Rozdział 32

59 7 2
                                    

Nataniel truchtał od dobrych paru godzin bez celu zupełnie pochłonięty swoimi myślami i wyrzutami sumienia. Jak on mógł być tak głupi i tak potraktować własną mate zaraz po powrocie? Czy nie miał już wystarczająco problemów na głowie, że musiał sobie dodać kolejny? Leona właściwie nie wydawała się być jakoś zła na niego za to co odwalił w nocy, ale... jeśli tylko ukrywała swoją złość? Musiał jej to wszystko jakoś wynagrodzić. Jednak nie uważał, że w tym momencie miał na to czas. Jej powrót to jedno. Ale była porwana przez watahę Księżyca. Powinien się z nimi skontaktować i wyciągnąć konsekwencję. No i wciąż przetrzymywali jego siostrę. A jednak poza nowym problem z watahą Księżyca był jeszcze stary - ze stadem Pazura. Dzieci zostały zostawione na granicy przez kotołaki, ale bez żadnej rozmowy. Oddali je od tak i to było w tym najdziwniejsze.

Machnął łbem na boki starając się oczyścić swoje myśli. Potrzebował się wyciszyć. I to szybko.

Ruszył biegiem przed siebie starając się jak najbardziej się wymęczyć. Wciąż skręcał między drzewami i przeskakiwał przez każdą, nawet najmniejszą przeszkodę starając się pozbyć nadmiaru energii i emocji. Średnio mu to szło, ale po parunastu minutach pojawiły się pierwsze oznaki zmęczenia.

Sapnął spinając mięśnie i zmuszając się do przyspieszenia. Musiał się wyszaleć. Wyzbyć frustracji nagromadzonej swoim nieodpowiednim zachowaniem.

Zatrzymał się gwałtownie pośrodku jakiejś skały i zawył przeciągle zamykając przy tym oczy. Po prostu musiał to zrobić.

Gdy tylko skończył odetchnął głęboko. Czuł, że w końcu zaczyna się uspokajać.

~ Oby Leona miała ochotę na jakiś wyjazd ze mną i to jak najdalej od tych problemów - westchnął zawracając. - Ucieczka od wszystkiego na dwa dni chyba nikomu nie zaszkodzi.

Ruszył drogą powrotną, jednak już po chwili poczuł, że nie jest sam. Z każdym krokiem coraz bardziej dochodził do niego zapach kotołaków. Co robiły o tej porze tak blisko granicy? Nataniel skręcił w stronę końca terenu watahy i już po chwili zauważył przed sobą dwie lwice. Siedziały na swoim terenie. Wydawały się czekać na coś... lub na kogoś.

Wilkołak wyszedł spomiędzy krzaków pokazując się kotom.

~ Czekacie na coś? - zapytał zatrzymując się na granicy.

Lwice spojrzały po sobie.

~ Dostałyśmy rozkaz, aby przekazać wiadomość - powiedziała jedna z nich. - Nasz Przywódca chciałby wyjaśnić sprawę tego niefortunnego porwania oraz omówić z Alfą dlaczego wilki zaczęły wchodzić na nasz teren.

Nataniel skrzywił się na jej słowa. Był zdziwiony tym, że to Orlando proponuje rozmowę, ale równocześnie na jakiej podstawie uważał on, że wilki przekraczają granicę. Żaden tego nie robił. Może myślał o sąsiedniej watasze, ale się pomylił bądź lwice się przejęzyczyły.

~ Mogę pomówić z waszym Przywódcą, jednak od razu informuję, że żaden wilk z mojej watahy nie przekracza waszych granic - powiedział poważnie z wysoko uniesionym łbem. - To na pewno nie wilki z sąsiedniego stada?

Mniejsza lwica zaprzeczyła ruchem głowy.

~ Potrafimy rozpoznawać wonie różnych stad - rzekła nie co urażonym tonem i nic więcej nie powiedziała.

Widać, uważała, że ta odpowiedź jest wystarczająca dla poparcia oskarżenia.

Nataniel prychnął pod nosem. Nie możliwe było by ktoś od niego przekraczał granice terenu. Wiedziałby o tym. Raczej...

~ Myślę, że konkrety spotkania omówimy już przez telefon - powiedział Nataniel uprzejmie kiwając głową do lwic na pożegnanie i szybko ruszył do osady.

Pierwsza gwiazda 2Where stories live. Discover now