Rozdział 28

67 7 0
                                    

- Jesteśmy z watahy Księżyca - odpowiedziała młoda delta.

Leona gwałtownie się odsunęła. Czy ona właśnie ratowała swoich oprawców? Nie. Nie powinna była tak pomyśleć. Tylko Alfa jest winny.

Pokręciła głową odganiając nieporządane myśli. Kimkolwiek by nie byli ci ludzie to trzeba było im pomóc.

- Jesteście w stanie kogoś wezwać, aby was zabrał? Musi ktoś was obejrzeć - powiedziała z powrotem kucając przed nimi.

Dominica położyła głowę na ramieniu delty i zamknęła oczy. Zemdlała? Leona szybko sprawdziła jej puls upewniając się co do swojego przypuszczenia. Miała rację. To tylko utrata przytomności.

- Więc? - czekała na odpowiedź brunetki.

- Nie... W sensie... My właśnie opuszczaliśmy watahę. Możliwe, że na zawsze... - powiedziała cicho mając spuszczoną głowę kobieta.

Leona zmarszczyła brwi zdziwona.

- Uciekacie od swoich?

Delta tylko kiwnęła głową potwierdzając jej słowa.

W sumie to co ja się dziwię. Sama też zdecydowałam się kiedyś na to - westchnęła cicho, po czym podeszła do dwóch nieprzytomnych bet sprawdzając ich stan. Może i nie była lekarzem, ale jakieś podstawy ogarniała i wiedziała jedno - jeśli chodziło o rany zewnętrze to rudowłosa potrzebowała co najwyżej opatrunku na ramię (który od razu zrobiła), ale jasnowłosy wyglądał naprawdę źle. Mężczyzna miał ranę na czole i, chyba, połamany nos, a jego jedna ręka była już całkowicie opuchnięta i dość sina. Złamana? - zastanawiała się, ale nie dotknęła jej. Wolała nie pogarszać jego stanu robieniem czegoś czego nie wiedziała. Jedynie położyła na nim koc, ale leżenie na zimnej i mokrej trawie zbytnio nie pomagało.

Nim wróciła do delty i nieprzytomnej kobiety, rudowłosa się ocknęła. Kobieta gwałtownie się podniosła, zbyt gwałtownie, bo zaraz upadła na bok łapiąc się za głowę.

- Spokojnie. Nie ruszaj się - powiedziała Leona łapiąc ją za ramię, by się nie znów nie podniosła.

- Co... Co się stało? - jęknęła beta powoli siadając.

- Mieliście zderzenie z jeleniem - powiedziała poważnie białowłosa. - Pamiętasz to?

Kobieta zamknęła oczy. Pamiętała wyjazd na główną drogę i gwałtowne pogorszenie się pogody. Potem droga w deszczu i nagle pisk opon i dźwięk pękających szyb.

- Jeleń na nas wpadł... Prawie nas zabił obiad.

Leona poklepała ją po ramieniu.

- Dziwne poczucie humoru uznajmy za dobry objaw powypadkowy - lekko się uśmiechnęła.

- Co z resztą? - spytała rudowłosa patrząc na dziewczynę wyczekująco, ale i ze strachem.

Bała się odpowiedzi.

Leona przesunęła się kawałek, by kobieta mogła spojrzeć na pozostałe, po czym ruchem głowy wskazała na nieprzytomnego mężczyznę.

- Alan! - krzyknęła widząc nieprzytomnego jasnowłosego. - Alan... Alan! - przysunęła się do niego i już chciała go złapać za rękę, ale dziewczyna ją powstrzymała.

- Lepiej go nie dotykaj. Nie wiem jak bardzo jest poturbowany - powiedziała spokojnie odsuwając dłoń kobiety od nieprzytomnego. - Jak masz na imię? - zapytała klękając obok niej.

- Sandra - odpowiedziała prawie płaczliwym tonem nie spuszczając wzroku z mężczyzny. - On... Czy on wyjdzie z tego?

Nim zdążyła coś odpowiedzieć spomiędzy krzaków wybiegł, a raczej wytruchtał kulejący wilk.

Pierwsza gwiazda 2Where stories live. Discover now