Rozdział 13

77 8 0
                                    

Czarna wilczyca biegała po salonie od okna do drzwi tarasowych, wciąż zostawiając na szybach odbicia swoich łap. A Quentin w ciszy stał na korytarzu, tylko na to patrząc. Nie miał wątpliwość co do tego, że dziewczyna szuka wyjścia, ale równocześnie dziwił się, że jeszcze nie potłukła szyb. Była dużym wilkołakiem i nawet przy niewielkim rozpędzie szkło by ustąpiło. Równocześnie jednak cieszył się, że jak na razie do tego nie doszło, bo musiałby ją wtedy ścigać po lesie i prawdopodobnie siłą zaciągnąć z powrotem.

Wilczyca nagle zatrzymała się przy przeszkolonych drzwiach tarasowych i powoli odwróciła łeb. Jej wzrok spoczął na Quentin'ie.

Mężczyzna odsunął się od framugi i zrobił krok do tyłu, gdy tylko wilczyca położyła po sobie uszy. Nie miał zamiaru jej teraz drażnić, choćby swoją osobą. Zdecydowanie wolał by jednak sama się uspokoiła i może później pozwoliła do siebie podejść.

Leona patrzyła chwilę na niego wciąż kładąc i stawiając uszy, jakby nie mogła się zdecydować czy jest nim zainteresowana czy woli by natychmiast zniknął. W końcu odpuściła wpatrywanie się w niego, co mężczyzna przyjął z ulgą, i przysiadła pod drzwiami podążając wzrokiem po linii drzew.

Szatyn zdecydował się zmniejszyć dystans między nimi, póki wilczyca nie zmieniła nastawienia do jego osoby. Zrobił niepewne dwa kroki do przodu, ale nie widząc żadnej reakcji ze strony dziewczyny zbliżył się aż do sofy i przy niej zatrzymał. Jednak wilczyca dalej wpatrywała się w las i zdawała się zupełnie nie zwracać uwagi na mężczyznę. Jedyną rzeczą, która wskazywała inaczej było ucho obrócone w tył, nakierowane na mężczyznę, i to właśnie ono powstrzymywało Quentina przed zbliżeniem się bardziej. Zamiast podchodzić, kucnął i zdecydował się czekać.

Po kilku minutach ciszy, kiedy to wilczyca pozostawała w tej samej pozycji - bez najmniejszego drgnięcia, zdecydował się zwrócić jej uwagę. W końcu musiał chociaż spróbować przywrócić jej ludzką postać, a żeby to zrobić musiał być pewny, że go nie zaatakuje. Albo przynajmniej nie zaatakuje bez ostrzeżenia...

Popukał w podłogę, a gdy wilczyca lekko się odwróciła, kierując jednocześnie uszy w jego kierunku, odezwał się.

- Leona... - powiedział dość cicho, ale na dźwięk imienia dziewczyna się odwróciła i ponownie na niego spojrzała.

Jej oczy były delikatnie zmrużone, a ogon lekko kołyska się na boki, ale jej postawa nie wskazywała na gotową do ataku. Była raczej dość rozluźniona, jakby Quentin przestał jej jakkolwiek przeszkadzać.

- Podejdziesz? - zapytał, jednak nie otrzymał żadnej sensownej reakcji poza drgnięciem uszu. - No cóż... Przynajmniej wiem, że wciąż mnie nie rozumiesz - przewrócił na własne słowa oczami i znów skupił się na wilczycy.

Powoli wystawił w jej kierunku rękę. W duszy liczył na to, że tym razem dziewczyna nigdzie nie odbiegnie.

Leona zmrużyła jeszcze bardziej oczy i lekko odwróciła łeb, jednak jej łapy pozostały w miejscu. Chwilę patrzyła na niego, jakby podejrzliwym wzrokiem, po czym zbliżyła się o dwa kroki. Powoli wyciągnęła głowę i powąchała dłoń Quentina, po czym tyrpnęła ją nosem.

Mężczyzna o mało nie podskoczył z radości na ten mały gest wilczycy. Jego myśli na temat tego co teraz powinien zrobić szalały mu w głowie, jednak w miarę szybko się uspokoił.

Cofnął nie co rękę i przyjrzał się wilczycy, która wciąż stała przed nim z lekko opuszczoną głową.

- Dogadamy się jakoś? - spytał, ponownie wystawiając rękę przed siebie, ale tym razem zrobił to trochę pewniej.

Wilczyca drgnęła i trochę się odsunęła, ale po chwili podłożyła głowę pod dłoń mężczyzny i dała się pogłaskać.

To był krótki moment, ale wystarczył, aby szatyn uwierzył, że są jakieś szanse na przywrócenie Leonie normalnego wyglądu.

Pierwsza gwiazda 2Where stories live. Discover now