Sześć

4K 198 23
                                    

Laura spóźniła się pół godziny.

Zazwyczaj, po takim epizodzie, nie podnosiła się z łóżka przez kilka kolejnych dni, starając się wyjść z emocjonalnego bagna lub wymykała się w nocy do parku, żeby odreagować i wmówić sobie, że jest silniejsza niż to, co jej się przytrafiło. Jednak tym razem nie zrobiła żadnej z tych rzeczy.

Kiedy się obudziła, koło dwunastej w południe, pomyślała o treningu, nie o wczorajszym zdarzeniu bądź przeszłości. Zmusiła się do wstania i poprosiła Anielę o pomoc. Czuła, jakby jej ciało pozbawiono siły i nie była w stanie samodzielnie umyć włosów. Stała nieruchomo pod prysznicem, czekając aż przyjaciółka spłucze pianę i rozczesze splątane pasma. I chociaż Laura powiedziała, że da radę wysuszyć włosy, przyjaciółka, nie odzywając się słowem, po prostu zrobiła to za nią. Później pomogła jej się naszykować i zawiozła do Samotnie Walczącego.

Wiedziała, że Aniela nie jest na nią zła. Przeżywała jej powroty do przeszłości równie ciężko co ona i zwyczajnie próbowała się pozbierać. Laura rozumiała, że mniej promienny uśmiech na ustach przyjaciółki wynika ze smutku, nie złości, a cisza pozwala im obu na dojście do siebie.

Sala treningowa była pusta, nie licząc jednej osoby walącej z pełną mocą w czarny worek bokserski zawieszony łańcuchem na wystającej z sufitu drewnianej belce. Mir stał zwrócony do niej tyłem. Pot spływał mu po plecach, sprawiając, że gładka skóra obita mięśniami wyglądała na lśniącą. Był tak bardzo skupiony, że nie usłyszał, jak Laura wchodzi. Dziewczyna obserwowała go w ciszy, którą naruszały odbicia pięści od worka. Mir wydawał jej się spięty, inny niż poprzednio. Może dlatego, że ćwiczył w samotności, jednak odnosiła wrażenie, że coś jest nie tak.

Nie wiedzieć czemu, cofnęła się o krok.

– Nie musisz się go obawiać.

Podskoczyła, słysząc męski głos. Z mocno bijącym sercem, spojrzała na Sambora, który właśnie odstawiał na podłogę dwie zgrzewki wody.

– Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć.

Pokręciła tylko głową.

– Może i wygląda przerażająco, kiedy uderza w worek jak opętany – wskazał głową Mira – Ale zawsze nad sobą panuje. Nie poznałem jeszcze człowieka, który tak bardzo rozumiałby swoją siłę i umiał ją kontrolować. Nie musisz się go bać.

– Nie boję się – odparła cicho.

Skinął głową. Po chwili stwierdził:

– Spóźniłaś się.

Laura milczała.

– Zachowuje się tak, bo myślał, że nie przyjdziesz. Nie powiedział tego, ale pewnie sądzi, że zrobił coś, co cię przestraszyło i zrezygnowałaś.

Oboje wpatrywali się w Mira, który nadal katował worek, nie orientując się, że był obserwowany. Laura nie wiedziała, co myśleć o słowach Sambora. Nie miała siły poruszyć ustami.

– Ten chłopak nigdy się nie poddaje – mówił dalej – Zawsze walczy o swoje. Boks go uratował, ale nie wyleczył. Nie wiem, czy rozumiesz...

Laura od razu skinęła głową, ponieważ rozumiała. Rozumiała to bardziej niż cokolwiek inne w życiu. Ponieważ ją też uratowano, ale nie wyleczono. Zaczęła się zastanawiać, co spotkało kiedyś Mira, skoro tak samo jak ona potrzebował ratunku i nadal nie udało mu się wyzdrowieć.

Sambor spojrzał jej w oczy, a wszystko, co moment później opuściło jego usta, wprawiło jej serce w szaleńcze bicie.

– Mam wrażenie, że los połączył was nie bez przyczyny. Widzisz... Mir nie uśmiecha się za często. Jednak przy tobie zachowuje się inaczej, jakby ożywał. Jakby przez całe życie szukał brakującego elementu i odnalazł go w tobie. Ty za to, potrzebujesz czegoś, co będzie na tyle silne, by wygrać z twoimi demonami. – Popatrzył na jej dłonie. Dotyk. Dotyk był jej demonem. – Myślę, że oboje dostaliście szansę od losu, spotykając się. – Zajrzał jej głęboko w oczy. – I mam nadzieję, że się nie mylę.

A imię jej szeptał wiatrTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang