— Poczekam na ciebie na korytarzu. — Przesunęła ręką po jego włosach i wyszła z garderoby.

Po kilku głębszych oddechach Adrien zdecydował, że czas spełnić swój synowski obowiązek. Nie wybrał takiego życia, ale też nie mógł przed nim uciec. Spojrzał w lustro na swoją zaczerwienioną twarz. Liczył, że wróci do normalnego stanu, nim dojdzie na miejsce.

Założył marynarkę fraka i opuścił garderobę. W sypialni wyleciał do niego Plagg, który ku radości Adriena nie skomentował jego wyglądu. Kwami przysiadł na ramieniu swojego pana.

— Schowam się w tym twoim szlafroczku. Mam nadzieję, że przemycisz mi tam małe co nieco.

— Ty i małe? — Adrien uniósł brew, a Plagg prychnął. — Przemycę. Ale jeśli będę potem śmierdzieć serem, winę zrzucę na ciebie.

Przeszli razem do dziennej komnaty, skąd już krótka droga dzieliła ich od Nathalie.

— Już widzę, jak oznajmiasz wszystkim, że nosisz pod ubraniem kwami — sarknął Plagg. — Pamiętaj: najbardziej cenię sobie camembert, ale dobrym pleśniowym też nie pogardzę.

Tym razem to Adrien prychnął. Pokręcił głową.

— Chowaj się — polecił, a Plagg grzecznie wleciał pod ubranie.

Nathalie czekała przed drzwiami wraz ze strażnikiem, do którego widoku Adrien przyzwyczaił się jak do swojego cienia. We trójkę ruszyli w plątaninę korytarzy i schodów.

Na parterze w dalszej części pałacu znajdowała się tak zwana Mała Sala, w której odbywały się takie przyjęcia jak urodziny Adriena. Nazwa mogła być zwodnicza, bo pomieszczenie było pokaźnych rozmiarów, ale została nadana w kontraście z Dużą Salą, gdzie odbywały się ogromne bale.

Weszli rzadziej uczęszczanymi korytarzami do pomieszczenia z boku Małej Sali. Przez grubą, szkarłatną kurtynę Adrien słyszał panujący w niej gwar i elegancką muzykę. Przez cienką szparkę przechodziło światło setek płomyków.

Adrien wyjrzał dyskretnie za kurtynę. Wodził okiem za mężczyznami w mundurach i wytwornych strojach. Kobiety poupinały wysoko włosy. Ich szerokie, kolorowe suknie zajmowały mnóstwo miejsca na sali. Pomiędzy nimi kręcili się służący i służące, wszystkie w jednakowych prostych, kremowych sukienkach i zaplecionych na głowach koronach. Gabriel dopilnował każdego szczegółu. Słychać było prowadzone rozmowy i stukanie obcasów o wypolerowaną na błysk posadzkę.

— Jesteś gotowy? — spytała za plecami Adriena Nathalie.

— Tak sądzę.

Nathalie skinęła głową strażnikowi.

— Daj sygnał panu Agreste, że przyszliśmy.

Strażnik skinął w milczeniu i odszedł wykonać polecenie. Adrien stanął blisko kurtyny i wyprostował plecy. Wygładził swój strój ostatni raz. Miał nadzieję, że nie zmiażdżył przy tym Plagga. Nasłuchiwał dźwięku swojego imienia po drugiej stronie.

Rozległo się pobrzękiwanie. Ktoś blisko kurtyny uderzał sztućcem o swój kieliszek. Musiał stać z boku, bo Adrien nie widział tej osoby przez sz. Gwar na sali ucichł. Została tylko delikatna muzyka.

— Zacni goście! — Chłopak rozpoznał, że przemawia jego ojciec. Dawno nie słyszał w głosie Gabriela tyle energii. — Przyjęcie może nareszcie rozpocząć się na dobre. Zjawiła się osoba, dla której wszyscy się tu dzisiaj zebraliśmy. — Adrien poczuł narastającą w gardle gulę. — Proszę o oklaski dla mojego syna, Adriena Agreste, który kończy dziś dziewiętnaście lat.

Kurtyna powoli rozsunęła się na boki. Światło, które zastąpiło półmrok, oślepiło Adriena. Postąpił kilka kroków do przodu. Zalała go fala oklasków. Rozejrzał się po twarzach zebranych, ale było ich zbyt wiele, by zawiesić na którejś wzrok na dłużej.

GODS AND MONSTERS • MIRACULOUS LADYBUG AUDonde viven las historias. Descúbrelo ahora