21. Homunkulus: część druga

1.6K 122 290
                                    

Wojtek przeprowadził chłopaka do windy, zjeżdżając z nim w głąb piwnicy. Nastała chwila, w której traumatyczne wspomnienia wróciły do głowy Mikołaja. Na widok ciemnego, klaustrofobicznego pomieszczenia zrobiło mu się duszno do tego stopnia, że Wojtek musiał siłą pchać go do środka. Nakazał usiąść mu na krześle, cały czas trzymając nóż przed jego twarzą.

Tymczasem w salonie Baxton rozkładał kamerę, podczas gdy Druid czytał scenariusz. Najman spoczywał na kanapie, wysłuchując wariackiego monologu Baxtona.

– Aż ciężko uwierzyć, że wszystko poszło jak po maśle. Jak widać, wcale nie potrzebuję gromady goryli z Fame MMA. Wystarczył zmanipulowany Wojtuś. Kto by pomyślał, że będzie w stanie zamienić się w służącego. Jeszcze wspomnę, że jeżeli zobaczę jak któryś z was wyciąga telefon, to jeden sms do Wojtka i żegnacie się z młodym.

– Skończysz w piekle, Bombel – wtrącił Najman ze śmiertelnie poważną miną, na co Baxton parsknął śmiechem.

– Nie mogę tego zrobić, Michał – rzekł Wardęga, upuszczając scenariusz na ziemię.

– Bla, bla, bla – zadrwił Baxton. – Mało mnie to interesuje, jeśli mam być szczery. A teraz zabieraj dupsko przed kamerę, czas na próbę generalną.

Sylwester kombinował na wszystkie strony, by wybrnąć z tej, cholernie podłej sytuacji. Jedyne, co przychodziło mu do głowy, to grać na czas. Opóźniać nagrania do momentu, w którym wychwyci słabość Baxtona. Przecież musiało coś istnieć, jakiś element burzący jego mur. Sylwester przypomniał sobie jak Mikołaj opowiadał mu o podejrzeniach odnośnie zaburzeń osobowości Michała. Mówił, że Baxton to wyłącznie jedna z wielu tożsamości, przejmującą kontrolę w obliczu zagrożenia. Konopskiemu już raz udało się uśpić czujność Baxtona, jednocześnie przywołując poprzednią personę – Boxdela. Teraz nadzieja pozostawała w rękach Druida.

Podczas gdy Sylwester recytował scenariusz w żółwim tempie, piętro niżej odbywała się istna katorga dla dwudziestolatka. Obarczony tragiczną retrospekcją, Mikołaj starał się opracować plan ucieczki. Wojtek czuwał nad nim, muskając swoje przedramiona tępą stroną noża. Oczy miał puste, pozbawione wiary, czy perspektyw. Sprawiał wrażenie gotowości do niehumanitarnych czynów. Strach pożarł go w całości, zostawiając po nim szkielet człowieka nikczemnego. Widok otumanionego Wojtka przywoływał w Mikołaju najgorsze instynkty.

Skoro chciał przechytrzyć nieprzewidywalnego włodarza, musiał sam się takim stać. Wiedział, że zegar tyka, że tym razem nie mógł liczyć na ratunek od Watahy. Teoretycznie, to mógłby poczekać na nadejście Sylwestra, ale jakim kosztem? Nie tylko Druidowi zależało na karierze, czy dogodnym życiu, gdzie połowa Polski nie będzie wytykać ich palcami. Przyszłość, w której Wardęga nakłamie stek bzdur na temat ich relacji była niedopuszczalna.

– Dużo ci zapłacił? – przerwał ciszę Konop.

– Tu nie chodzi o pieniądze – odparł Wojtek, nie spuszczając wzroku z ostrego narzędzia.

– Wątpię, przecież uchodzisz za płytkiego gościa. Bezbarwnego, mało inteligentnego typa, co dla pieniędzy zrobiłby wszystko.

– Niby kto tak sądzi? – wzburzył się, podchodząc krok bliżej.

– Biłem się w Fame, to swoje słyszałem – ciągnął podpuszczanie Mikołaj.

– Tak? Co jeszcze o mnie słyszałeś od tych fałszywych pajaców?

– Nie oszukujmy się, Wojtek. Oni nie biorą cię tam na poważnie. Jesteś tylko marionetką, obiektem ich żartów. To musi boleć potężnego włodarza, nie? Och, zapomniałem, że to nie ty uchodzić za potężnego.

Puszka Pandory | Wardęga x KonopskyyWhere stories live. Discover now