12. Think I need someone older

2.7K 155 461
                                    

Sylwester obudził się na kilka minut przed dwudziestą

Oops! Questa immagine non segue le nostre linee guida sui contenuti. Per continuare la pubblicazione, provare a rimuoverlo o caricare un altro.

Sylwester obudził się na kilka minut przed dwudziestą. Ociężały umysł Druida w końcu zaznał spokoju. Ostatnie dwadzieścia cztery godziny stanowiły istny koszmar w jego życiu. Póki co nic więcej mu nie zagrażało. Co najważniejsze, nic nie zagrażało Konopskiemu, tak przynajmniej myślał.

Będąc pewien, iż młodzieniec nadal przebywa na terenie Ambasady, Wardęga poszedł go szukać. Powoli zszedł po schodach, głośno ziewając. W salonie była reszta Watahy, sztywno siedząca na kanapach. Druid przeleciał wzrokiem pomieszczenie. Gdzie był Konop? Mężczyzna delikatnie zmartwił się na brak obecności chłopaka, a nieciekawe wyrazy na twarzach towarzyszów wcale mu nie pomagały.

– Co to za grobowe miny, panowie? – zapytał Wardęga, pół żartem, pół serio. – Umarł wam ktoś?

– Sylwek, lepiej będzie, jeżeli teraz sobie usiądziesz – oświadczył Wojtek z powagą w głosie.

– Coś się stało? A może robicie sobie ze mnie jaja? – odparł Druid, posłusznie zajmując miejsce obok włodarza. – Gdzie jest Mikołaj?

– Najpiełw obiecaj, że nie będziesz na mnie zły, dobła?

– Dlaczego miałbym się na ciebie gniewać, Wojciechu?

– Dobła, to kto mu powie?

– Na litość boską, panowie. O co wam chodzi?

– W porządku, ja to zrobię – stwierdził Najman. – Zacznę od tego, iż Mikołaj jakiś czas temu pojechał do domu na własną prośbę – mówił, analizując podejrzliwe spojrzenie Sylwestra. – Okazało się, że chwilę po jego odejściu pojawił się nowy film na jego kanale. Jak możesz dalej przypuszczać...

– Co, kurwa?! – wrzasnął Wardęga, waląc pięścią w stolik od kawy. – Cholera jasna, jak ja mogłem być takim głupcem?! Kurwa, no przecież to było do przewidzenia!

– Sylwek, nie denełwuj się.

– Spokojnie, nie jestem zły, Wojciechu. Jestem wręcz wkurwiony! Kurwa mać, gdzie są kluczyki do auta?! Muszę natychmiast do niego jechać. Nie próbujcie mnie zatrzymywać, bo to nie podlega żadnej dyskusji! Zejdźcie mi z drogi!

Wataha pozwoliła mu na zabranie kluczy do Psiakobusa, którym pędził przez przedmieścia Warszawy, jednocześnie wysyłając impulsywne wiadomości do Mikołaja.

Prosiłem cię do kurwy nędzy! Dlaczego mnie nie posłuchałeś? Lepiej, byś siedział teraz w domu.

Nie mogę uwierzyć twojej dziecinności! Naraziłeś nas wszystkich na kolejne problemy!

Zawiodłem się na tobie. Odjebałeś manianę godną zdrajcy. Straciłeś moje zaufanie.

Druid zaczął żałować swojego napadu histerii. Niepotrzebnie tylko wystraszył Konopskiego. Próbował się uspokoić, lecz na marne. Był przewrażliwiony swoją obsesją wobec bezpieczeństwa dwudziestolatka. Bezskutecznie odpychał czarne scenariusze, będąc na skraju załamania nerwowego.

Kwadrans później zatrzymał się pod apartamentem Mikołaja. Bez opanowania naciskał domofon przy ogrodzeniu wysokiego budynku, tracąc przy tym resztki zdrowego rozsądku. Cóż, lęk był od niego znacznie silniejszy. Długo nie musiał czekać na objawienie się młodzieńca, od którego dzieliła go jedynie metalowa furtka. Widok żywego Konopa przywrócił olej w jego głowie.

– Słucham? – odezwał się Mikołaj, finezyjnie unosząc kąciki malinowych ust.

– Możemy porozmawiać... w środku? – zasugerował oschle Wardęga, nie mogąc oderwać wzroku od czarnego golfa rozmówcy. Jakże nieodpowiednia była to sytuacja do zachwycania się urokiem osobistym tego chłopaka.

