11. Mistrz i uczeń

2.5K 142 280
                                    

Nazajutrz Mikołaj obudził się w ogromnej sypialni znajdującej się w Ambasadzie Goats. Przeciąg z uchylonego okna delikatnie muskał jego porcelanową skórę. Zeszłej nocy zdążył się jedynie umyć i pożywić odgrzewanym obiadem zanim opadł bezsilnie na kanapę. Mikołaj nie pamiętał w jaki sposób znalazł się w cudzym łóżku, odziany w brązową szatę przypominającą łachmany Wardęgi. Na szafce nocnej postawiona była szklanka wody z malutką karteczką, na której napisane były następujące słowa:

Drogi Mikołaju,

Wczoraj zasnąłeś w salonie jak niemowlę, a ja nie miałem serca, by przerywać twojego snu. Twój organizm ewidentnie potrzebował regeneracji, dlatego razem z Wojtkiem przenieśliśmy cię do mojego pokoju. Oczywiście nie spałem z tobą, możesz być tego spokojny. Wysoko cenie w sobie twoją prywatność. Gdy się obudzisz, będę czekać na ciebie na dole.

Sylwek.

Ciało dwudziestolatka zadrżało pod wypływem troskliwego liściku od Druida. Przez chwilę zapomniał jak oddychać, a to uczucie wzbudzało w nim lekki niepokój. Przez ostatnie dni borykał się z pytaniami, na które bardzo dobrze znał dziś odpowiedź. Z początku Mikołaj nie chciał przyznać tego przed sobą. Sylwester Wardega nie był mu obojętny, ale to już wiesz, drogi czytelniku.

Z radością odłożył kartkę na pierwotne miejsce. Następnie podniósł się z białej pościeli, ledwo zatrzymując równowagę. Zszedł na dół, zastając w kuchni Najmana.

– W samą porę na śniadanie! – zaśmiał się Cesarz, rozbijając jajka na rozgrzaną patelnię. – Głodny?

– Niezupełnie – odparł Konopski, drapiąc się po czuprynie. – Gdzie jest Sylwester?

– Zapewne karmi swoje kury w ogrodzie. Nie zmrużył oka przez całą noc. Cały czas obwinia się za twoje uprowadzenie.

Konopski wybiegł w skarpetkach na zewnątrz, kierując się w stronę drewnianego kurnika, przy którym stał Wardęga. Sylwester uśmiechnął się na widok młodszego chłopaka, w ułamku sekundy pokonując dzielącą ich odległość.

– Sylwek! – zawołał, instynktownie rzucając mu się w ramiona.

– Konop! Wyspałeś się? – zapytał Druid, odwzajemniając ulotny uścisk.

– Jak najbardziej. Przeczytałem twoją wiadomość. Trochę mi wstyd za to, że musiałeś zanieść mnie do pokoju, gdyż sam napewno byłeś zmęczony.

– Moje zmęczenie przy twoich cierpieniach to zwyczajny pikuś. Dobrze, że jesteś. Muszę ci coś powiedzieć. Odnośnie naszych ustaleń, co do filmu, uznałem, że najlepiej będzie, jeżeli nigdy nie wstawisz materiału do sieci.

– Dlaczego? Przecież pokonaliśmy Baxtona. – wzburzył się, nie poznając zaskakującej postawy Druida. Widocznie traumatyczne przeżycia dotknęły również jego, toteż Konopski nie wszczynał większej dyskusji.

– Nie bądź infantylny, drogi Konopie. To nie ma już sensu. Mój filmik wystarczy, zapewniam. Obiecaj proszę, że nie tego wstawisz oraz zaprzestaniesz śledzenia ruchów Baxtona. Zostawmy to przeszłości. Omal nie dostałem zawału podczas wczorajszej krucjaty. Nie narażajmy się więcej na problemy.

– Skoro nalegasz...

– Dziękuje, bo to dla mnie ważne. Teraz powiedz, jak się czujesz?

– Cóż, bywało lepiej, ale nie mam zamiaru więcej narzekać. Nie chcę, byś w najmniejszym stopniu obwiniał się za tego idiotę. Nie miałeś prawa tego przewidzieć.

