14. Bez ciebie nie istnieję

3.2K 129 29
                                    

Ta sama historia powróciła jak bumerang. Znowu czułam się jak mała dziewczynka, czekająca pod drzwiami, aż w końcu wszystko wróci do normalności, ale przecież było normalnie. Po ulicy szybko przejechał samochód, którym ktoś pewnie jechał do pracy. Po chodniku szła para, wyprowadzając na smyczy psa. Nawet nie zwrócili uwagi, że jej już nie ma. Podczas gdy mi zawalił się cały świat, ci wszyscy ludzie dalej żyli swoim życiem. Wszystko było normalne.

Siedziałam przy wejściu do domu, opierając się o zimną ścianę, nie czując nic. Nie wiem, czy była to zasługa leków uspokajających, które podano mi chwilę temu, czy może już wypaliłam każdy fragment duszy, pozostawiając jedynie popiół. Każdy mijał mnie, jakbym ja też już nie istniała. A może bali się spojrzeć mi w oczy, bo nikt w tej sytuacji nie wiedział co powiedzieć. Mogli mi jedynie współczuć kolejnej straty. Bo ja zawsze wszystkich tracę.

Chwile później ktoś przykucnął tuż przy mnie, wyciągając do mnie dłoń. Ta sama dłoń odciągnęła mnie od zakrwawionego ciała i wezwała pomoc.

-Zabiorę cię do domu - powiedział cichy głos, gdy ja ślepo wpatrywałam się we własne podkulone nogi. Słyszałam, jak ciężko wzdycha i ociera twarz.

Aiden pomógł mi wstać, cały czas mnie podtrzymując, bo nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Przekręciłam głowę w stronę otwartych drzwi, ostatni raz patrząc na czarny, zasunięty worek leżący wśród porozrzucanych przedmiotów. W momencie zakręciło mi się w głowie, a zawartość żołądka podeszła do góry. Wyszarpałam się chłopakowi i podbiegłam do najbliższego krzewu, zwracając przy nim wszystkie resztki. Aiden pobiegł za mną i odgarnął moje włosy z twarzy, a następnie przyniósł butelkę z wodą, dzięki której choć trochę, mogłam pozbyć się nieprzyjemnego posmaku.

-Młody Wood! Jak zawsze w centrum wydarzeń - zakpił szeryf Caldwell, zwracając się bezpośrednio do Aidena. Chłopak zacisnął pięści, z trudem powstrzymując w sobie chęć uderzenia policjanta na służbie. Nie chciał nawet wchodzić z nim w dyskusję, bo wiedział, że Caldwell jedynie go prowokuje - A ostrzegałem, że to nie jest odpowiednie towarzystwo - szeryf wciąż twardo patrzył na Aidena, lecz ostatnie zdanie kierował prosto do mnie - W takim razie opowiedz mi teraz wszystko od początku - mężczyzna wyjął z kieszeni mały czarny notes i uderzył w niego długopisem. Stał nade mną niczym sędzia na sądzie ostatecznym. Miałam wrażenie, że w czarnym notatniku ma zapisane wszystkie moje grzechy i złe uczynki, za które ześle mnie do piekła. Ale czy da się upaść jeszcze głębiej?

-Daj spokój Caldwell, możesz to zrobić później. Nie widzisz, w jakim jest stanie? - powiedział Aiden zmęczonym głosem, stając naprzeciw mężczyzny.

-Będziesz mnie uczył jak mam pracować? - szeryf wyprostował się i podszedł do Aidena o krok. Był kompletnie zaślepiony nienawiścią do Wooda.

-Caldwell! - krzyknął znajomy mi głos. Zza policyjnego radiowozu wyłonił się William Wood w jak zwykle eleganckim garniturze - Będę reprezentował pannę Thomson. Moja klientka nie będzie zeznawać pod wypływem silnych leków uspokajających - ojciec Aidena podał szeryfowi jakąś kartę, na którą ten jedynie zerknął. Nagle mężczyzna wydawał się mniej pewny siebie, gdy rozmawiał z adwokatem.

-Powinien pan wiedzieć, że w takiej sytuacji należy ustalić wszystkie fakty jak najszybciej, aby świadkowie niczego nie zapomnieli - Caldwell splótł ręce za plecami i dyktował wyuczoną regułkę. William podszedł bliżej policjanta, przeszywając go piorunującym spojrzeniem.

-Człowieku, ta dziewczyna przed chwilą straciła matkę. W takim szoku i tak ci nic nie powie, więc łaskawie schowaj ten notesik tam, skąd go wyciągnąłeś i zajmij się czymś pożytecznym - wysyczał ciszej William.

Divine Salvation // ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now