Oczy szeroko otwarte

6 0 0
                                    

Garderoby członków zespołu znajdowały się na tyłach sceny. Dwa potężne boksy wielkości naczepy tira, ustawione jeden za drugim, tworzyły kompleksowe centrum zarządzania wizerunku. Laura wytłumaczyła mi, że dzielimy przestrzeń z fryzjerem, którego imienia nie podała. Miał do nas dołączyć dopiero jutro. Z jakiegoś powodu nie było go podczas odprawy, co zdaniem Laury, wypadało wysoce nieprofesjonalnie.

Wyciągnęła z torebki pęk kluczy i otworzyła drzwi pierwszego boksa. Pachniało plastikiem, środkami dezynfekującymi i duchotą. Skrzywiłam się, wyobrażając sobie długie godziny spędzone w tym miejscu. Nieprzyjemny zapach zelżał niedługo po otwarciu drzwi, możliwe też, że przestałam zwracać na niego uwagę, szczerze zainteresowana nowoczesnym wnętrzem garderoby.

Na wprost wejścia rozciągał się długi, wąski blat, nad nim cztery lustra, otoczone oświetleniem LED, i tyle samo profilowanych krzeseł obrotowych. Naprzeciwko białe komody z licznymi szufladami, minibar - już napełniony napojami gazowanymi, sokami, wodą i przekąskami, w rogu purpurowy narożnik.

Spodziewałam się, że właśnie tak może to wyglądać. Widywałam podobne zaplecza techniczne, oglądając reality show od kuchni. Roześmiane makijażystki stojące u boku metroseksualnych fryzjerów oceniały uczestników, zdradzając przy okazji pikantne szczegóły.

Dopiero w kolejnym boksie zaparło mi dech w piersiach - jednak nie z podziwu, tylko na widok ogromu czekającej mnie pracy. Druga garderoba, a właściwie przebieralnia, pachniała ciężkimi, męskimi perfumami. Na wejściu przywitał nas stos wieszaków walających się po podłodze.

– Banda debili – skomentowała Laura, próbując przejść w głąb pomieszczenia, nie łamiąc przy tym nóg. – Rozkładaj wieszaki – poleciła mi, wskazując rzędy stojaków na ubrania. – Idę zorganizować skrzynie. Powinny tu być już dawno temu.

Zabrałam się do pracy, by niepotrzebnie nie tracić czasu. Już kilka minut później zaczęłam odczuwać ból pleców. Nagle pożałowałam, że nie lubię sportu. Gdybym była choć trochę bardziej aktywna, schylanie się nie byłoby dla mnie tak dużym wysiłkiem. W międzyczasie pojawiła się Laura, dwóch mężczyzn, których prawdopodobnie powinnam kojarzyć z hostelu, ale ich twarze wydały mi się zupełnie obce, i skrzynia.

– Zaraz wracamy z kuframi, szefowo – poinformował jeden z mężczyzn, stając w progu garderoby.

Skinęła głową, zajęta odszyfrowaniem zamku strzegącego zawartości skrzyni. Kiedy otworzyła wieko, moim oczom ukazały się sygnety, bransoletki i mnóstwo innych błyskotek. Nie zabrakło również markowych perfum i okularów sygnowanych przez ekskluzywne domy mody.

– Zawartość tego pudła jest warta więcej niż wszystko, co posiadam. Nic nie ma prawa stąd zniknąć. – Posłała mi surowe spojrzenie. – Po każdym koncercie sprawdzamy, czy wszystko jest. Najpierw ja, później ty. Niezależnie od tego, jak bardzo będziemy zmęczone, jak potwornie nie będzie nam się chciało. To jest priorytet – oznajmiła, wyraźnie akcentując ostatnie słowo.

Kolejne kufry kryły w sobie ubrania sceniczne członków zespołu. Elementy garderoby zamknięte w czarnych pokrowcach, opatrzone imieniem członka zespołu budziły moją ciekawość. Wypakowałam zawartość pierwszego kufra. Znajdowały się tam ubrania Adama, Rishiego i Olivera. Stojak z ciuchami gitarzysty znacząco różnił się od dwóch pozostałych - dominowały na nim biel i jeans. Perkusista i klawiszowiec, zgodnie z moimi oczekiwaniami, mieli przywdziać czerń.

– Zabieraj się za prasowanie – poleciła Laura, grzebiąc w telefonie. – Wrócę za jakiś czas – oznajmiła i wyszła zostawiając mnie samą.

Westchnęłam ciężko, zniechęcona czekającym mnie zadaniem. Nie lubiłam prasować. Nużyło mnie to, dlatego unikałam tego zajęcia jak ognia. W domu to mama zajmowała się praniem, rzadko prasowała - nie miała na to czasu. Aby nie przysparzać jej dodatkowych, kompletnie niepotrzebnych, obowiązków, wybierałam niegniotące się materiały. Znalazłam nawet tutorial, w którym wyjaśniono w jaki sposób rozwieszać pranie, by nie musieć go później prasować. Teraz, stojąc przed stertą męskich fatałaszków, miałam ochotę strzelić sobie w łeb.

My Whisper (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now