6. Nareszcie, moja piękna!

2K 108 150
                                    

Czy wolicie publikację nowych rozdziałów około godz. 17.00, czy raczej po 20.00?

♤♤♤

Coś jest w tym mężczyźnie takiego, że wzrok mi ciągle ku niemu biegnie, mimo iż on po prostu dobrze się bawi w towarzystwie kumpli i tylko na tym jest skupiony. W sposób oczywisty nawet nie zdaje sobie sprawy z mojego istnienia.

No trudno, nie zacznę mu się przecież narzucać — stwierdzam w końcu ze zniechęceniem i odstawiam wreszcie niemal pusty kieliszek, by w ślad za innymi udać się na parkiet. Niech i ja mam jakiś pożytek z mojej bytności tutaj!

Lecz właśnie wtedy czuję na karku coś jakby mrowienie. I zarazem sygnał, który każe mi się odwrócić w stronę, z której odbieram tę niemą zaczepkę. Nie potrafię mu się oprzeć, choć zarazem nie mogę nawet być pewna, czy to nie jest przypadkiem złudzenie, wywołane winem i buzującą na imprezie energią.

A jednak nie pomyliłam się. Kilka kroków dalej, opierając się swobodnie barkiem o ścianę, stoi nie kto inny, jak mój zajęty do tej pory kolegami nieznajomy. Najwyraźniej właśnie przestał być na nich tak strasznie skoncentrowany.

Zupełnie nie jest w typie mężczyzn, z którymi dotąd czasami się umawiałam, czyli jasnowłosych, niebieskookich surferów z Kalifornii. Albo tak zwanych złotych amerykańskich chłopaków.

Właściwie stanowi ich całkowite przeciwieństwo: z ciemnymi oczyma i modnie ostrzyżonymi, niemal czarnymi włosami. Rysy twarzy ma ostre, wyraziste, a jednak nie mogę mu odmówić pochmurnej, niepokojącej urody

Wręcz przeciwnie, wydaje mi się najpiękniejszy na świecie, choć totalnie nie ogarniam, jakim cudem to możliwe. Jego osoba zapiera mi dech w piersiach i powoduje dziwne poruszenie w całym ciele, największe oczywiście w podbrzuszu.

Jest tak niewiarygodnie HOT!

Widzę na szczęście, że o ile wcześniej mnie nie dostrzegał, to w tej chwili nie ma oczu dla nikogo innego. Gdy nasze spojrzenia się wreszcie spotkają, na jego kapryśnych, dość pełnych wargach wykwita nieśpieszny, lekko asymetryczny, ale wyraźnie aprobujący uśmieszek.

I nawet podnosi rękę, w której trzyma alkohol, w czytelnym geście powitania, czy bardziej wręcz uznania. Oh wow, jeszcze żaden mężczyzna nigdy nic takiego na mój widok nie zrobił, więc tym bardziej jestem w szoku.

Bo z pewnością to już mężczyzna, nie tylko chłopak.

Przez co z miejsca zaczyna się ze mną dziać coś bardzo dziwnego. Jakbym właśnie teraz, z sekundy na sekundę stawała się wreszcie kobietą, a przestawała być dziewczyną, którą byłam jeszcze godzinę temu przekraczając próg tego klubu.

Nie do końca rozumiem, o co chodzi, nie mam pojęcia, jak to w ogole możliwe, ale wszystko wydaje mi się w jakiś sposób naturalne i niemalże konieczne. A skoro tak, to i ja pozwalam sobie na delikatny uśmiech oraz skinienie głową w jego stronę.

Zgaduję, że to zapewne przez Zinfandela*. Nie pamiętam, kiedy ostatnio wypiłam dwa kieliszki, jeden po drugim. Mam też świadomość, że to mój ostatni wieczór na wolności, a to bardzo dziwny stan, naprawdę.

Ale z pewnością to także coś więcej, bo mam trochę wrażenie, jakbym całe życie czekała na tę chwilę: aż padnie na mnie jego spojrzenie, niczym promień słońca na spragniony go słonecznik. Wprost czuję, jak rozchylają się ku niemu moje płatki, jak cała rozkwitam.

Nareszcie pojmuję i wiem, po co żyję: dla niego. Jestem stworzona tylko dla tego jednego mężczyzny.

Urodziłam się, żeby do niego należeć.

One YearWhere stories live. Discover now