Zerknął na ekran, a widząc numer Nancy od razu odebrał.

- Hej... - przywitał się cicho zerkając jednocześnie na wilczycę.

- Coś ty taki zestresowany? Stało się coś? - zapytała słysząc jego ton.

Szatyn milczał przez chwilę, aż przemógł się ze swoim pytaniem.

- Często... Często się zdarza, aby wilkołak umiał przybrać więcej niż jedną, zwierzęcą formę?

Pielęgniarka mruknęła coś pod nosem, jakby w zamyśleniu, po czym odpowiedziała:

- Nie. To są skrajne przypadki i zdarzają się tylko, jeśli dziecko ma rodziców z dwóch różnych gatunków zmiennych. Ale nawet wtedy prawdopodobieństwo posiadania dwóch zwierzęcych wcieleń jest mniejsze od jednego procenta. A czemu pytasz? - zaciekawiła się kobieta. - Zmieniłeś się w coś innego niż wilk? W wiewiórkę? - Cicho się zaśmiała.

- Nie ja. Leona zmieniła się w kota.

Po jego słowach nastała długa cisza, która była wystarczająco wymowna. Nancy też była zaskoczona.

- Jak to? - wydusiła w końcu z siebie pielęgniarka. - Ona... Ona miała rodziców z tego samego gatunku. Na pewno to były wilkołaki...

- A skąd ta pewność? - przerwał jej swoim pytaniem.

- Bo się do tych informacji dogrzebałam i tyle - odparła w miarę spokojnie.

- Dobra, dobra. Nie będę się pytał gdzie musiałaś się włamać dla tych informacji, ale czy możesz... - nie zdążył dokończyć zdania.

Pukanie do drzwi i nagła ucieczka Leony na górę wystarczająco go zaskoczyły.

- Zaraz do ciebie oddzwonię - powiedział tylko i się rozłączył.

Niepewnym krokiem, wciąż mając w głowie tę niecodzienną sytuację z wilczycą, stanął przed drzwiami, aby po chwili je otworzyć.

- Dzień dobry, Alfo - powiedział od razu się skłaniając i przepuszczając mężczyznę w drzwiach.

Dwie bety stojące za nim pozostały na zewnątrz.

- Chciałbym zobaczyć w jakim stanie jest nasz więzień - powiedział rozkazująco stając na środku korytarza.

- Leona jest dość strachliwa i mało posłuszna. Już uciekła na górę - odpowiedział natychmiast. - Jeszcze też nie wróciła do swojej ludzkiej formy.

Alfa spojrzał na Quentina mrużąc groźnie oczy i warknął.

- Przyprowadź ją.

Beta skulił się nie co na rozkaz wydany przez mężczyznę, ale szybko poszedł na piętro po Leonę.

Wszedł do jej pokoju i po krótkiej chwili przekonywania dziewczyny, aby poszła za nim, udało się.

Quentin stanął na przeciw Alfy od razu prosząc go o chwilę cierpliwości, aż Leona zdecyduje się sama zejść ze schodów.

Z początku wilczyca tylko zaglądała zza rogu co jakiś czas powarkując. Kładła uszy i mrużyła oczy czasem całkowicie znikając za ścianą. Jednak nie wyglądała na chętną do podejścia bliżej.

- Niech będzie - odezwał się po dłuższej chwili Alfa. - Poinformuj mnie, gdy wróci do ludzkiej postaci. - I wyszedł.

Quentin oparł się o ścianę głośniej oddychając. Najpierw ta dziwna przemiana... Teraz Alfa... - westchnął po raz kolejny. Przez cały czas, gdy Alfa był w domu, Quentin nie potrafił racjonalnie myśleć. Wciąż tylko w głowie pojawiały mu się obawy. Co właściwie Alfa chciał zobaczyć?

Szatyn szybko wrócił do kuchni, wziął telefon i zadzwonił do Nancy. Kobieta odebrała po dwóch sygnałach.

- Skąd Alfa wie o drugim zwierzęcym wcieleniu Leony? - zapytał nim pielęgniarka zdążyła się odezwać.

Minęła chwila nim do Nancy dotarł sens pytania.

- Moment... Czekaj, co? Dlaczego o to pytasz? Był u ciebie?

- Tak, był u mnie - odpowiedział nie co zirytowany wszystkim. - I chciał zobaczyć Leonę. Dlaczego? Dlaczego zaraz po tym jak się przemieniła?

- Nie warcz na mnie, bo nie wiem. - Słychać już było, że także powoli traci nerwy. - Ale mogę ci powiedzieć, że Alfa jest ostatnio wyjątkowo nie w humorze, więc uważaj.

- Nie w humorze? - zdziwił się nie co tym stwierdzeniem. - On nigdy nie jest w humorze i wiem to, choć dość krótko tu jestem.

- Więc tym bardziej uważaj. Szczególnie teraz - mówiła coraz ciszej, aż zaczęła szeptać. W tle słychać było jej kroki. - Aktualnie mamy tu, aż trzy poranione bety. W tym jednego, którego trzeba było pozszywać. I wszyscy wrócili w tych stanach od Alfy. Dlatego, naprawdę, uważaj na siebie. Jeśli wiesz jak mu nie podpaść to...

- Dobrze już, zrozumiałem - przerwał jej już spokojniejszym tonem. - Nie przejmuj się mną, aż tak. Jeśli już musisz się czymś zamartwiać to Leoną, okej?

- No, okej. Ale wiesz, że na nic więcej raczej nie wpadnę ani się nie dowiem? - zapytała.

- Tak. Ale przynajmniej zajmiesz myśli czymś w miarę sensownym. - Quentin uśmiechnął się pod nosem mówiąc to.

- Bo moja praca to luźny czas na przemyślenia - odpowiedziała ironicznie pielęgniarka. - Dobra. Kończę i wracam do roboty. A ty, pilnuj dziewczyny i pamiętaj o rozmowach.

- Wiadomo - i bez zbędnych słów, rozłączył się.

Odłożył telefon i zerknął w kierunku schodów. Teraz rozmowa, a potem spać, bo padnę - stwierdził kręcąc głową i powoli idąc na górę. Zdecydowanie ten dzień był ciężki.

Pierwsza gwiazda 2Where stories live. Discover now