Rozdział 7

144 11 0
                                    

Leona resztę dnia spędziła leżąc w łóżku, tylko czasem wstając, aby minimalnie się poruszać. Jednak na nic więcej nie miała ochoty ani sił. Także zaczynały jej przeszkadzać bransolety, jako że na twardym metalu ciężko się leży, a ona miała tendencję do podkładania sobie pod głowę rąk. Także chciała się przemienić. Jako wilk czuła się bezpieczniejsza... Ale te kajdany blokowały transformację. Przez chwilę nawet usiłowała je zdjąć, ale nic z tego nie wyszło.

- Leona? - głos dobiegał zza drzwi.

Dziewczyna spojrzała w ich kierunku, jakby upewniając się, że ich nie otworzył, po czym znów odwróciła się do nich plecami. Nie miała ochoty na rozmowy. Nie miała ochoty na nic. Po prostu wciąż nie potrafiła pozbierać myśli. Potrzebowała spokoju i samotności.

- Leona. Proszę, odezwij się - powiedział prosząco jednocześnie pukając w drzwi.

- Odejdź... - powiedziała cicho, ale Quentin to usłyszał.

Bez protestów mężczyzna odszedł od drzwi zostawiając dziewczynę w spokoju. Jednak wiedział, że prędzej czy później będzie musiała wyjść z pokoju, choćby po to by coś zjeść.

Białowłosa przewróciła się na plecy. Nie mogła znaleźć sobie miejsca. Nie potrafiła nawet na chwilę zapanować nad własnymi myślami co doprowadzało ją na skraj wytrzymałości. Wciąż po jej umyśle krążyły wszystkie słowa szatyna i to jak mówi o mate. Jak to wszystko się stało... - skuliła się, a po jej policzku spłynęła samotna łza. Dodatkowo kiedy jej myśli przestawały się kręcić wokół tych kilkutygodniowych braków to zaczynała myśleć o rodzinie, a to było równie bolesne jak wszystko inne. Nawet nie wiedziała kiedy będzie mogła ich znów zobaczyć.

Po kilku minutach bezczynnego męczenia się z brakiem wspomnień i informacjami nowo zdobytymi, zdecydowała się wyjść z pokoju. Nie do końca z własnej woli. Po prostu wzywała ją siła wyższa wprost do toalety.

Cicho odkluczyła drzwi i je uchyliła. Odetchnęła z ulgą kiedy drzwi nie skrzypnęły, a za nimi nie zobaczyła Quentina. Szybko zawęszyła, ale zapach mężczyzny dobiegał z dołu. Powoli wyszła i skierowała się do najbliższych drzwi. Jej chwilowa radość była nie do opisania kiedy tylko okazało się, że to łazienka i nie musi jej dalej szukać.

Weszła do środka i szybko zamknęła drzwi, na klucz. Dopiero wtedy bardziej się rozejrzała. Pomieszczenie nie było duże, ale idealnie mieściła się tu toaleta, umywalka z szafką, a nad nią lustro, i całkiem duża wanna. Wszystko było w stonowanych odcieniach szarości i błękitu.

Leona najpierw załatwiła swoją potrzebę, po czym stanęła przed lustrem. Nie była pewna czy chce się widzieć. Czuła się źle, więc pewnie też źle wyglądała, bynajmniej wyszła z takiego założenia. Mimo obaw zerknęła w lustro i z ulgą stwierdziła, że nie jest najgorzej. Przynajmniej na twarzy, bo tu miała jedynie jeden bandaż. Tylko ubrania były zupełnie do wymiany - brudne od wszystkiego i jeszcze trochę podarte. Zdecydowała się je zdjąć. Nie miała w co się przebrać, ale chciała skorzystać przynajmniej z okazji, aby zobaczyć resztę swojego ciała. W końcu z jakiegoś powodu ją wszystko bolało.

Zrzuciła spodnie i koszulkę, po czym znów stanęła przed lustrem.

- Aha - westchnęła pod nosem widząc kilka siniaków na nogach i rękach, które już się goiły.

