12. Nie tak prędko!

1.6K 119 154
                                    

No to lecimy, wiem, że czekaliście! Dajcie znać, czy tego się spodziewaliście i czy Blue dała radę? 😅

A czy w ramach prezentu gwiazdkowego mogę poprosić o obserwacje i gwiazdki od moich tajemniczych czytelników? Dzięki!

💙💙💙

— Kolejna twoja dziwka, ojcze? Widzę, że masz konkretny typ!

Czuję się zupełnie, jakby młody Coassino dwa razy z rzędu kopnął mnie w brzuch. Raz, kiedy okazuje się, że on to on, a dwa — kiedy traktuje mnie tak wrogo i, co tu kryć, wulgarnie. Obraźliwie, bez dwóch zdań.

Na szczęście jego ojciec najwyraźniej się ze mną zgadza, przynajmniej co do ostatniej kwestii, bo grzmi:

— Synu, słownictwo! Nie tak cię z matką wychowaliśmy!

Rzeczywiście dostrzegam, iż wzmianka o matce robi swoje. Przynajmniej na chwilę, a mafiozo jeszcze nie skończył upominać rozpaskudzonego potomka:

— I owszem, to twoja narzeczona, więc zachowuj się.

Właśnie, ty podły chamie!

— Jak rozumiem już się poznaliście, co mnie bardzo cieszy, ale pozwólcie, że dokonam oficjalnej prezentacji.

COO? Czy Assasino właśnie powiedział to, co ja myślę, że powiedział? Jakim cudem wie o naszej, hmm, znajomości z Santino?!

Kątem ucha rejestruję, że w salonie zdążyła już zalec cisza jak makiem zasiał, co tylko czyni całą scenę jeszcze bardziej upokarzającą. Ludzie nawet nie udają, że się nie przysłuchują i usiłują odgadnąć, co tak naprawdę się dzieje.

Sama jestem ciągle w głębokim szoku, ale czuję, jak niebezpiecznie podnosi mi się ciśnienie, a moja kariera żony i synowej mafii zaczyna wisieć na bardzo cienkim włosku. Coś tu jest tak bardzo, niewiarygodnie nie tak!

Czy Vito powiedział właśnie to, co myślę, że powiedział? I czy jego syn to naprawdę...?!

W dodatku wyzywający mnie od... dziwek???

— Blue, to mój źle wychowany niestety syn, Santo. Santo, to twoja przyszła żona, Blue.

— Santo? — powtarzam nieco nieprzytomnie. — Nie Alexander?

— W niektórych krajach Santo to zdrobnienie od Alexandra — słyszę w odpowiedzi i mam ochotę zetrzeć krzywy uśmieszek narzeczonego in spe papierem ściernym, tyle w nim wyższości i drwiny.

Debil, debil, debil!

— A ty, Blair? — Drań usiłuje mnie dobić. — Jakie masz usprawiedliwienie dla swojego... przejęzyczenia?

Zagryzam wargi ze złości i choć głupie serce trzepoce mi się jak ryba na wędce, to wiem, że nie mogę dać dzbanowi satysfakcji, nie po tym, jak mnie upokorzył. Jest dużo prawdy w powiedzeniu, że od miłości do nienawiści jeden krok!

Dlatego oświadczam, tyleż stanowczo, co fałszywie:

— Nie mam pojęcia, czemu mnie tak dziwnie nazywasz, SANTINO. Musiałeś się przesłyszeć. Mam na imię Blue.

Vito promienieje dziwnym zadowoleniem, co jak na bez żenady ujawnioną manipulację, której jakimś cudem uległam — być może oboje z Santo jej ulegliśmy — wydaje mi się totalnie nieadekwatne. Ale powinnam była pamiętać, że to psychopata i obce są mu ludzkie uczucia, w tym przyzwoitość oraz wstyd.

— Dziwne, inaczej to zapamiętałem — upiera się tymczasem jego synalek.

— To jakby nie mój problem, ale na wszelki wypadek sugeruję wizytę u laryngologa. Albo u psychiatry, może to jakieś omamy słuchowe?

One YearWhere stories live. Discover now