34. Panaceum

1K 92 149
                                    

Jadąc taksówką, kochankowie co jakiś czas zerkali na siebie, przysłuchując się jazzowej piosence z radia. Nerwowe napięcie stopniowo ustało, toteż nie mieli problemu, by nieśmiało trzymać się za rękę.

Do mieszkania wparowali, chaotycznie się całując, jednocześnie taranując buty w przedsionku. Na ślepo trafili do sypialni Sylwestra, naładowani ekscytacją, wręcz pożerali swoje twarze, rozgrzanymi dłońmi wędrując wokół ciał. Chcieli nacieszyć się prywatnością, napawając się okazją, jakby następna miała już nigdy nie nadejść – była to opcja, którą podświadomie brali pod uwagę.

Upadli na białą pościel, namiętnie się obejmując. Wardęga zrzucił z siebie brunatną szatę, pozostając w białym podkoszulku i dresowych spodenkach. Jakoś tak wyszło, że ostatecznie Mikołaj znalazł się pod ciężarem Sylwestra, który całował na przemian jego rumiane policzki. Nie wiedzieli nawet skąd przybył w nich taki żar, tymczasowo niwelujący pamięć o wydarzeniach sprzed niecałej godziny.

– Nie spałem z nią tamtego dnia – wyznał Sylwester, przerywając pieszczoty. – Fakt, zrobiłem to, lecz zanim poznałem cię na nowo. Tydzień bądź dwa przed wybuchem Pandory. Nigdy nie dopuściłbym się zdrady. Wiem, powinienem był od razu opowiedzieć ci prawdę, ale przysięgam, iż myślałem, że wyjaśniliśmy wątek Fagaty przed krucjatą na willę Baxtona. Za dużo zadziało się w naszym życiu w międzyczasie, bym wtedy zrozumiał swoje błędy.

Mikołaj uśmiechnął się ciepło, ostrożnie głaszcząc partnera po skroni, jakby bał się, że jego dotyk wyrządzi mu krzywdę. W porę zauważył, że pod maską dorosłego Druida, wielkiego przywódcę stada krył się zagubiony dzieciak, mały wilczek wołający o pomoc nieobecnych rodziców. Tak samo wrażliwy, jak Mikołaj, lecz zmuszony przez los do przedwczesnego dorośnięcia.

Być może był to kolejny, niewypowiedziany głośno powód, dla którego Sylwester myślał o przerwaniu ich relacji. Widział w Mikołaju młodszą wersję siebie – burzliwą, porywczą, impulsywną i niedoświadczoną. Sylwester wielokrotnie czuł, jak gdyby nie zasłużył na miano tego, kto mu to doświadczenie ofiaruje.

– Przepraszam. – dodał Sylwester ze skruchą w głosie.

Konopski garnął kochanka w swe ramiona, chowając twarz w jego ubraniach, przesiąkniętych mieszanką perfum z esencją rześkiego lasu. Ubóstwiał ten zapach ponad wszystko.

– To ja przepraszam za to, że ci nie wierzyłem. – powiedział cichutko chłopak.

Tej nocy zasnęli w swych objęciach, nie przejmując się poplamionymi alkoholem ubraniami. Liczył się upragniony od dawna spokój, bliskość oraz tętniącą świadomość, że ich wielotygodniowa przygoda nie działa się na darmo.

Dwudziestolatek obudził na pięć minut przed dwunastą w samo południe. Promienie słoneczne zza okna nie miały litości dla jego podkrążonych powiek. Przecierając oczy, odruchowo badał łóżko drugą ręką, lecz Sylwestra nie było już obok. Mikołaj sięgnął po okulary położone na szafce nocnej, gdzie znalazł również malutką kartkę.

Kochany Mikołaju,

Jeżeli to czytasz, to znaczy, że nie ma mnie z tobą. Wstałem wcześniej, by zrobić zakupy. Teraz najprawdopodobniej siedzę w kuchni z ciepłym śniadaniem. Czekam cierpliwie, aż zaszczycisz mnie swoją obecnością.

PS: W komodzie znajdziesz czyste ubrania.

Sylwek

Mikołaj przyłożył kawałek papieru do piersi, wzdychając szczęśliwie. Jak ten czas szybko leci, pomyślał. Kilka miesięcy temu toczyli zaciętą wojenkę na przestrzeni publicznej, a z biegiem dni zostali swoim panaceum – uniwersalnym lekarstwem na każdą szkodę. Mikołaj często zastanawiał się, czy ich relacja była z góry przeznaczona, a może odpowiadała za to kwestia naturalnego przypadku, bo przecież gdyby Sylwester nie wyciągnął do niego ręki w sprawie Pandory, to w tym momencie nie miałabym nawet o czym pisać, drogi czytelniku. To mógł być ktokolwiek, inny mniej lub bardziej zaufany twórca, wszakże Sylwester z jakiejś przyczyny wybrał właśnie Mikołaja.

