Rozdział 16

72 7 0
                                    

Wracając do domu Quentin nie wiedział czego się spodziewać w środku. Totalnych zniszczeń czy totalnego zaskoczenia. Na jego szczęście opcja druga była tą prawdziwą.

Po wejściu do domu pierwszym co zobaczył była patrząca na niego wilczyca leżąca po środku korytarza. Wyglądała jakby czekała na jego powrót... Albo nie chciała go puścić dalej, by nie zobaczył jakiś zniszczeń. Jego obawy jednak okazały się bezpodstawne.

Salon i kuchnia wyglądały normalnie. Nawet sofa zdawała się być w stanie w jakim widział ją ostatnio.

Wszedł po pomieszczenia i na wyspie rozłożył wszystko co zebrał i kupił. Nie było tego dużo, ale trochę czasu dojście do miasta i z powrotem mu zajęło.

Wilczyca po chwili zjawiła się w salonie zwabiona wieloma różnymi dźwiękami.

Podczas, gdy dziewczyna przypatrywała się rzeczom na blacie - piłeczkom, pluszakom, wskaźnikowi laserowemu - Quentin męczył się ze zrobieniem wędki z patyka, sznurka i paru piór. Wolał by wilczyca, o ile będzie się chciała tym bawić, nie rozwaliła jej tak od razu.

Po chwili własnoręczna wędka była gotowa.

- Leona - powiedział wstając z kanapy i zaczynając machać na boki długim kijem, dzięki czemu sznureczek z piórkami gibał się na wszystkie strony. - Nancy kazała mi to zrobić i zająć się tobą jak kotem. Co ty na taką zabawę? - mówiąc to klęknął na sofie i za nią coraz mocniej machał prowizoryczną zabawką.

Wilczyca spojrzała na niego, a potem na zabawkę. Jej ogon drgnął, a uszy były postawione. Wyglądała na zainteresowaną.

- No chodź. Pobaw się.

Oddalił piórka od dziewczyny i czekał na reakcję.

Leona przypadła do podłogi i powoli zaczęła się skradać do końca wędki. Jej ogon chodził na wszystkie strony, a pysk był lekko otwarty. Krok za krokiem zbliżyła się do zabawki, którą szatyn wciąż oddalał, ale w końcu zatrzymał ją przy fotelu.

Dziewczyna przystanęła i praktycznie położyła się na ziemi. Jej ogon wciąż latał na boki, jakby żył walnym życiem. Nagle jej źrenice się zwęziły, a zad powoli oddalił się od ziemi. Teraz już cały tył wilczycy chodził na boki. Po chwili skoczyła do przodu, wprost na piórka z wędki. Jednak to nie wilk wylądował z nimi w pysku... Ale kot.

Momentalnie Quentin wypuścił z rąk wędkę, a cofając się spadł z sofy. Kotka od razu odwróciła się w jego kierunku słysząc hałas, jednak nie puściła piórek i ciągnąć za sobą całą wędkę skierowała się za wyspę.

- Co do jasnej...? - Szybko się podniósł od razu kierując się za wyspę. - Co to było?

Wychylił się za blat wyspy i zobaczył małego, szarego kota wciąż trzymającego w pyszczku piórka.

- Jak... Jak ty to zrobiłaś? Od kiedy tak potrafisz? - pytał zupełnie zapominając o tym, że dziewczyna raczej go nie rozumie. - To niemożliwe. Wilkołaki tak nie umieją! Co z ciebie za dziwna odmiana? Jakiś mieszaniec kotołaka? - wciąż mówił stojąc nad kotką, która w końcu na niego fuknęła.

Natychmiast zamilkł, ale nie przez reakcję kota. Przetarł oczy i pomachał głową na boki, gdy przed nim znów pojawiła się wilczyca.

- To się nie dzieje... - mówił cofając się. - To jest po prostu niemożliwe.

Zatrzymał się opierając plecami o blat. Zaskoczenie chwilę nie ustępowało innym emocjom. Dopiero, kilka minut później, gdy zadzwonił telefon, wybudził się z odrętwienia wywołanego całą sytuacją.

Pierwsza gwiazda 2Onde as histórias ganham vida. Descobre agora