— Jeśli dobrze pamiętam, obiecałaś mi wczoraj pewne wyjaśnienia.

Mięśnie Marinette napięły się. Wspomnienia z dzieciństwa uśpiły jej czujność. I może także one skłoniły ją do szczerych zwierzeń.

— Nie ma tu wiele do wyjaśnienia — powiedziała cicho. Sabine wciąż ją czesała. — Spotkałam Czarnego Kota dopiero trzeci raz w życiu.

Jako Marinette spotkała go trzy razy, ale jako Biedronka... Nawet nie dałaby rady zliczyć.

— Tak? — Sabine zaczęła dzielić włosy na trzy części. — A zdawało mi się, że jesteście ze sobą dość blisko.

Policzki Marinette zaróżowiły się. Cieszyła się, że mama nie widziała jej twarzy. Przez nią mogłaby zacząć wyobrażać sobie zbyt wiele. A nie było niczego do wyobrażania. Nic a nic.

— Mamo, wiem, jak to wyglądało — odparła Marinette żałośnie. — Ale my... To był tylko żart. Tak. Rozmawialiśmy o portretach i tak jakoś wyszło.

— Rozumiem.

Zapadła cisza. Dziewczyna czuła dziwne drżenie, które nakazywało jej mówić, by nie zostawiać Sabine pola do snucia domysłów. Musiała zabić je w zarodku.

— Poznałam Czarnego Kota przy tej całej sprawie z Ilustrachorem. Pamiętasz? Później spotkaliśmy się około miesiąca temu, zupełnie przypadkiem. Obydwoje czuliśmy się bardzo źle i nie mieliśmy lepszych opcji, więc spędziliśmy razem trochę czasu. A wczoraj... było dość podobnie.

Sabine wprawnie przeplatała ze sobą pasma włosów Marinette. Teraz, gdy dziewczyna zaczęła mówić, nie potrafiła przestać.

— Myślę, że on jest bardzo, bardzo samotny — wyznała, ze ściśniętym sercem. — Inaczej czemu wybierałby towarzystwo obcej dziewczyny, kiedy potrzebuje się komuś wygadać? Nie ma dokąd pójść i dlatego, kiedy widzi mnie na balkonie, pyta, czy może się przysiąść. To okropne. Od miesięcy walczy w obronie Paryża, ludzie go kochają, a kiedy przychodzi co do czego... nie ma nikogo.

Uświadomiwszy to sobie, Marinette miała ochotę się rozpłakać. Bogowie, tak strasznie pragnęła mu pomóc. Chciałaby być tą osobą, do której mógł zawsze przyjść, ale to nie było możliwe.

Nawet nie zauważyła, że Sabine przewiązała wstążką dół warkocza i opuściła go na plecy córki. Położyła dłoń na głowie Marinette.

— Chyba jednak kogoś ma — odparła łagodnie. Marinette obróciła się, by spojrzeć na matkę z pytaniem w oczach. — Ma ciebie. Skoro przyszedł do ciebie już po raz wtóry, znaczy to, że to ty sprawiasz, że czuje się mniej samotny.

Marinette tylko pokręciła głową, bo nie mogła przyznać, że Czarny Kot chciałby, żeby kochała go w inny sposób niż umiała.

— Nie znam się na tutejszych legendach — kontynuowała Sabine — ale z naszych chińskich można wysnuć choćby taki wniosek, że bohaterstwo idzie w parze z samotnością.

To niesprawiedliwe. Przecież ona też była bohaterką, a nie była przy tym samotna. Ale czy na pewno? Czy był ktoś poza Tikki, z kim mogła być całkowicie szczera? Czy nawet teraz nie musiała zatajać niektórych faktów przed własną matką?

Te pytania nie wymagały odpowiedzi.

— Jeśli Czarny Kot cię lubi, a ty lubisz jego, nie powinnaś mu odmawiać swojego towarzystwa. Jednak jedna rzecz mnie martwi.

— Jaka?

Marinette wciąż siedziała na piętach, ale teraz była zwrócona całkowicie przodem ku Sabine, która wyglądała na naprawdę zmartwioną.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUМесто, где живут истории. Откройте их для себя