– Nie wiem, panie Wradęga. To zależy, czy jeszcze mi ufasz, bo sądząc po twoich smsach, to niezbyt, prawda?

– Droczysz się ze mną? Myślisz, że to jakaś chora zabawa? – warknął.

– Skądże. Mimo to nie spodziewałem się tak dwulicowych wiadomości. Przyszedłeś w sprawie naszej współpracy? Chcesz omówić podział zarobków?

– Nie obchodzą mnie pieniądze. Przyszedłem do ciebie.

– Oto jestem, więc wal śmiało, co leży na twym sercu – powiedział, nie kryjąc przykrych emocji.

– Naprawdę będziesz kazał mi tu stać z tym debilnym kijem w ręku?

– Po jakiego grzyba wziąłeś ze sobą ten kij?

– Mikołaj, proszę, nie mam zamiaru się z tobą kłócić. Jeżeli bardzo tego pragniesz, to odjadę. Natomiast wiedz jedno – dodał po chwili. – nie przestanę się o ciebie martwić. Być może jest to paranoja, ale będę czuwał w Psiakobusie od dnia do nocy, mając na uwadze potencjalne zagrożenie.

– Dziękuje za iście szlachetną protekcję – parsknął śmiechem. – Liczysz, że naiwnie wpadnę w twoje ramiona, tak jak zrobiłem to rano? Litości.

– W takim razie to tyle z mojej strony – oznajmił, kierując się do samochodu.

W głębi duszy Mikołaj także nie chciał, by ich znajomość finalnie odeszła w niepamięć. Nie było to zło konieczne, on sam nie potrafił wyprzeć się narastających uczuć wobec starszego mężczyzny. Pragnął wrzeszczeć za nim jak oszalały, gdyż rzeczywiście zdążył już oszaleć na jego punkcie.

– Cholera, poczekaj! – zawołał w desperacji Konopski.

Sylwester zerknął zza ramienia, dostrzegając otwartą furtkę oraz wyciągniętą rękę Mikołaja. Poczuł jak klatka delikatnie mu się zapada, ale w przyjemny sposób. Była to ulga wymieszana z nadzieją odzyskania jego względów. Napięcie należy zwalczać stopniowo, wszakże Wardęga już prawie raz stracił tego chłopaka na dobre. Za żadne skarby nie chciał powtórzyć takich błędów.

Dlatego Druid równie prędko zjawił się przy nim, bez wahania wplątując swoje palce w kościstą dłoń okularnika. Nie do końca wiedział jak powinien okazać chłopaku zapewnienie. Od paru dni był świadomy swoich dwuznacznych zachowań i myśli. Konopski wielokrotnie kusił go jak wąż Ewę, ale chwila zapomnienia mogła sporo kosztować przywódcę Watahy. Jego priorytetem nadal pozostawał komfort młodszego przyjaciela.

– Przepraszam cię, Mikołaju – wydusił z siebie, ukrywając szklane oczy pod powiekami.

– Nie mów nic więcej – przełknął nerwowo nadmiar śliny w gardle. – po prostu zamknij się i pozwól mi zrobić to, na co miałem od dawna ochotę – wyszeptał Konopski, nieśmiało dotykając kciukiem dolnej wargi Sylwestra.

Druid nie potrzebował wszystkich pięciu zmysłów, by domyślić się przyszłości. Mógłby przysięgnąć Bogu, iż serce Mikołaja telepało się jak szafa grająca po wrzuceniu monety. Ich serca biły tak samo mocno, jakby zaraz któremuś miało wyskoczyć ono z piersi. Sylwester widząc nieustający strach z brakiem przekonania na twarzy młodszego, postanowił przejąć inicjatywę, złączając ich usta w jakże upragnionym, a zarazem drżącym pocałunku.

Całowali się tkliwie, otoczeni wzajemnym oddechem, próbując nadążyć za nowymi doznaniami, niegdyś tak obcymi, a dziś bardziej żywymi niż oni sami. Wyzwoleni od reszty świata, obaw i wstydu. Do ich nozdrzy wprosił się zapach wyjątkowej mikstury wanilii i lasu. Delektowali się każdą sekundą ujmującego zbliżenia, w pełni rozluźniając rozgrzane ciała. Zatraceni w hipnozie, mężczyźni odkrywali magię kontrowersyjnej rozkoszy. Przez umysł Sylwestra przebiegła tylko jedna myśl. Czy tak właśnie wygląda niebo?


Puszka Pandory | Wardęga x KonopskyyDove le storie prendono vita. Scoprilo ora