Rozdział 18

9 1 0
                                    

Brunetka załatwiła sobie zwolnienie od lekarza. Potrzebowała jeszcze przynajmniej jednego dnia zanim zmierzy się z problemem. Obstawiała, że Milo nie da jej spokoju tak szybko i łatwo. Najchętniej nie pojawiłaby się w pracy przez najbliższy miesiąc, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Pozostało jej odwlec niewygodną rozmowę chociaż o jeden dzień. To i tak piekielnie mało czasu, ale lepsze to niż nic.

Nawet ta jakże drobna decyzja spotkała się z dezaprobatą Claya, chociaż określenie "dezaprobata" było niedopowiedzeniem roku.

- Clay był wściekły- poinformowała ją Mac, która tego dnia udała się do pracy. Uznała, że Jace się tam nie zjawi, a nawet jeśli, zawsze mogła zawołać ochronę. Z Milo sytuacja wyglądała zdoła inaczej, ale rudowłosa stwierdziła, że bez problemu go spławi. Joy zazdrościła przyjaciółce tego podejścia i charakteru. Ona nie potrafiła dosadnie dać do zrozumienia komuś co myśli. Nie potrafiła też nikogo skreślić tak od razu. Potrzebowała czasu, żeby kogoś wyrzucić z głowy i swojego życia. Nie to co Mac.- Ciesz się, że nie musiałaś słyszeć jego gniewnego wywodu o tym jak to ogromnie dużo pracy mamy, a niektórzy idą sobie na "chorobowe". Zrobił cudzysłów w powietrzu.

- Wybacz, że musiałaś to znieść. W każdym razie Clay nie uwierzyłby w chorobę, nawet gdyby ktoś nie mógł wstać z łóżka. Stwierdziłby, że taka osoba się obija.

- To nie tak- zaoponowała Mackenzie.- On uważa, że praca jest na tyle ważna, że żadna choroba nie usprawiedliwia nieobecności. To zasadnicza różnica.

Joy zgodziła się. Wyjaśnienie Mac miało sens i zgadzało się z ogólnym podejściem do życia Claya, a przynajmniej tym co dało się wywnioskować na podstawie awantur, jakie wszczynał w Luciano z byle powodu.

- Jeszcze raz dzięki i przepraszam za kłopoty- oznajmiła na koniec rozmowy Joy.- Jutro już będę musiała przyjść do pracy. Wynagrodzę ci to.

- Jasne, nie ma problemu. No i spokojnie. Jeśli ten dupek odważy się pojawić przy recepcji, chętnie się go pozbędę. Nie będzie ci zawracać głowy. Trzymaj się.

Brunetka podziękowała, chociaż poważnie obawiała się czy powinna potraktować ostatnich słów Mac jako groźby. Jeśli dojdzie na następnego morderstwa w Luciano, będzie wiedziała o kogo chodzi i dlaczego. Automatycznie skarciła się w myślach. Morderstwo nie było tematem do żartów. Nie, jeśli w ostatnim czasie rzeczywiście zamordowano jej koleżankę z pracy.

Clarke nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Owszem, nie chciała konfrontować się z Milo, ale też nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Musiała się czymś zająć. Wyładować kumulującą się w niej energię i w miarę pożytecznie ją wykorzystać. Szkoda tylko, że nie miała pomysłu jak to zrobić. Już zaczynała rozważać wyjście na siłownię, chociaż nie była tam wieki oraz nie była fanką sportu. Może i była szczupła. Czasami zdarzało jej się ćwiczyć, ale miała problem z regularnością i nadmiernym wysiłkiem. Innymi słowy, była nieco leniwa.

Jej rozważania przerwał dzwoniący telefon. Początkowo spojrzała na wyświetlacz z obawą. Przez ułamek sekundy myślała, że to Milo. Dopiero potem przypomniała sobie, że przecież go zablokowała, więc to musiał być ktoś inny. Konkretnie Adele. Jeśli zamierzała przekonywać ją, aby dała szansę jej kuzynowi, to nie ma takiej opcji. Rozłączy się w tej samej sekundzie, gdy to usłyszy. Istniała również możliwość, że to Milo próbował się do niej dostać z innego telefonu... Wtedy tym bardziej się rozłączy.

- Halo?- rzuciła Clarke z obawą. Była gotowa w każdej chwili się rozłączyć. Może i nie miała nic przeciwko Adele, ale istniały pewne granice.

- Cześć, Joy. Dzwonię bo mam do ciebie prośbę. Najpierw chciałam przeprosić za wczoraj... Nie wiedziałam. Naprawdę głupio mi z powodu tego, co... Wyszło na jaw oraz tego co się później stało...

Projektant Where stories live. Discover now