𝐈. MUZY

58 5 17
                                    

Czarny Kot popatrzył na zgromadzony na placu pod świątynią lud. Tłum z pewnością był mniejszy niż w dniu parady, ale trudniej było wygospodarować czas wolny, by przyjść na zwykłe odsłonięcie. Sam miał z tym problem. Liczył, że nikt nie postanowi odwiedzić jego komnaty w czasie, gdy powinien ćwiczyć grę na pianie.

Jego ojciec stał między królem a najwyższym kapłanem, więc największy problem miał z głowy. Nie mógł się nadziwić widokowi Gabriela na progu świątyni. Zawsze podchodził sceptycznie do bogów.

Księżniczka uśmiechnęła się do Czarnego Kota, a potem na jej twarz ponownie wstąpił grymas znudzenia. Chłopak także z nudów, ale wciąż starał się radośnie machać do zgromadzonych. Cały czas wierzył, że miraculum uwolni go od tej części życia. Widać w każdej postaci był skazany na udawanie.

Najwyższy kapłan przedreptał kawałek i znalazł się u boku bohatera. Wyglądał, jakby nawet ten krótki dystans pokonał z trudem. Złapał zadyszkę, skóra wokół tego, co dawno temu było jego szyją, poczerwieniała. Na czole wystąpiły mu kropelki potu.

— Może już zaczniemy, Czarny Kocie? — wysapał kapłan. — Długo już czekaliśmy. Nie mamy nawet pewności, czy...

— Przyjdzie na pewno — przerwał mu chłopak. Spojrzał w niebo i uśmiechnął się. — Spóźnia się dopiero dziesięć minut.

— Tak, ale...

— Dajcie jej jeszcze pięć — poprosił Czarny Kot. — Ręczę za nią.

Kapłan złożył ręce i pochylił głowę.

— Jak sobie życzycie.

Odszedł, a Czarny Kot westchnął. Nie chciał tego przyznać, ale jego też nużyło oczekiwanie na Biedronkę. Niemożliwe było ocenienie, czy i ile spóźniała się na misje. Chłopak domyślał się jednak, że życie prywatne często stawało jej na przeszkodzie. Mimo to wierzył, że dziewczyna przyjdzie. Zawsze zjawiała się, kiedy ktoś na nią liczyli.

Wzrok Czarnego Kota przyciągnął rzeźbiarz, który stał z boku schodów i nerwowo wyłamywał sobie palce. Dla Theo Barbot było to pierwsze tak poważne zlecenie i chłopak wcale nie dziwił się jego zdenerwowaniu. W końcu jego dzieło miało być odsłonięte na oczach rodziny królewskiej, Gabriela Agreste'a, kapłanów i setek Paryżan.

Mężczyzna miał na oko około dwudziestu pięciu lat; długie ciemne włosy spiął w kok. Ręce wyglądały na stwardniałe, pełno było na nich drobnych ranek. Przygryzał wąski patyczek, co nieustannie irytowało Czarnego Kota, ale i tak postanowił podejść do rzeźbiarza, by wesprzeć go dobrym słowem w stresującym momencie.

Wyciągnął do niego rękę. Przedstawił się, jakby cały Paryż nie znał jego imienia. Barbot wyglądał na zaskoczonego, ale nawet to nie sprawiło, by patyczek wypadł mu spomiędzy zębów.

— Jestem pewien, że Biedronka wkrótce się zjawi i zaczniemy ceremonię — powiedział Czarny Kot.

— Mam nadzieję — westchnął Barbot. — Bardzo zależy mi na tym, by ją poznać. Ona i jej poświęcenie wiele dla mnie znaczą. Jest moją muzą.

Trzymał rękę przy sercu i wpatrywał się przed siebie nieobecnym wzrokiem. Wyglądał jak prawdziwie natchniony artysta. Czarny Kot obserwował go, a jego umysł zaczął bić na alarm. Wiedział, że Biedronka musiała mieć wielu wielbicieli, ale dopiero stanął twarzą w twarz z jednym z nich. Najwyraźniej Barbot nie znał plotek albo nic sobie z nich nie robił. Czarny Kot nie mógł tak tego zostawić.

— Och — bąknął z wymuszonym zmartwieniem. — Nie wiem, czy dobrze rozumiem twoje intencje, ale jeśli tak... muszę cię ostrzec. Biedronka i ja... — spojrzał na rzeźbiarza znacząco — coś nas łączy, sam rozumiesz.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUWhere stories live. Discover now