Trzy

5.6K 231 24
                                    

Obudziła się.

Znowu.

Zastanawiała się, kiedy w końcu nadejdzie dzień, w którym nie otworzy oczu. Ta myśl pojawiała się w jej głowie codziennie, odkąd skończyła siedem lat, a miała już ich dwadzieścia cztery. Uważała, że trwało to zdecydowanie za długo.

Tak dokładnie o siedemnaście lat.

Sięgnęła po wizytówkę leżącą na stoliku nocnym i zaczęła się w nią wpatrywać, chociaż znała już każdą literę i cyfrę na pamięć. Myślała o tym od wczoraj. Nie spodziewała się tego, ale może w końcu los się do niej uśmiechnął i próbował przekazać, że ma spróbować? Może to nareszcie pomoże jej żyć normalnie?

Zerwała się z łóżka, szybko ogarnęła się w łazience, żeby choć trochę wyglądać jak człowiek, porwała z krzesła lekką, dżinsową kurteczkę i zamarła z klamką na ręce. Zawahała się. A co, jeśli to zły pomysł?

Pokręciła głową. Nie. Musiała chociaż spróbować.

Wyszła z sypialni i podążając za charakterystycznym zapachem, który mógł oznaczać tylko jedno, przeszła do kuchni, gdzie Aniela gotowała jej słynne spaghetti bolognese. Laura oparła się bokiem o wyspę kuchenną i zanim opuściła ją odwaga, oznajmiła:

– Zdecydowałam.

Aniela przestała mieszać w garnku i zwróciła się przodem do Laury, w ręku nadal trzymając łyżkę od sosu.

– Co mnie ominęło?

– Chcę nauczyć się walczyć.

Kilka kropli sosu spadło na podłogę. Zanim jednak Laura zdążyła zwrócić Anieli uwagę, ta zapytała:

– W tym klubie walki? Z wizytówki?

Mogła wybrać inne miejsce, ale to właśnie tam był mężczyzna z parku. Laura czuła, że musi się z nim spotkać, chociażby po to, aby przekonać się, czy jego dotyk naprawdę nie przywoływał przeszłości.

– Tak – odpowiedziała. – Uważasz, że to zły pomysł?

– Nie wiem, co o tym myśleć. – Aniela ruszyła ręką, żeby podeprzeć się blatu i kolejne kropki czerwieni ozdobiły drewnianą jodełkę. ­– Wiesz, że nie musisz pytać mnie o zdanie, prawda? Zawsze wyrażę swoją opinię, jak będziesz chciała lub jeśli uznam, że popełniasz totalne głupstwo, ale ostateczna decyzja należy do ciebie. To twoje życie, nie moje.

– Ja... – Znowu się zawahała.

– Uważasz, że to może ci pomóc? Choć w małym stopniu?

– Nie wiem. Może? – Spuściła wzrok i popatrzyła na swoje dłonie. – Zawsze byłam bezbronna. Może świadomość, że umiem się bronić, złagodziłaby moje reakcje na dotyk?

– No to na co czekasz? Idź i pomachaj trochę kończynami. Naucz się jakiś niebezpiecznych chwytów i pokaż, jaka jesteś silna. Tylko nie przesadzaj – pogroziła, machając łyżką, przez co kolejne krople sosu spadły na podłogę. – Bo zanim się obejrzysz, sam James Bond będzie chciał zwerbować cię na misję.

Laura zaśmiała się szczerze.

– Myślę, że to mi nie grozi.

– Tylko nie mów później, że miałam rację. – Obie się zaśmiały, jednak Aniela zaraz spoważniała. – Chcesz, żebym tam zadzwoniła?

– Do Jamesa Bonda?

– Nie, głuptasie. Do klubu walki. No, wiesz, żeby powiedzieć im o twoim problemie, rozeznać się w sytuacji, dowiedzieć się co i jak. Podstawy.

A imię jej szeptał wiatrWhere stories live. Discover now