Już nie.

4 1 0
                                    

Na Laurę natknęłam się przed sceną. Rozmawiała z kamerzystą, wskazując dłonią telebimy, na których widzowie mogli oglądać zbliżenia artystów. Stanęłam w niewielkiej odległości, nie chcąc im przeszkadzać. Wiedziałam, że w czasie pracy Laura staje się nadczłowiekiem i ponad wszytsko nie należy wytrącać jej z tego stanu. Czekałam więc cierpliwie, przyglądając się pracownikom technicznym montującym scenę. Rozejrzałam się dookoła, zastanawiając się, ilu ludzi jest w stanie pomieścić stadion. Kilkadziesiąt tysięcy - bez cienia wątpliwości. Na samą myśl o tym, że miałabym wystąpić przed taką publicznością, włosy jeżyły mi się na głowie. Wyobraziłam sobie tę chwilę.

Wychodzę na oświetloną scenę. Czuję jak pot cieknie mi po czole, rozmazując makijaż. Biorę do ręki mikrofon, wyślizguje się z mokrej dłoni i upada z głuchym trzaskiem. Z głośników wydobywa się ogłuszający pisk. Ludzie zasłaniają uszy. Z trybun słychać buczenie. Widownia składa usta w dziubek, jakby szykowała się do zrobienia słodkiego selfie. Z ich ust wydobywa się dźwięk niezadowolenia. Uciekam ze sceny. Potykam się o kabel i na oczach tysięcy ludzi upadam na twarz.

– Leć do pracy – poleciła Laura, nie patrząc na mnie. – Wiesz co robić.

Wiedziałam i czułam się z tym fantastycznie. Lubiłam widzieć. Nienawidziłam miotania się i bezczynności. Pierwszy raz od wielu miesięcy doświadczyłam uczucia sprawczości. Jakbym odzyskała kontrolę nad własnym życiem. Wcześniej działałam na autopilocie - szkoła, Leon, dom, szkoła, Leon, dom, szkołaLeondom, szLedom.

Czy to było złe?

Nie.

Czy czułam się z tym dobrze?

Chyba tak.

Czy teraz czuję się lepiej?

Zdecydowanie.

Tamtego dnia nie byłam świadoma tego, jak szybko przyjdzie mi stracić kontrolę, dlatego pławiłam się w słodkiej nieświadomości bez reszty pochłonięta pracą.

Tia pojawiła się na stadionie kilka minut później. Nagrywała relację na media społecznościowe zespołu. Tego dnia zdecydowała, że wejdzie na płytę i relację z koncertu nakręci z pozycji widowni. Poprzednie wydarzenia relacjonowała zza kulis. Rzesze fanów oczekiwało tych relacji z wypiekami na twarzy.

– Każdego dnia zbieramy kilkadziesiąt tysięcy polubień – szczyciła się Tia. – Ludzie kochają te krótkie filmiki. Piszą wiadomości prywatne, w których dziękują za występy, opisują swoje historie, zdradzają sekrety, często wylewają żale. Jestem przekonana, że muzyka chłopaków zmieniła życie wielu ludzi. Mam specjalną galerię ze screenami. Wybieram najbardziej emocjonujące wiadomości i wysyłam na konwersację grupową. Oni zdążyli się już uodpornić, ale ja bez końca przeżywam te historie.

Poszłyśmy po coś do jedzenia. Natknęłyśmy się na Barnetta warującego przy stole z kanapkami. Pochłaniał potężny kęs wrapa z czerwonym sosem, którym upaćkał sobie prawy kącik ust i policzek. Spojrzał na nas, unosząc brwi.

– Już przerwa?! – zapytał z pełnymi ustami. – Widzicie tutaj kogoś prócz siebie?

– Ciebie – wypaliła Tia. – Mamy prawo być tutaj tak samo jak ty, Gordon. Nie wyobrażaj sobie...

– To ty sobie nie wyobrażaj – wysyczał, grożąc jej palcem. – Bycie siostrą Adama niczego ci nie gwarantuje. Jesteś tutaj tylko dlatego, że JA na to pozwoliłem, nie zapominaj o tym. A ty – zwrócił się do mnie – bierz dupę w troki i wracaj do pracy.

Później było tylko gorzej. Laura unikała Barnetta jak ognia, mimo to nie udało jej się uchronić przed konfrontacją. Rozgoryczenie i żal przelała na mnie, zdzierając gardło po tym, jak upuściłam na ziemię otwarty puder. Członkowie zespołu wrócili z próby w nieciekawym nastroju. Oliwer nie odezwał się nawet słowem, przez cały czas siedząc na telefonie. Adam przywoływał na twarz nikły uśmiech, jednak wyglądał z nim raczej jak osoba zmagająca się zatwardzeniem. Zanim zdążyłam wręczyć mu ubrania na dzisiejszy wieczór, zniknął w toalecie na dobre kilkadziesiąt minut. Rishi obrał sobie na cel Davida, torpedując go niewygodnymi pytaniami.

– Barnett dał ci heroinę?

– Dlaczego nie zgodziłeś się na testy narkotykowe?

– Nie wierzę, że to tylko zły nastrój, jesteś nie swój bardziej niż zwykle. Wziąłeś coś?

– Jesteś w stanie dziś wystąpić?

David przyjmował pytania ze stoickim spokojem. Do czasu.

– Odpierdolisz się wreszcie? – wysyczał, zaciskając dłonie na oparciach krzesła. – Mam ci przypomnieć, kto chciał jechać w tę trasę? Przebierałeś nogami na samą myśl o zyskach z koncertów. Powtarzałem wam, że nie jestem w stanie, ale żaden z was nie chciał słuchać.

– Przestań to ciągle powtarzać! Nie jestem w stanie – prychnął Rishi. – Co to w ogóle znaczy? Masz śpiewać i zabawiać publiczność. Nikt nie oczekuje od ciebie niczego poza tym, co zwykle robiłeś. Nie chce mi się wierzyć, że sprawa z tą dziewczyną tak na ciebie wpłynęła.

– Daj już spokój, Rishi – poprosił Oliver, ale było już za późno.

David złapał Rishiego za poły marynarki i pchnął na ścianę. Był od niego niższy i zdecydowanie szczuplejszy. Perkusista z łatwością odepchnął go od siebie. David wpadł na blat, przewracając kosmetyki i pędzle.

– Znowu wyskakujesz do mnie z łapami?!

– Sam się o to prosiłeś!

– Ja?! – zawołał Rishi. – Ja się o to prosiłem?! To ty dajesz dupy na każdym koncercie. Snujesz się jak duch, kryjesz między instrumentami, właściwie cię tam nie ma! Równie dobrze moglibyśmy postawić na scenie figurę woskową, nikt by się nie zorientował.

– Rishi...

– Nie chciałem tutaj być! – ryknął David. – Wolałbym zamiatać ulice, niż patrzeć na tych wszystkich ludzi!

– Uwielbiałeś to – wtrącił Oliver. – David, scena to całe twoje życie...

– Już nie.

– Zrób coś ze sobą – zażądał Rishi. – Ponosimy konsekwencje twoich humorków o kilka miesięcy za długo.

– Jesteśmy zespołem – przypomniał Oliver.

– Jesteśmy? – zapytał Rishi, wbijając w Davida oskarżycielskie spojrzenie.

Kiedy w garderobie pojawił się Adam, dyskusja ustała. Wykonywałam swoją pracę w milczeniu, nie dając po sobie poznać, że to, co dzieje się w garderobie wpływa również na moje samopoczucie. Praca w takich warunkach nie należała do przyjemnych. Spory toczyły się nieprzerwanie - z mniejszym, lub większym natężeniem. W powietrzu unosił się gęsty swąd potu i trawionego alkoholu. Z tego, co zdołałam dowiedzieć się od Tii wynikało, że Rishi i David spożywają duże ilości mocnych trunków. Nie dało się tego nie zauważyć, ale jak zwykle udawałam, że nie zauważyłam objawów trawiącego ich kaca. Członkowie zespołu zachowywali się, jak stare, zgnuśniałe małżeństwo. Przed koncertem posyłali sobie obelgi, obrzucali wyzwiskami i wzajemnymi oskarżeniami, by na końcu występu obejmować się przed stadionem wypełnionym ludźmi. Obserwowałam tę szopkę stojąc za kulisami, nie mogąc powstrzymać ironicznego uśmiechu. Adam klepał kolegów po pośladkach, Oliver całował każdego w policzek, a David skakał pomiędzy nimi, jak dziecko po zjedzeniu kilograma cukru. 

My Whisper (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now