Konopski postanowił wziąć ekspresowy prysznic, w międzyczasie sumiennie czyszcząc zęby szczoteczką zapewne swojego kochanka. Skoro nie raz wymieniali się śliną, to czemu szczoteczka stanowiłaby problem? Wyszedł z łazienki przepasany jedynie ręcznikiem wokół bioder, zastając Sylwestra ścielącego łóżko.

– Dzień dobry – odezwał się starszy, nie odrywając wzroku od wilgotnej sylwetki młodzieńca. – Jak się spało?

– Wyjątkowo dobrze, pomijając fakt, że zasnąłem w garniturze – zaśmiał się, wyciągając z komody zestaw świeżych ubrań. – jak myślisz, będą na mnie pasować?

– Cóż, zaraz się przekonamy. Przebierz się, ja pójdę zrobić ci śniadanie.

– Nie wolisz popatrzeć?

– Udam, że nie słyszałem. – Sylwester posłał mu zadziorne spojrzenie, następnie zamknął za sobą drzwi.

Chwilę później mężczyźni zasiedli razem przy okrągłym stole w kuchni, nakładając na talerze porcje gorącej jajecznicy z bekonem. Mogliby już zawsze spędzać w ten sposób początek dnia, jednakże oboje brali pod uwagę ewentualność, że to prawdopodobnie jeden z ostatnich wspólnych poranków.

– Myślałem długo o naszej przyszłości – zaczął Druid, zaciskając palce na widelcu. Brzmiał niejasno, wręcz tajemniczo, a zarazem przejrzyście niczym odłam szkła. – ciężko jest mi wywnioskować cokolwiek, jeśli mam być szczerym. Chciałbym, aby nam się wiodło, lecz jakim kosztem osiągniemy, chociażby kawałek normalnego związku, którego większość świata ma podane na tacy?

Mikołaj przełknął nerwowo jedzenie, starając się ułożyć nieinwazyjną odpowiedź w głowie, ponieważ gorycz ponownie rozrywała go od środka.

– Nikt nie mówił, że będzie łatwo – Konopski odparł posmutniałym głosem. – życie jest niesprawiedliwe, zresztą przekonaliśmy się o tym własnej skórze.

– Przepraszam, że znowu o tym wspominam. Po prostu siedzi mi to w głowie i za cholerę nie chce odejść.

– Ej – Mikołaj złapał za dłoń przygnębionego kochanka. – Spójrz na mnie, Sylwek. Rozumiem, dlaczego o tym rozmawiamy. Nie możemy odkładać tego w nieskończoność. Wiem, że konieczność podjęcia tej decyzji na długi czas utknie w moim sercu, jednakże gdyby ktokolwiek zapytał mnie, czy żałuję wszystkich naszych chwil – wstrzymał oddech, przygryzając drżącą wargę. – to bez wahania odpowiedziałbym, że nie. Jeżeli cofnąłbym się w czasie i miał powtórną okazję do poznania ciebie, to zrobiłbym to. Pocałowałbym, przytuliłbym, kłóciłbym się, po prostu przeżyłbym to wszystko od nowa.

Sylwester patrzył prosto w szklane oczy dwudziestolatka, czując przyspieszony rytm serca. Jakże pomylił się co do jego osoby, toteż ogarnął go dziwny niepokój. Mikołaj wcale nie był taki niedojrzały, on bardzo dobrze pojmował potencjalne skutki ich związku. Czy był gotowy się poddać?

– Nie mogę uwierzyć, ale chyba się w tobie zakochałem, Mikołaju – wyznał półszeptem, przymykając powieki ze wstydu. – naprawdę zdążyłem cię pokochać.

Mikołaj uśmiechnął się, ukazując wszystkie zęby. Jeszcze kilkanaście sekund temu był zdolny do opuszczenia mieszkania Sylwestra, w pełni zamykając ich rozdział. Z kolei wypowiedziane przez niego słowa tylko utwierdziły go w przekonaniu, iż absolutnie nie był gotów się poddać.

– Ja też zdążyłem cię pokochać, drogi Druidzie.

Puszka Pandory | Wardęga x KonopskyyWhere stories live. Discover now