Rozdział 12

81 8 3
                                    

Będąc na skraju załamania siedział pod ścianą. Po kilkunastu minutach dźwięk otwieranych drzwi wyrwał go ze stanu odrętwienia. Zdezorientowany cudzą obecnością podniósł głowę i...

Zamarł.

Co teraz?

Poruszenie się w zaistniałej sytuacji wydawało mu się najgorszym pomysłem, więc nic nie zrobił. Siedział pod ścianą jak wcześniej, jednak teraz cała jego uwaga skupiona była na zdziczałej dziewczynie. Wpatrujące się w niego różnokolorowe oczy nie wróżyły mu w tej chwili nic dobrego, a odsłonięte lekko kły i położone uszy wilczycy tylko utwierdzały go w tym fakcie. Podobnie jak jej warczenie.

Jak wyszłaś z pokoju? - Jego wzrok na moment przeniósł się na drzwi. Może ich nie domknął?

Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać. Wilczyca zrobiła krok w jego stronę i zaczęła węszyć, na co on odruchowo się spiął. Nie chciał zostać przypadkiem zagryziony. Chwilę później - która dla szatyna trwała całą wieczność przez narastające wewnątrz obawy - Leona postawiła uszy i przestała warczeć.

Mam nadzieję, że to dobry znak... - stwierdził w myślach nie chcąc się teraz zbytnio odzywać by nie spłoszyć wilczycy. Choć i tak cicho westchnął.

Leona przekrzywiła delikatnie głowę i powoli usiadła, owijając ogon wokół łap. Wydawała się być zainteresowana jego osobą. I zupełnie nie przypominało to zachowania zdziczałego zwierzęcia. Choć, tak właściwie, szatyn nigdy nie miał do czynienia ze zwykłym wilkiem, więc może jego wnioski były błędne?

Czując przypływ niewielkiej odwagi zdecydował się wyciągnąć dłoń w kierunku wilczycy. Wciąż miał co do tego pewne obawy, ale liczył na to, że jednak nie spróbuje mu jej od razu odgryźć. Wtedy musiał by się bronić, a ostatnim czego teraz chciał było zrobienie krzywdy dziewczynie.

Powoli wyciągnął dłoń, ale szybko ją zatrzymał. Na jego ruch wilczyca cofnęła łeb i położyła uszy, choć nawet nie warknęła. Jednak chwilę później uciekła po schodach.

- Uznajmy to za dobry początek... - Cicho westchnął podnosząc się i ostrożnie kierując na parter.

***

Tak jak Nancy powiedziała, tak też zrobiła. Poszła porozmawiać z Alfą.

- Wejść - usłyszała po zapukaniu w drzwi gabinetu.

Powoli weszła, od razu nisko się kłaniając, i zamknęła drzwi. Stanęła na środku i czekała, aż przywódca da jej pozwolenie na odezwanie się.

- Słucham - powiedział z lekką irytacją i podniósł wzrok znad papierów na kobietę.

Gamma skuliła się od tonu, ale szybko się opanowała i zaczęła mówić.

- Wybacz, Alfo, ale musiałam zdjąć bransolety Leonie, gdyż doszło u niej do wewnętrznej przemiany zagrażającej jej życiu. Bez całkowitego zmienienia się w wilka, umarłaby - powiedziała i na krótko podniosła wzrok na przywódcę by móc zobaczyć reakcję, ale na jego twarzy nie było żadnych uczuć. Wyglądał tak jak zazwyczaj - mieszanka irytacji i obojętności. Nancy spuściła niżej głowę i kontynuowała. - Aktualnie dziewczyna w wilczej formie jest zamknięta w domu Quentina razem z nim. Zaleciłam mu całodobową opiekę nad dziewczyną, dopóki nie wróci ona do ludzkiej postaci.

- Rozumiem... - Mężczyzna odchylił się na krześle wciąż mając obojętną minę. Zapadła chwila ciszy, którą przerwało dopiero zadane przez Alfę pytanie. - Ile zajmie odzyskanie przez nią ludzkiej formy?

- Nie jestem pewna, gdyż w takich wypadkach zwykle przemieniony zostaje pod opieką rodziny, a tu Leona nikogo nie ma - powiedziała nie podnosząc wzroku i starając się nie trząść.

Zawsze obawiała się Alfy, a powiedzenie mu, że się czegoś nie wie bądź nie jest się pewnym było prawie równe słowom "ukarz mnie".

Mężczyzna pokręcił głową z cichym westchnieniem.

- Cóż, w takim razie Quentin będzie musiał się nią dłużej zająć i dopilnować, aby dziewczyna odzyskała swoją postać - stwierdził. - Powiedz mu o tym - rozkazał, po czym ruchem ręki kazała jej wyjść.

Nancy spuściła głowę nisko i szybko wyszła. W końcu mogła odetchnąć z ulgą. Przeżyła. Alfa nawet nie wydawał się zły, więc może nie przywiązał zbytniej wagi co do stanu Leony. Tylko jeśli naprawdę tak było to po co w ogóle kazał ją porywać?

Po chwili ruszyła z powrotem do domu Quentina, aby przekazać mu nakaz Alfy.

***

Zaraz po wyjściu gammy, Alfa zawołał do siebie Jeff'a - betę, który tej nocy miał obserwować porwaną i Quentina.

Chwilę później mężczyzna, za pozwoleniem Alfy, wszedł do gabinetu kłaniając się.

- Wzywałeś mnie, Alfo.

- Owszem - warknął podnosząc się z krzesła.

Na ton jakiego użył, beta nie co się skulił.

- Chciałbym wiedzieć co wydarzyło się tej nocy u Quentina i co miało miejsce o poranku. - Oparł się o biurko i nachylił w kierunku mężczyzny. - Oraz chciałbym wiedzieć, dlaczego mi nic o tym nie powiedziałeś...

Wtedy stało się jasne dla bety, że w tym samym stanie w jakim wszedł do gabinetu go nie opuści.

***
To jest najkrótszy rozdział jaki napisałam, ale w końcu ruszyłam z miejsca. Obym i tym razem nie zapodziała się na tak długo. Pozdrawiam :)


A w chwili obecnej jestem na wyjeździe 😊

Oops! Questa immagine non segue le nostre linee guida sui contenuti. Per continuare la pubblicazione, provare a rimuoverlo o caricare un altro.

A w chwili obecnej jestem na wyjeździe 😊

Pierwsza gwiazda 2Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora