29. Déjà vu

2.3K 157 363
                                    

Mikołaj zatrzasnął drzwi, od razu podchodząc do umywalki. Nerwowo podwinął rękawy, po czym nastawił nadgarstki pod strumień zimnej wody. Zawsze tak robił w chwilach, gdy procenty przyćmiewały mu rozsądek. Trzy kieliszki przy barze nie były jedyną formą alkoholu, jaką w siebie wlał tej nocy. Razem z Kacprem upili się jeszcze w mieszkaniu starszego chłopaka.

Zerknął w lustro o złotej ramie, starając się o równomierny oddech. Znowu się zestresował, gubiąc spojrzenie we własnym odbiciu. Im bardziej chciał się wpasować w towarzystwo nowobogackich, tym mocniej czuł się odrzucony. W jego przekonaniu nie znaczył więcej niż ulotna sensacja. Był atrakcją, niemalże świeżą jak wiosenna trawa, dopóki ogrodnik jej nie zetnie. Człowiek miewa takie myśli nie bez powodu.

Mikołaj doznał zjawiska Déjà vu. Gdzieś już miewał podobne refleksje, gdzieś już to przecież widział. Ktoś obdarowywał go czułością, by chwilę później zrównać nią z ziemią. Ktoś niby brał go na poważnie, następnie nazywał niedojrzałym. I być może były to wyolbrzymione wymysły Konopskiego, być może. Natomiast jedno pozostawało pewne. Mikołaj nie radził sobie z takimi wahaniami, cholernymi skrajnościami, powoli wprawiającymi go w obłęd.

Nagle do toalety przybyli Tromba ze swoim kolegą, Nowaczkiewiczem. Trzask drzwi przykuł uwagę Mikołaja, więc zakręcił kran, przechylając profil w ich stronę. Nie był w nastroju na słowne przepychanki, chciał przekazać im tę wiadomość przy pomocy ostrego wyrazu twarzy.

– Cóż to za kwaśna mina, Konop? – odezwał się Mateusz, robiąc krok w przód. – Masz swoje upragnione pięć minut, mało ci?

– Daruj sobie marną prowokację – prychnął Mikołaj. – Nie wyżebrasz ode mnie walki na Fame, pogódź się z tym.

– Spokojnie, przyszedłem porozmawiać.

– Tak? – Mikołaj parsknął gorzkim śmiechem. – Potrzebujesz do tego ochrony? – mówiąc, spojrzał na Kubę. – Mogłeś przynajmniej załatwić sobie porządnego goryla.

– Ależ jesteś wyszczekany – odparł lekko zirytowany Tromba. – I to ja miałem cię sprowokować?

– Nieważne – machnął ręką Mikołaj, udając się do wyjścia.

– Dokąd to? – zapytał prześmiewczo Tromba, szczelnie chwytając za przedramię dwudziestolatka. – To nie koniec imprezy, kolego. Uciekasz, bo obawiasz się porażki?

– Zdziwiłbyś się – wycedził przez zęby Konopski, wyrywając się z uścisku. I był to fakt. Nikt poza Watahą nie wiedział o nieprzewidywalnych pięściach tego chłopaka. 

– Debiutem się nie popisałeś – wtrącił Nowaczkiewicz.

– Nie jesteśmy w oktagonie, debilu – odgryzł się Konop. – A teraz zejdźcie mi z drogi.

Tromba zmarszczył brwi, gwałtownie popychając Mikołaja na umywalki. Cała trójka uniosła gardę, szykując się do starcia. Niespodziewanie z jednej z kabin wyszedł nie kto inny jak współwłaściciel firmy Invelo Energy.

– Co wy, do kułwy, łobicie? – Wojtek podniósł głos, po kolei mierząc ich wzrokiem. – Chcecie mi klub łozpiełdolić? 

Mikołaj spojrzał na niego z szokiem w oczach. Nie wykluczał możliwości spotkania jego osoby w obecnych okolicznościach, wszakże stał wryty w podłogę, mimowolnie wracając do przeszłości. Czas wcale nie uleczył jego ran. Mikołaj nadal nie trawił Wojtka za wszystkie wyrządzone przez niego krzywdy.

– Ej, to nie tak jak myślisz, Wojtas – bronił się Tromba. – tylko się droczymy ze sobą.

– Słyszałem wasze "dłoczenie się". Nie denełwujcie mnie. Dwóch na jednego? To ma być spławiedliwe?

Puszka Pandory | Wardęga x KonopskyyWhere stories live. Discover now