– Łatwo mówić, ciężej wykonać – przyznał posmutniałym tonem, spuszczając pusty wzrok w trawę. – Mogłeś przeze mnie zginąć.

– Ale nie zginąłem, bo ktoś postanowił mnie ocalić – uspokoił go Mikołaj, obejmując dłońmi jego opuchniętą od uderzeń twarz.

Twórcy commentary bezwstydnie patrzyli sobie w oczy, odkładając krępujące okoliczności na bok. Wypełniało ich czyste szczęście, aż z wrażenia utracili na moment oddech. Wydawało się jakby czas stanął dla nich w miejscu.

– Czy ty się właśnie zarumieniłeś? – przerwał ciszę Wardęga.

Mikołaj speszył się, puszczając wolno policzki starszego mężczyzny. Zdawał sobie sprawę ze swojej słabości i niedojrzałych reakcji, aczkolwiek było to adekwatne zachowanie do jego wieku. Czuł się wielce wyróżniony na tle innych osób zaledwie od pierwszej prywatnej wizyty w mieszkaniu Sylwestra. Z każdą kolejną korespondencją Mikołaj nieustannie bił się z myślami, próbując rozgryźć jego intencje. Czy rzeczywiście łączyła ich jedynie relacja biznesowa? To przecież absurdalnie, by przywódca Watahy interesował się Mikołajem na poważnie. Jego poprzednie partnerki były wyłącznie kobietami, więc skąd miałaby nastąpić zmiana?

– Nad czym tak bujasz w obłokach? – wtrącił Druid.

– To nic takiego. – mruknął nieśmiało, powątpiewając w oczarowanie starszym.

– Cóż, nie będę naciskał w takim razie. Jednakże, gdybyś zechciał mi się wyżalić, to zawsze możesz na mnie liczyć. Teraz pozwól, iż pójdę się położyć na górę. Nawet leśny dziad potrzebuję odrobiny wypoczynku.

– Och, jasne, idź się przespać – odrzekł Konopski, zastygając w ruchu, kiedy Wardęga najzwyczajniej wrócił do środka, przyjmując obojętny wyraz na twarzy. Nagła apatia Druida zabolała dwudziestolatka, który liczył na zdecydowanie dłuższą rozmowę.

Mikołaj uważał siebie za okrutnego egoistę z tego powodu, ale nie potrafił nacieszyć się z tak krótkiej wymiany zdań. Wiadomo, że nie mógł pozwolić sobie na zatrzymanie Wardęgi przy sobie. Źle by na tym wyszedł. Musiał przełknąć tymczasowe odtrącenie, dlatego postanowił udać się do domu, oznajmiając swoją decyzję Wojtkowi.

– Jesteś pewny, że chcesz już iść? – powtórzył Gola, otwierając mu bramę.

– Tak, taksówka zaraz po mnie będzie. Przekaż Sylwkowi, iż jestem mu wdzięczny. Wam wszystkim – dodał na pożegnanie.

– Wedle życzeń, młody. Trzymaj się.

Godzinę później Mikołaj siedział już przy biurku, mając przed sobą gotowy materiał do publikacji. Doskonale pamiętał polecenia Wardęgi, wszakże sumienie gryzło go od spodu. Dlaczego ludzie nie mieliby poznać całej prawdy? Jeśli Baxton wpadły na kolejny, nieobliczalny pomysł, to tym razem mogliby bez trudu zadzwonić na policję. Konopski z przerażeniem patrzył na ilość pozytywnych komentarzy pod najnowszymi filmikami Michała. Ludzie naprawdę nabrali się na jego teatrzyk emocjonalny.

Konopski nie wybaczyłby sobie, gdyby nie pociągnął go do dalszej odpowiedzialności. To było wbrew jego dziennikarskim zasadom moralności. Zmotywowany personalną zemstą, postanowił, iż jego materiał jeszcze tego samego dnia ujrzy światło dzienne.

– Co ma być, to będzie – powiedział chłodno do siebie, klikając w enter. Puszka Pandory dopiero się otworzyła.

Puszka Pandory | Wardęga x KonopskyyWhere stories live. Discover now