13. Mały element

3.1K 131 31
                                    

Nawet na nią nie spojrzałam. Nie byłabym w stanie znieść rozczarowania, które malowało się w jej oczach.

Ona nie rozumiała i nie chciała zrozumieć, jak wiele poświęciliśmy i ile dla siebie znaczymy. Nie zależało jej na moim szczęściu i przyszłości.

Dźwięk klaksonu za mną wyrwał mnie z rozmyśleń. Spojrzałam na sygnalizację, na której światło z czerwonego zmieniło się na zielone. Docisnęłam gaz i ruszyłam dalej w kierunku jedynego domu, który mi pozostał. Miałam gdzieś czy ktoś nas zobaczy, oni i tak już wiedzieli...zawsze wiedzieli.

Kiedy łzy mimowolnie zaczęły spływać mi po policzkach, wiedziałam, że jestem na skraju swoich możliwości i zaraz kompletnie się rozpadnę. Przecierałam oczy, nie dbając o rozmazany tusz, a gdy zobaczyłam samochód Aidena pod jego domem, zeszło ze mnie dziwne ciśnienie, przez które zupełnie się rozkleiłam. Wyciągnęłam z bagażnika torbę i walizkę z którymi poszłam w kierunku wejścia. Nacisnęłam dzwonek i poprawiłam spadającą z ramienia torbę.

-Cassie? - poczułam ulgę, gdy to Aiden otworzył drzwi. Przełknęłam powstałą w gardle gulę i uśmiechnęłam się, aby nie dać nic po sobie poznać. Głos chłopaka był zdziwiony, ale też zdenerwowany. Jego napięte mięśnie uwydatniły się na obcisłej sportowej koszulce.

-Przepraszam, wiem, że mogłam zadzwonić... - rozglądałam się na boki, lecz gdy zblokowałam z nim spojrzenia, przepadłam - Ale nie miałam dokąd pójść - wyszeptałam, połykając własne łzy. Przyłożyłam dłonie do twarzy, aby zasłonić swój marny widok. Torba z ramienia zsunęła się, gdy Aiden momentalnie przyciągnął mnie do siebie, gładząc uspokajająco moje włosy. Jego umięśniony tors tłumił mój szloch, a ramiona chroniły przed chłodnym wiatrem. Tylko on był moim domem.

*

Czułam się jak trup. Moim jedynym ratunkiem był sen podczas pięciogodzinnego lotu z San Diego do Nowego Jorku. Jakiś gówniarz, który nieustannie kopał w mój fotel, zupełnie mi tego nie ułatwiał. Przynajmniej zajął mi myśli i przypomniał, jak ważna jest antykoncepcja. Milczałam, próbując zebrać się w sobie. W głowie powtarzałam całą choreografię i wyobrażałam sobie wzrok trzyosobowej komisji, która oceniała każdy ruch, widziała każde potknięcie, każde zawahanie. Zawsze, gdy kończyłam układ, zamiast komisji, za stołem stała moja mama, ubrana w lekarski kitel. Patrzyła na mnie rozczarowana i smutna. A ja tylko chciałam, żeby była ze mnie dumna...

-Drodzy pasażerowie, mówi wasz kapitan. Za chwilę rozpoczniemy procedurę lądowania na lotnisku JFK, prosimy o zajęcie miejsc i zapięcie pasów. Temperatura w Nowym Jorku wynosi czterdzieści jeden Fahrenheitów...- usłyszeliśmy z głośników głos pilota.

Wyglądałam przez małe okienko i obserwowałam szare chmury oraz budynki, które z tej wysokości wydawały się takie małe. W ponad ośmiomilionowym mieście człowiek wydawał się jeszcze mniejszy. Nic nieznaczący.

Nagle poczułam, jak ręce Aidena sięgają do moich bioder. Chłopak złapał za dwa końce pasa i zapiął je, bo ja, chodź słyszałam słowa pilota, nie wykonał jego polecenia. Następnie ułożył dłoń na moim udzie, ściskając czarne legginsy. W każdej sekundzie zapewniał mnie, że mnie wspiera, a mi dalej brakowało tego jednego, małego elementu.

*

Po godzinnym przebijaniu się przez zatłoczony Manhattan dotarliśmy do hotelu. Chciałam jedynie zatopić się w świeżej, idealnie ułożonej pościeli, lecz za kilka godzin mieliśmy umówione spotkanie w sprawie mieszkania.

-Pójdę się odświeżyć - zakomunikowałam, zabierając kilka niezbędnych rzeczy, na co chłopak pokiwał głową.

-Zamówię coś do jedzenia. Chcesz coś ? -zapytał, sięgając po słuchawkę telefonu hotelowego.

Divine Salvation // ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now