Jednak to blizny przykuły jej wzrok. Większości z nich nie kojarzyła. Zupełnie nie potrafiła przypomnieć sobie sytuacji, w których je zdobyła. Szyja, brzuch, plecy, ramię, noga... Ja się do takiego stanu doprowadziłam przez dwa miesiące? - zaczęła się zastanawiać co musiało się dziać przez te wszystkie dni, których nie pamiętała. Blizny nie wyglądały bardzo źle, kilka nawet było już ledwo zauważalne, ale było ich po prostu dużo, a to źle wróżyło. Wyglądała tak jakby spędziła te kilka tygodni na ciągłej walce o życie. I to oznaczenie... - po raz kolejny przejechała dłonią po bliźnie między szyją a barkiem.

Z rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi.

- Leona?

- Tak? - w tej chwili zdecydowanie wolała odpowiedzieć niż żeby jeszcze Quentin jej tu wszedł.

- Wszystko w porządku? - zapytał, a troska w jego głosie była, aż na zbyt słyszalna.

Białowłosa raz jeszcze zerknęła na siebie. Na każdą bliznę i na każdy siniak.

- Jest dobrze... - odpowiedziała cicho.

- Potrzebujesz czegoś?

Dziewczyna spojrzała na zniszczone ubrania. Może...

- Masz może jakieś ubrania dla mnie? - zapytała.

Nie była pewna po co zapytała, bo raczej damskich ubrań nie miał, ale szczerze zdziwiła się dopiero odpowiedzią.

- Zaczekaj - powiedział Quentin i odszedł od drzwi.

Oby mi jakiś dziwnych ubrań nie przyniósł... - prosiła w myślach czekając aż wróci, choć nawet nie wiedziała co konkretnie oznacza "dziwne ubrania" w aktualnej chwili. Nie minęła minuta, a znów rozległo się pukanie.

- Zostawiam ci rzeczy przy drzwiach - powiedział, po czym było słychać tylko jego oddalające się kroki.

Dziewczyna chwilę się wahała, ale w końcu otworzyła drzwi. Zerknęła na podłogę i z nieukrywanym zaskoczeniem stwierdziła, że są to damskie ubrania. Szybko je wzięła i na powrót zamknęła się w łazience. Dopiero teraz zaczęła je przeglądać. Bielizna, czara bluza, ciemnozielona koszulka i czarne dressy, więc nic nadzwyczajnego, ale pod tymi ubraniami był także ręcznik. Kąpiel to nie najgorszy pomysł - uśmiechnęła się pod nosem i zaczeła napuszczać wody do wanny.

Po chwili zanużyła swoje, dość obolałe, ciało w letniej wodzie. Zdecydowanie nie miała ochoty na gorącą kąpiel i taka temperatura cieczy jej zdecydowanie wystarczała. Zresztą nie miała zamiaru długo się wylegiwać i już po parunastu minutach zdecydowała się wyjść.

Wytarła się i ubrała w to co dostała, po czym szybkim krokiem wróciła do pokoju. Natychmiast zamknęła drzwi na klucz. Mimo wszystko skoro nie mogła się przemienić to wolała by chociaż drzwi stanowiły jakąś barierę. Wilkołak mógł je spokojnie w każdej chwili wyważyć, ale na szczęście jeszcze tego nie zrobił.

Przysiadła na łóżku i cicho westchnęła. Znów na nic nie miała ochoty, ale nim zdążyła zupełnie zagłębić się w bezsensownych rozmyślaniach, które jedynie wywołały by większe załamanie, poczuła przyjemny zapach. A raczej dopiero teraz zwróciła na niego uwagę. Z zaciekawieniem zerknęła na blat biurka.

- Z głodu raczej nie umrę - stwierdziła smutno się uśmiechając i zaczęła jeść.

Był wieczór, a ona od rana nic nie jadła, więc taki spóźniony obiad czy też już kolacja była zdecydowanie potrzebna.

Niedługo po zjedzeniu kolacji zdecydowała się położyć, jednak wcześniej postanowiła, że drzwi na noc będą zamknięte jedynie na klamkę. Miała wrażenie, że tak będzie lepiej i mimo wszystko nic się nie stanie. Gdzieś z tyłu głowy czuła, że on jest jej mate, choć o tym nie pamiętała, a wilki połączone więzią potrzebują czasem swojej bliskości. Nie wiedziała dlaczego się na to zdecydowała, ale miała wrażenie, że choć ona nie pamięta to on odczuwa wszystkie skutki więzi zupełnie normalnie.

Pierwsza gwiazda 2Where stories live. Discover now