew. Na Zakon, na bogów, na praktyki, które kazały mi tam tkwić. Zrobiłem to, co prawdopodobnie zrobiłoby mnóstwo dzieci na moim miejscu. Wziąłem ze szkatuły miraculum pawia i stworzyłem emopotwora. Tego, którego widziałaś dziś w nocy.

Dziewczyna wydała z siebie cichy okrzyk. Nie wiedziała, czego się spodziewała, ale z pewnością nie tego, że emopotwór okaże się być śpiącym przez sto lat tworem Mistrza.

— Twoje oburzenie jest jak najbardziej uzasadnione.

— Nie jestem oburzona, tylko zaskoczona. Proszę, nie przerywaj.

— Chciałem, by emopotwór przyniósł mi coś do jedzenia. Nic więcej — westchnął Mistrz. — Jednak on okazał się być równie nieokiełznany jak mój gniew. Straciłem kontrolę. Emopotwór pożerał wszystko dokoła. I wszystkich. Nie jestem pewien, jak do tego doszło, ale na Wyspie wybuchł pożar. Płomienie trawiły drewniane budynki, a emopotwór wciąż był... głodny. Jeden Strażnik rzucił mi kostur i przekazał szkatułę, każąc ją ratować. Nie wiedziałem, co robić. Chciałem im pomóc, ale nie potrafiłem. Pobiegłem więc na plażę, gdzie stała łódź, na której łowiliśmy ryby.

Mistrz Fu pociągnął łyk herbaty. Historia parzyła jego gardło bardziej niż gorący napój.

— Wypłynąłem. Przyciskałem do piersi szkatułę i oglądałem, jak Święta Wyspa zamieniała się w ruinę. Była taka piękna i pełna życia, a z mojej winy stała się wielkim cmentarzyskiem. — Zrobił pauzę, jakby chwilą ciszy chciał uczcić pogrzebanych na Wyspie. — Nie wiem, dlaczego emopotwór zamienił się w kamień. Może nie mając nic jedzenia, zasnął i okryły go popioły.

— Co było dalej? — Marinette wiedziała, że jej prośba była okrutna, ale historia nie brzmiała na dokończoną.

— Dryfowałem od kilku dni. Na podstawie położenia gwiazd starałem się kierować do najbliższego lądu, ale z braku jedzenia i wody pitnej szybko opadłem z sił. Byłem pewien, że umrę tam, na środku oceanu, kiedy na mojej drodze napotkałem piracki statek. Bałem się okropnie. Okazało się jednak, że nawet taki dzieciak jak ja nadawał się do szorowania podłóg lub stóp piratom. Zgadzałem się na wszystko, by pozostać przy życiu. — Fu zadrżał. Wyraźnie najgorsze szczegóły zostawił dla siebie. — Ich przywódca bardzo zainteresował się miraculami. Nie wiedział, czym były, ale stwierdził, że wyglądają na cenne i wiele za nie dostanie. Był Francuzem, dlatego przypłynęliśmy do Francji. Wiedziałem, że muszę ratować miracula, dlatego w nocy włamałem się do jego kajuty i wykradłem niemal wszystkie. Broszki motyla i pawia lubił nosić przypięte do koszuli.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUWhere stories live. Discover now